Szkolni poeci

Witamy wszystkich czytelników w nowym roku szkolnym 2024/2025

Przemijamy

Przemijamy jak rosa błyszcząca w świetle poranka,
znikająca, gdy słońce odwróci wzrok.
Nie ma w tym dramatu ani wzniosłych historii –
tylko kolejny oddech,
kolejny dzień,
kolejne „a jutro może być inaczej”.
Przemijamy, bo wszystko przemija,
ale w tym całym znikaniu jest spokój.
Bo nawet gdy ostatni raz spoglądasz na niebo i bierzesz ostatni oddech
świat idzie dalej – i to jest w porządku.
Nie bój się tej radości chwil,
one są kruche, ale wystarczą.
W końcu to nie o wieczność chodzi,
lecz o uśmiech, który się pojawia –
choćby jeden raz.

Daniel Strojny, 2B

Marzenia

Siedzę w ławce, myśl gdzieś płynie,
za oknami słońce ginie.
Na zeszycie – kilka słów,
w głowie tysiąc nowych snów.
Chciałabym być tam, gdzie lato,
gdzie się śmieje świat z byle co,
gdzie nie pytasz: „Co po szkole?”
tylko lecisz tam, gdzie wolę.
Może kiedyś – sceny blaski,
albo podróż bez przystanki,
może książka, może wiersze,
może niebo trochę szersze…
Każda lekcja – trochę droga,
każda myśl – rozmowa z Bogiem,
każdy sen – oddech dla duszy,
który we mnie świat poruszy.
Nie wiem jeszcze, kim się stanę,
czy pokocham, czy przegram, czy wygram zmianę.
Ale jedno wiem na pewno –
z marzeniami chcę iść ze mną.

Amelia Cieliczka, 2B

Marzenia mam w plecaku

Marzenia mam w plecaku, obok zeszytów,
między zadaniem z matmy a wierszem Szymborskiej.
Czasem mi się wysypią na ławce zbyt szybko,
gdy zapatrzę się w niebo zamiast w tabliczkę.

Chciałabym kiedyś pisać – nie tylko sprawdziany,
zwiedzić Paryż, Nowy Jork… choćby Gdańsk na razie.
Może zatańczyć na scenie, choćby na chwilę,
albo po prostu być kimś, kto się nie myli.

Czasem się boję, że są za wielkie,
że świat powie: “za młoda, za cicha, zbyt delikatna”.
Ale wtedy przypominam sobie jedno –
że wszystko, co wielkie, też kiedyś było małe.

Więc zbieram te myśli jak gwiazdy spadające,
i chowam do kieszeni – na lepsze momenty.
Bo nawet gdy wokół szaro i nudno,
to w głowie mam wszechświat – i to całkiem cudny.

Claudia Krzeszowska, 2B

Miłość

O miłości słodkiej wiedząc wszystko,
Serce me w błogiej ekstazie kołysze.
Jak kwiecień, w pełni rozkwitnąwszy różą,
Płonie uczucie, które nie zgaśnie.
W jej oczach lśnią gwiazdy niebieskie,
W jej głosie brzmi muzyka nieziemska.
Jak promyk słońca rzucony w cień,
Rozprasza smutki, w nas budzi nadzieję.
O miłości pisać to jak poezja,
W słowach uwięziony ten skarb niewymowny.
Jest jak błogi sen, co serca rozświetla,
W miłości szczęście znajduje swoje tło.
Sylwia Grzeszczak, 2B

Miasto świateł

Pędzę miastem, nocą tętni,
w duszy neon, w głowie setki
myśli, co jak auta mkną —
każda inna, żadna w ton.
Słuchawki grają bity z chmur,
wiatr mi śpiewa refren z gór,
a pod stopą asfalt grzmi,
jakby znał już każdy rytm.
Na przystanku stoi cień,
może sen, a może dzień,
palce w ekran wbite znów —
czy to blisko, czy bez słów?
Scrollujemy cudze życia,
klik, podglądaj, bez dotknięcia.
Ale w sercu gdzieś się tli,
że to wszystko… nie to my.
Więc podnoszę wzrok na mrok,
w nim jest więcej niż ten szok.
Może czas już zrzucić mgłę
i być sobą – choćby źle.

Natalia Gołąb, 2B

„Moje miejsce”

Nie dom, nie miasto, nie krajobrazy,

lecz ciepło głosu, dotyk bez skazy.

Tam, gdzie jej uśmiech, tam spokój duszy,

w ramionach mamy świat się nie kruszy.

