Wspomnienie o prof. Marianie Solarzu

Minęło parę tygodni od śmierci Profesora Mariana Solarza (3.02.2011r.), nadszedł więc czas, aby na spokojnie przybliżyć jego osobowość i dokonania znakomitego nauczyciela naszego liceum.

 

 

Droga życiowa Mariana Solarza była trudna i ciężka, ale dzięki swoim licznym talentom szybko wybił się na ponad przeciętność. Urodził się 8 marca 1951r. w Hadlach Szklarskich i tu ukończył szkołę podstawową. Kontynuował naukę w Technikum Łączności w Przemyślu i na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku podjął studia na Uniwersytecie Jagiellońskim na wydziale filologii romańskiej. Był wybitnym studentem, jego pasja uczenia się języków obcych szybko została zauważona nie tylko na uczelni, ale przez inne środowiska, zwłaszcza kościelne. Z tego okresu jego życia znamienny jest fakt, który do tej pory znali tylko nieliczni. Myślę, że teraz tę jedną z tajemnic Mariana mogę wyjawić. Oto w połowie jego studiów zwróciła się do niego kuria biskupia w Krakowie z prośbą o udzielenie korepetycji z języka esperanto. Komu? Ówczesnemu biskupowi Karolowi Wojtyle. Kiedy pytałem Mariana, jak te lekcje przebiegały, to zapamiętałem, że nauka trwała rok i zawsze po zakończonych zajęciach przyszły papież, Jan Paweł II zapraszał go na kolację, gdzie często podawano ryż ze śliwkami. W tym też czasie dał się poznać jako świetny tłumacz języka łacińskiego. Pracę z tego zakresu zlecili mu krakowscy franciszkanie, u których Marian zamieszkał na kilka tygodni w mnisiej celi, gdzie w ciszy i spokoju przetłumaczył na język polski kilkanaście łacińskich tekstów religijnych. Dzięki jego translatorskim umiejętnościom mogło ukazać się dwutomowe zbiorowe dzieło: ,,Wczesne źródła franciszkańskie’’ pod redakcją o. Salezego Kafla. W gronie przyjaciół często powracał do tego epizodu życia zakonnego. Kończąc studia, Marian władał biegle kilkoma językami: francuskim, łacińskim, włoskim, rumuńskim. Mógł zostać w Krakowie, ale troska o matkę spowodowała, że wrócił w rodzinne strony i podjął pracę w Liceum Ogólnokształcącym w Kańczudze, a od roku 1980 zaczął pracować u nas – w Liceum Ogólnokształcącym im. Mikołaja Kopernika w Jarosławiu. Przepracował w naszej szkole ćwierć wieku, odszedł na emeryturę w 2005 r. Pracował również w liceach w Przeworsku i Łańcucie. Kim był Profesor Marian Solarz i jaki pozostanie w naszej pamięci? Był przede wszystkim nauczycielem z wielkim talentem pedagogicznym. Kochał młodzież, dla niej poświęcił najwięcej sił i najwięcej ze swego życia. Wychował i wykształcił całe zastępy uczniów i niejeden z nich, kto miał szczęście być jego wychowankiem nigdy nie zapomni, że to właśnie dzięki niemu został świetnym romanistą, uczestnikiem olimpiad z tego przedmiotu, bądź zakochał się w języku łacińskim, albo to jeszcze, że do dzisiejszego dnia nosi w sercu i pamięci jego oryginalne powiedzonka, sentencje, radość bawienia się słowami, miłość do czytania książek. Jednym słowem, Profesor Solarz był dla młodzieży, tak jak i dla nas kolegów, koleżanek i przyjaciół Mistrzem Duchowym! Ale niełatwo było przyzwyczaić się do tego, że przyjaźni się z nami człowiek, przewyższający nas pod tyloma względami. Uderzało bogactwo i potęga jego inteligencji, szybkość i doskonałość skojarzeń, zdolność ich formułowania, obszerność wiedzy i niezawodna pamięć. Tworzyło to razem wyższość tak wyraźną, że niełatwo było, jak sądzę, opanować w sobie odruch zawstydzenia z powodu własnych braków w oczytaniu i wiedzy. Trudno było dorównać Marianowi w erudycji, między innymi dlatego, że godziny, które on spędzał w autobusach dojeżdżając do pracy, poświęcał na czytanie. Lubił i wielbił pisarzy posiadających dar jasnego, prostego języka: Sienkiewicza, Reymonta Szołochowa, Balzaca, Hugo, Flauberta i wielu innych. Niemniej jednak nigdy nie rozstawał się z jedną książką: „Naśladowanie Chrystusa” Tomasza à Kempis. W całym swym życiu Marian wyznaczył niezwykłe miejsce przyjaźni. Przyjacielem był gorącym, spontanicznym, wiernym, bezgranicznie oddanym. Miał w sobie olbrzymi skarb radości życia i dlatego był przyjacielem nadzwyczaj wesołym. Jego nieodłącznym składnikiem osobowości, sposobem bycia, a nawet – jak sądzę – myślenia, był humor. Wszystko co robił, było oryginalne, niespodziewane i dlatego zawsze pozostaniemy pod urokiem jego tajemnych gestów i inteligentnych żartów słownych. Miał szeroką skalę zainteresowań i pod tym względem była to postać zupełnie renesansowa. Znał się dosłownie na wszystkim, począwszy od gastronomii, malarstwa, muzyki, historii, literatury, filozofii, a skończywszy na sztuce pisania, ale o tym najwięcej mogą powiedzieć ci szczęśliwcy, którzy prowadzili z nim korespondencję. Marian był człowiekiem głęboko wierzącym, ale nigdy nie afiszował się ze swoją wiarą. A jednak każdy, kto znał go bliżej, odnosił wrażenie, że w tym człowieku było coś, co można śmiało nazwać dobrocią, a nawet świętością. Z religią łączyła go jeszcze jedna cecha – wierność. Kult wierności samej w sobie. Wyznawał więc jako zasadę wierność dla przyjaciół, dla uczniów, dla pewnych czynności stale, co roku się powtarzających: uprawa ogródka, zbieranie ziół, chodzenie na grzyby, a także wierność dla tej ziemi, gdzie się wychował i spędził prawie całe swoje dorosłe życie. Umarł tak jak żył – cicho, skromnie, starając się w niczym nie wyróżniać. W mojej pamięci i wszystkich tych, którzy go bliżej znali, Marian Solarz na zawsze pozostanie człowiekiem wielkodusznym i szlachetnym.

14.03.2011 Andrzej Sarnicki

Dodaj komentarz