Jej dłonie – czułość, co ból ukoi,

jej oczy – blask, co ciemność zbroi.

Gdy życie plącze trudne ścieżyny,

ona jest światłem w mojej krainie.

Niech czas nie zmienia tej pewnej przystani,

Gdzie serce zawsze miłość zastanie.

Bo moje miejsce, bezpieczne, stałe,

to mama – serca dom doskonały.

Gdy życie niesie chłodny wiatr,

jej głos jak pieśń koi mój strach.

W oczach ma niebo , w sercu ma dom,

ramiona matki – mój cichy schron.

/Wiktoria Domaradzka/

„Miejsce (nie)idealne”

Miejsce w którym żyję, zakłamane jak moja głowa,
uśmiechając się życzą Ci najgorszego,
przy jednoczesnym pozdrowieniu miłego dnia.
Puste słowa nastolatków, puste gesty, pusta ofiarność.
Czy uda się zaistnieć, poczuć się widzialnym?
W tym tłumie stajesz się permanentnie niepostrzegalny.
Jednakowi ludzie, jednakowe twarze, jednakowe mody, agresja i nienawiść.
Ile jeszcze można siedzieć w tym samym?
Na koniec dnia padam i duszę się tym wszystkim,
słyszę tylko Ciebie i głos Twój niski.

/Antoni Gilarski/

„Obecność: ciężar, dar i obowiązek”

Przychodzisz na świat jak deszcz w pustyni
nikt cię nie wołał,
ale wszystko cię chłonie.
Nie wiesz, czy to cud, czy pomyłka,
ale ziemia pęka,
żeby zrobić ci miejsce.
Dojrzewanie to nie wzrost,
to przerastanie dawnych wersji siebie —
ciało zbyt ciasne, myśli za głośne,
a lustro milczy,
jakby wiedziało,
że jeszcze chwilę nie będziesz gotów się zobaczyć.
Świat nie obiecuje sukcesu,
ale daje ci szansę.
Jedną. Dwie. Kilka.
I to od ciebie zależy,
czy coś z nich zostanie.
Miłość natomiast przychodzi różnie.
Czasem jako ciepło,
czasem jako ogień,
który cię wypali.
Ale i popiół może być początkiem.
Czasem też nie przychodzi wcale.
Żyjesz w świecie pełnym kłamstwa,
ale czasem daje on moment,
który wydaje się być prawdą,
albo chociaż ciszą,
w której możesz się usłyszeć.
Pytasz: kim jestem?
Odpowiedź nie pada.
Bo może nie chodzi o odpowiedź,
ale o pytanie, które warto zadawać.
Odchodzisz bez bagażu,
tylko z ciężarem, którego nikt nie zważy.
Zostaje cisza,

w której nie wiadomo —
czy to koniec,
czy nowy, nienazwany początek.

/Daniel Strojny/

,,Moje miejsce”

Jest takie miejsce – ciepłe, znajome,
Gdzie mogę ściszyć myśli przepełnione.

Jest takie miejsce, gdzie po długiej rozpaczy,
Mogę się ukryć, by nikt mnie nie zobaczył.

Tam gdzie nie muszę niczego tłumaczyć,
Gdzie moje słowa nie giną w tłumie, a cisza mnie rozumie.

Moje miejsce zna moje smutki, moje łzy, chwile radości,
Nie pyta, nie ocenia, po prostu jest i jestem w nim.

To moje miejsce, gdzie czas staje w miejscu,
To tu chcę wracać, by odnaleźć spokój.

To moje miejsce, mój mały świat,
Gdzie zawsze chcę wracać i w spokoju trwać.

/Oliwia Koczut/

„A kiedy to, co złe się skończy”  

A kiedy to, co złe się skończy,

nareszcie świat wróci na miejsce.

Udamy się na spacer,

trzymając się za ręce.

A kiedy to, co złe się skończy,

pójdziemy razem do teatru.

Wracając parkową alejką,

będziemy słuchać szumu wiatru.

A kiedy to, co złe się skończy,

świat się nagle zatrzyma.

Radość i wdzięczność serce otuli,

odejdzie niedobra godzina

A kiedy to, co złe się skończy,

nadejdzie czas zrozumienia,

że zawsze obok był człowiek z sercem,

zamiast zimnego, twardego kamienia.

/Wiktoria Domaradzka/

„Serce człowieka”  

Serce człowieka to cenny dar.

Ono nie podlega nikomu,

nie słucha rozumu,

nie wybiera prostych dróg.

Nie zawsze w dobrą podąża stronę,

lecz nigdy nie traci swej wolności.

Serce wie, że codzienność przytłacza,

wymaga siły, nie daje wytchnienia.

Wokół widzi zło, cierpienie, smutek, przygnębienie,

brak perspektyw…

Ale każdego dnia jest wielkie.

Przytula, pielęgnuje, gratuluje,

bije i wychwala Boga…

Rysuje obrazy w duszy,

pisze scenariusze, maluje krajobrazy,

krajobrazy ludzkiego życia.

Ukazuje wszystko, nie kryje niczego.

Jest mapą tego, co było.

Bywa pomocne.

Zupełnie bezinteresowne.

Bo przecież serce jest najcenniejszym skarbem na świecie.

/Wiktoria Domaradzka/

„Życie”

W oddali szepnęło:

„dzień dobry”,

kiedy powstało

o bladym świcie,

a ja mu głosem

ospałym :

„Witaj! Ach,

ty moje życie.

Tak cieszę się, że jesteś –

– odrzekłam –

i że dzięki tobie nadal

oczy otwieram …

Tak cieszę się, że jesteś!

Ukochane!

Z nadzieją powieki przecieram.

Po wschodzie słońca

z nadzieją pójdziemy,

po serca westchnienie i uścisk

dnia tego.

Z radością spełnimy

marzenia,

przed nami wiele dobrego”.

Poszłam z mym życiem

krokiem odważnym,

po księżyc, tęcze

i zapach róży.

Poszłam z mym życiem

pod rękę

odkrywać smaki codziennych

podróży.

/Wiktoria Domaradzka/

Witamy wszystkich czytelników w nowym roku szkolnym 2023/2024

Kwiatowa melodia

Na łące tańczą kwiaty w rytmie wiatru,
Rozkwitają w kolorach, pełne uroku.
Pszczoły mozolnie zbierają nektar,
W promieniach słońca błyszczą jak bursztyn.
Tulipany, róże, fiołki i lilie,
Kwiaty pełne wdzięku i delikatnej siły.
Rozsiewają wonie, jak muzykę dźwięki,
Kwiatowa melodia wiosny u jego wnęki.

/Sylwia Grzeszczak/

Na chwilę

W tym leży pies pogrzebany,
że czas nasz jest wyczerpany.
Jesteśmy tu tylko na chwilę,
do złej gry dobrą robimy minę.
A tajemnica istnienia
wciąż dostarcza nam wielkiego zdziwienia.
Odkryła to poetka polska –
Wisława Szymborska.
Bo nic dwa razy się nie zdarzy,
mimo że człowiek czasem o tym marzy.
Życia powtórzyć nie da się niestety,
trzeba więc za pierwszym razem przebrnąć przez wertepy.
Zaakceptować, że tu i teraz tylko mamy,
I przeciwnościom losu się nie damy.
Nasza egzystencja opiera się na braku wprawy,
co zapewnia jej po stokroć zabawy.
Pierwszy raz kochamy,
choć troszkę się miotamy.
Do szkoły chodzimy się uczyć,
żeby nie musieć bez celu się włóczyć.
Podejmujemy kolejne prace,
żeby budować pałace.
Rodzinę też założyć czasem chcemy,
wtedy w głębi serca to czujemy.

Potem z wnukami czas spędzamy,
i po dobre jedzenie sięgamy.
W końcu kres życia nadchodzi,
a słońce nad nami zachodzi.
Z nostalgią wspominamy stare dzieje,
choć nasza egzystencja w posadach się chwieje.
Nie chcemy odchodzić z tego świata,
gdzie większość ludzi mamy za brata.
Taka jest jednak losu kolej,
więc nad tym nie bolej.
To dobrze, że nie da się życia powtórzyć,
nikt też nie powinien się na to burzyć.
Dlatego właśnie jest ono piękne,
choć pojęcie mamy o nim czasem mętne.
Jesteśmy tylko uczniami,
prawdziwej przyszłości duchami.
Zachęcam więc, by z okazji skorzystać,
I aż tyle nie rozmyślać.
Bo nic dwa razy się nie zdarzy,
W czym wartość życia się waży.

/Anna Chrobak/

Moja „Utopia”

Nie ma świata oczywistego.

Takiego bez żadnego miejsca cienistego,

w którym żyje niepewność, domysł i przewidywanie,

gdzie nie ma nawet mowy o jakimkolwiek planie.

O niczym nie można być przekonanym,

świat nasz często określa się zwariowanym.

Niczego nie możesz być pewny,

gdyż zaraz przyleci los powiewny, rozwiewając wątpliwości wszelkie,

wprowadzając cię w zakłopotanie wielkie.

Nie zawsze sens i prawda na wierzchu są widoczne,

kłamstwo jednak staje się żarłoczne.

Szybko, niczym choroba, się roznosi,

co najważniejsze faktów rzetelnych nie znosi;

realności wszelkiej również unika,

chroni je przed nią żelazna pozorów tunika.

Na nurtujące pytania trudno znaleźć odpowiedź,

nawet nie licz na małą podpowiedź.

Dlaczego? – zadajesz sobie pytanie,

mimo, że wiesz, że nie otrzymasz odpowiedzi na nie.

Nadal rozmyślasz – nic samo się nie wyjaśni,

przecież to nie świat rodem z baśni.

/Anna Żelazko/

Mikołaj Kopernik

– wszystkim astronom znany,

do dziś budzi podziw i jest wspominany.

W Toruniu urodzony i tam wychowany,

żył z trójką rodzeństwa i swymi rodzicami.

Studiował lat cztery na uczelni w Krakowie

i tam umiłował sobie astronomię.

Później we Włoszech prawo studiował

i medycyną interesował.

W Bolonii matematykę zgłębiał wytrwale,

a w Rzymie głosił wykłady wspaniałe.

W Padwie praktykę lekarską zdobywał,

tam On medyczne studia odbywał.

Chętnie poszerzał wiedzę studiując,

w Ferrarze dyplom doktora zyskując.

Doktorat prawa kanonicznego ,

kolejny tytuł zdobyty przez Niego.

Lecz nigdy nie przyjął kapłańskich święceń

i nasz Kopernik nie został księdzem.

Potem opuścił Mikołaj Italię

i przeniósł swoje życie na Warmię.

Przy boku wuja prowadził życie

też udzielając się w polityce.

Tam też dał pierwszy zarys swojej teorii

– o ruchach ciał niebieskich –

– przełom w astronomii.

I na łacinę tłumaczył utwory,

dedykowane jego wujowi.

Następnie do Fromborka się przeprowadził

i w kapitule życie prowadził.

Trzydzieści lat na Warmii przebywał

i różne funkcje pełnił, odbywał.

Lecz mimo wszystko znajdował czas,

na obserwację nieba i gwiazd.

Spisywał swoje wnioski i obliczenia,

dając początek swojego dzieła.

Przyrządy z drewna sam sobie wykonywał,

ze swojego ogrodu niebo wypatrywał.

Teoria jego to przełom ogromny

i obalała dotąd przyjęte normy.

Mikołaj zwlekał z dzieła wydaniem,

Bo burzyło ono ówczesne przekonanie.

Dopiero Retyk wydał częściowo,

aż w Norymberdze druk całościowo.

Jednak Mikołaj wydania nie dożył

lecz całe serce w swe dzieło włożył.

Potem dwukrotnie jeszcze wydane,

a później aż dwieście lat zakazane.

W XIX wieku udoskonalone dzieło powróciło

i już ono żadnych wątpliwości nie budziło.

Kopernikowska teoria choć przyjmowana lata

– zmieniła całe postrzeganie świata.

/Oliwia Kaszowska/

Smak przyjaźni

Przyjaźń – słowo każdemu znane,

Choć różnie jest rozumiane.

Lecz czy smak przyjaźni znamy?

Nigdy się nad tym nie zastanawiamy.

A przyjaźń ma smaków wiele,

Tak, jak różni są przyjaciele.

Smak słodki, kwaśny czy słony,

Gorzki czy zobojętniony?

Dowiemy się, gdy jej doznamy,

W sercu jej smak szybko poznamy.

Przyjaźń umacnia, nie okłamuje,

Ale czasami też rozczaruje.

Wtedy smak znanej wszystkim słodyczy

Zmieni się w przykry, pełen goryczy.

Lecz warto różne smaki poznawać,

O przyjaźń w życiu zawsze się starać.

/Oliwia Kaszowska/

“11 listopada”

to jest bardzo ważna data.

Dzisiaj Święto obchodzimy,

Wolność Polski naszej czcimy.

Dawno temu zniewolona,

spod zaborów uwolniona!

Dzisiaj miejcie w sercach waszych,

Tych – co strzegli granic naszych.

Życie swoje poświęcili,

ale Polskę uwolnili!

Dzisiaj Wolna Polska nasza,

na rocznicę swą zaprasza.

To rocznica jest Wolności,

dzień ogromnej więc radości.

Bo żyjemy w kraju wolnym,

niezależnym i spokojnym.

Bez walk, wojen i niewoli,

na wspomnienia serce boli…

O Ojczyznę naszą dbajmy

i wzajemnie się wspierajmy.

By wolności nie straciła

i JUŻ ZAWSZE WOLNĄ BYŁA!

/Oliwia Kaszowska/

„łąka kwiatów nocy”

popatrz na punkty błyszczące

usłane kwiatami przestworza

czytaj z nich kształty mych myśli

i nicość płynącą w mdłych słowach

zanurz się w toni wszechświata

z rozlanych materii kolorem

lśniącą barwami ziemskimi

od krwistej czerwieni — po fiolet

smakuj nieśpiesznie mą duszę

przez kształt włosów, po serce

dopóki dźwięki nie zgasną

i gestem wypełni się przestrzeń

***

obudź się w czułych ramionach

poranku, co przedświt scala

dowiedz się, czy jeszcze trwa spokój

czy właśnie zaczęła się jawa

/Jakub Borys/

„wizje nowoczesne”

bezkresną myślą tamuję czas

łzy ociekają z neonów blaskiem

choć czuję piękno, nie widzę gwiazd

na świecie wszystko jest krasne

namiętne momenty spojone błyskiem

klatka po klatce znikają w próżni

stuletnia trawa ma odcień szmaragdu

niebo nad miastem — pustki

niekształtnym ciałem i gołą stopą

dotykam materii, co szybko ginie

wizjom umyka stałość wszechświata

a głowie wszystko, co żywe

uśmiechy widać, choć twarze samotne

sen — sinusoida — upadki i wzloty

pod nogi tłumu wpadam codziennie

z ginącym wspomnieniem minionej nocy

/Jakub Borys/

„płynność”

usiąść na krześle w letnim, przedpołudniowym spokoju

za uchem kłębi się kurz dziecięcych marzeń

pośród iskier i błysków soczewki w półmroku

w zamglony dzień, i w dzień pozbawiony wrażeń

poczuć zapach drzew emitujących swe pyłki

atomów zbierających się w zakamarku oka

i snu, co ogarnia mą głowę właśnie w te dni

jakby mrok nigdy nie zaczynał się od nowa

oto siedzę samotny pośród roślin rocznych

przez które miesiące przeleciały płynnie

trans zacznie się nowy, rok kolejny przeminie

pozostawiając woń swoją daleko w tyle

oto jestem zlepkiem nikłych wyobrażeń

traw

kolorów oczu

serc czerwieni krwistej

nim usiądę ponownie na krześle w błogi poranek

przeminie noc, miesiące i całe życie

/Jakub Borys/

„kolor ostatnich słów nieba”

wloką się bezkształtem anioły

spłoszone istnieniem uczucia

rozgrzane do czerwoności oczów lampiony

jak grzechem rozdarta dusza

klatka po klatce gasną miłostki

przedsenny obraz dziecięcych lęków

nad nieboskłonem ludzkiego istnienia

dławi się rozkosz w przededniu

próchnieją słowa osiadłe na ustach

wietrzeje moment, co minął

rozlana na ścianie plama z krwi, wspomnień

parzy się w głębokim kolorze indygo

/Jakub Borys/

„brzask”

czerwienią wypełnij me serce po brzegi

bezdźwięcznym szeptem ust swoich

całunem słabego ciała struktury

duszącym zapachem magnolii

płyń ze wszechświatem, ze słowem i tchem

doprowadź me zmysły do piekła

rozgrzej sumienie, wypal strach, tlen

dopóki nie umrę w twych rękach

dopóki jasności nie sięgnie nas brzask

uśpionych promieni słońca

i z czasem rozlanym w malunku ciał

zgasnę w twych oczach bez końca

/Jakub Borys/

„insomnia”

spokoju iskra syci dzień
nad światem lazurowe morze
utkany pejzaż z gwiazd i ciem
których nie widać na co dzień

wieczorem długie łuny lamp
niszczą bezsenny krajobraz nocy
gdy blask księżyca pada na twarz
i człowiek za nim ślepo kroczy

poranków iskry tłumią sen
wskrzeszają emocje w martwe ciało
by poczuć w życiu jeszcze tlen
na który zwykle czasu mało

/Jakub Borys/

„Taki czas”

 Nagle cisza, bezruch.

Pośpiech ustąpił miejsce spowolnieniu,

Spokój wygrał z hałasem,

Dumna samotność pokonała ludzkie kontakty.

Marzenia dalej czekają w długiej kolejce na spełnienie.

Zamaskowani, patrzymy z zazdrością na wolne ptaki, lecące przywitać maj.

Słońce ociepliło zieleń.

Wszystko jest chyba normalnie…

Chociaż nie!

Dziś zwyciężczynią jest tęsknota. Za Tobą, za Nim, za Człowiekiem

/Kacper Czwakiel/

,,Słońce”

Czasami spadam w dół

Niknę w mroku

Wyciągam przed siebie dłoń

Ledwo łapiąc oddech

Ciągnę za me włosy

Czuję łzy na policzkach

Kim jestem?

Snując się po pomieszczeniu

Niczym cień

Światło wyłania się

Oślepia mnie blask

Wpatruję się w niebo

Czuję to

Gdzieś w mojej duszy

Głęboko

Rozpala się ogień

Z dotykiem twych ust

I cichego szeptu

Który splata nasz los

Na zawsze

I wije wspomnienia.

/Klaudia Haloszka/

„Dwie strony”

Dla nich głośno brzękoczące instrumenty
dla nich cicho jęczące lamenty
uśmiechnięte miny, pokazy, podziwy
spuchnięte rany, łańcuch boleściwy

Dla nich piękno lasów i równość natury
dla nich ostatni widok, w niebo, w chmury
nagrody, biesiady, pijackie spotkania
ucieczka, przetrwanie, rana zadana

Dla nich pełne stoły, a brzuchy wydęte
dla nich wbite noże, nogi trzęsące, ugięte
rozwarte szczęki, plamy, nudności
smród, ciasnota, połamane kości

Rodzi się, umiera, zmartwychwstaje
ktoś zabiera, a ktoś daje
pływa, lata, chodzi, umiera,
hydrosfera, atmosfera, litosfera, wymiera

/Weronika Bosak/

„Marzenia” 

Lubię ciszę przy ogrodzeniach

Gdzie domy przykucnęły

Rozgrzewając szare myśli

Po zimie

Choć trudno oddychać

Marzenia płyną spokojnie

Ze wzrokiem błądzącym

Po niebie

Pamiętasz tamten czas

Co gwar roznosił od świtu

Marne wspomnienie

Po lecie

Jeszcze włożymy nowe buty

Ruszymy w szalonym pędzie

By cały świat rozkołysać

Po szczęście

/Gabriela Tymoczko/

„Serce”

Miała trzynaście lat, nagle nowa szkoła i otoczenie

Ta zmiana to dla niej dość trudne doświadczenie

W swojej klasie właściwie nie znała nikogo

Miała wrażenie że wszyscy odnosili się wrogo

Nie była zbyt lubiana, to nie do ukrycia

Wielu wyśmiewało jej wygląd i sposób bycia

Gdy inni topili swoje problemy w alkoholu

Ona stawiała im czoła pozostając w domu

Cały mrok przesłaniała wizja jej marzeń

By ukończyć edukację i zostać lekarzem

Wiedziała że zdrowie w życiu stoi na pierwszym miejscu

I powinno się pomagać nie tylko tym najbliższym sercu

Nikt nie mógł jej rozproszyć podczas ciężkiej pracy

Za wyjątkiem jednego kolegi ze swojej klasy

Od początku wydawał się inny, co było zaskoczeniem

A ciekawość z czasem przerodziła się w zauroczenie

Szukała sposobu by wyznać uczucia do niego

Idealną okazją był dzień czternastego lutego

Była pewna że tego dnia coś może zaiskrzyć

Niestety jednak nic nie poszło po jej myśli

Pod jej nieobecność ktoś zobaczył walentynkę wystającą z plecaka

Wystarczyło kilka chwil a list niespodziewanie trafił do adresata

Gdy wróciła została uderzona spojrzeniami wszystkich wokół

Przyjęła to z przerażeniem choć próbowała zachować spokój

On sam w środku zamarł, zareagować nie zdołał

Słyszał jedynie ten złośliwy śmiech ludzi dookoła

Szacunek i uznanie rówieśników okazały się więcej warte

Dlatego z bólem na sercu na jej oczach podarł tę kartkę

To był najgorszy dzień, w którym straciła siły by żyć

Poczuła że od tego momentu jej serce przestało bić

Najważniejszy organ, który w chłodzie świata jest jak ogień

Wbrew pozorom nie zawsze wyznacza odpowiednią drogę

Serce symbolem miłości, w nim mieści się wszystko co czujesz

Podaruj je więc tylko temu kto na nie naprawdę zasługuje

Minęło czterdzieści lat, a tamten moment przestał mieć znaczenie

Rana się zabliźniła, dawny smutek i ból odeszły w zapomnienie

Jej serce jeszcze przez długi czas było ranne

Była przedrzeźniana i gnębiona nieustannie

Jednak te kpiny wcale nie odebrały jej odwagi

A narodziła się świadomość swojej przewagi

Nienawiść może skazić każdego, może wszędzie dotrzeć

Lecz prawdziwa siła polega na tym by zdołać  jej się oprzeć

Gdy opanowała myśli które targały jej głową

Zdołała skończyć szkołę i zaczęła żyć na nowo

Na studiach zdobyła coś co cieszy ją do dzisiaj

Ponieważ właśnie wtedy poznała miłość swojego życia

Ich związek był silny, poradził sobie z każdym trudem

A po skończonej edukacji jeszcze umocnili go ślubem

Jej wszystkie osiągnięcia można długo wymieniać

Można powiedzieć że udało się jej spełnić marzenia

Teraz wspomina wszystkie chwile do dnia dzisiejszego

I dochodzi do wniosku że w życiu nie żałuje niczego

Chce odwiedzić męża, schodzi po schodach pomału

Nagle jej światło gaśnie i niespodziewanie dostaje zawału

Niewydolność serca, konieczna jest transplantacja

Wie że może wkrótce umrzeć jeśli nie znajdzie się dawca

To właśnie paradoks jej życia, nie sposób zaprzeczyć

Zawsze pomaga innym a sama nie może się uleczyć

Gdy nadzieja umiera z powodu śmiertelnej choroby

Nieoczekiwanie dostaje organ od pewnej osoby

Po zabiegu towarzyszy jej dziwne uczucie w środku

Z jakiegoś powodu myśli że coś jest nie w porządku

Nazajutrz patrzy do skrzynki i widzi posklejany list

Poczuła że od tego momentu jej serce zaczęło bić

Najważniejszy organ, który w chłodzie świata jest jak ogień

Wbrew pozorom nie zawsze wyznacza odpowiednią drogę

Serce symbolem życia, w nim mieści się wszystko co czujesz

Podaruj je więc tylko temu kto go naprawdę potrzebuje

/Paweł Ciechanowski/

„Czas mnie nie goni”

Stoję na krawędzi. Wokół pustka. Nie ma nic.

Tylko jeden oddech śmierci szepcze mi.

Jeden krok, tyle trzeba, aby w końcu dostać się do nieba.

Wrzask. Rozglądam się. Kto to był?

Zaciskam powieki, powstrzymuję łzy…

Robię krok w tył, bo do przodu nie ma co iść.

To ja krzyczałam, uświadamiam sobie.

Padam na kolana, wbijam paznokcie w skórę dłoni.

Nie chcę umierać, bo czas mnie nie goni.

/Natalia Florek/

„Dwa kwiaty”

Pokażę Ci gwiazdę na niebie;

Jasną, piękną i wyrazistą,

A gdy nań spojrzysz, jak ja na Ciebie,

Ujrzysz naszą wspólną przyszłość.

Wyniesie nas w górę wiatr strugą cichą

Nad korony leśne, a ziemia krucha

Skryta pod księżycem, szepcze wichrom,

Co próbują nas podsłuchać:

Nie czas jeszcze.

I zaskoczy łąkę najzwyklejsza sowa,

Bo pod pierzyną nocy zacznie szlochać;

Spójrz tylko – powiem – zobacz:

Ona też nie umie wyznać, że kocha.

/Karol Janiga/

„Gwiezdny pył”

 Cisza czarnej ciemnej nocy

Pęka wraz z wyrazem słów

Pięknych, zwykłych, lecz namiętnych

Lekki się wydaje znój

Jak kawałek tortu chwil

Wracam do miękkiego głosu

Z życia gdy nie miałem nic

Oprócz pragnienia rozgłosu

Czytam listy pożegnalne

Poszukuję literówek

Kocham Cię, nienawidziłem

Mówi skromnie gdzieś nagrobek

Ja nie patrzę już pod stopy

Obiecuję ciągle Ci

W przyszłość światłą, gwiazdozbiory

Wpatruję się, no i chwil

Takich jak przebyłem z tą

Co nazywam ciągle mą

Lecz nie na tym świecie ona

Zagubionym w prochu gwiazd

Chciałbym znaleźć jej ramiona

I pokochać jeszcze raz

/Jakub Przystasz/

,,Mury”

Ach, gdyby te mury mówiły,

ileż to by się stało!

Gdyby te mury mówi,

historii nie było by mało!

O królach, rycerzach, księżniczkach,

wojnach, pokojach i ślubach.

Nie groziła by wtedy wszechobecna nuda!

Jak dużo muszą wiedzieć!

Przecież w centrum historii od wieków muszą siedzieć!

Gdyby te mury mówiły,

zagadki by zaraz znikały!

Jako świadkowie najlepiej by nam opowiadały!

O szlakach handlowych, problemach,

o tym jak rósł Telemach,

kto w danym sporze miał rację!

Mielibyśmy informacje

o nie jednym zdarzeniu!

Lecz nie na darmo mówią o kamiennym milczeniu…

/Konstancja Hulak/

,,Ostatni ukłon”

-Witaj i żegnaj bracie! – tak mówi silny do kata,

z wdzięcznością oglądając blaski tego świata.

Jacyś przechodnie się zbierają

i stojącego pytają:

– Miecz ostry, czy to cię nie przeraża?

– Nie bardziej niż łyżka kucharza!

Nie ostrze mnie zabije, lecz ręka która je trzyma!

Kat coś pod nosem przeklina.

Ruch szybki, dźwięk dziwny, widać tylko błysk stali.

Tak umierają silni – ci którzy się nie bali.

/Konstancja Hulak/

,,Tren dla jaskółki”

Odeszłaś ma czarnopiórko…

Ach zbudź się droga jaskółko!

Zawsze byłaś wiosny zwiastunką,

chłopskiej stodoły opiekunką,

a gdy nisko latałaś,

deszcz wszystkim obwieszczałaś.

Twe dzieci już rozpoczęły kwilenie

i wołają cię niestrudzenie

jak Syzyf czekając końca swej pracy,

jak owce na halach umrą bez bacy!

Płaczę jaskółko! Czy tego nie widzisz?

Płaczę jaskółko! Czy z łez moich szydzisz?

Ciebie zimną biorę w moje ciepłe dłonie.

Teraz zaśpiewasz już tylko Persefonie…

/Konstancja Hulak/

„Ponary…

Drzewo wspomnień”

Czy wiesz mój Drogi, co tutaj się stało?

Czy wiesz, jak wielu ludzi cierpiało?

Ja tam byłem.

Ja wszystko widziałem…

Niejedną cichą modlitwę do Boga słyszałem.

Gdy padał strzał, ja razem z nim padałem

i każdego z patriotów czule żegnałem…

Świat może zapomnieć

O mnie…

O Tobie…

Wtedy cisza tego miejsca Ci o nich opowie.

Pamiętaj proszę i wspomnij czasami,

że zginęli za Polskę, którą tak kochali.

/Patrycja Kontek/

„To normalne”

Iskry odbijające się w oczach,

te uspane w pamięci.

Zapach palącego się ogniska,

śpiew ludzi marzących by jeszcze niejeden wieczór tak spędzić.

Tak to zapamiętałam i nie raczę zapomnieć,

obietnic tam danych i marzeń spełnionych

Lecz oddalam się od tych czasów,

trochę nikną w zapomnieniu.

Z czasem ta fatamorgana powraca jak wspomnienie dnia dzisiejszego…

Teraz już prawie nic nie jest takie same,

Jest inne… ale to normalne…

Ciepły dotyk ludzi wiecznie młodych, wolnych, mogących wszystko,

powraca jak ciepłe lato.

Mało prawdopodobne, a jednak… to normalne…

W końcu wszyscy się spotkamy i wspomnimy to minione lato.

/Izabela Sokołowska/

„Zaduma”

Złość z siłą strasznego karła

mimo, że dbamy o siebie

by wsparcie znaleźć w niebie,

w nurt życia się wszystkim nam wdarła.

Kiedy z miłością tęsknię za wiosną

a wirus spowalnia jej kroki

fundując nam wszystkim swe mroki

nadzieję mam w sercu, że radość i kwiaty urosną.

Kiedy dziś patrzę na świat,

mimo cierniowych dróg

przekroczę smutku próg

i uśmiech odejmie mi lat

Młodości…dodaj mi siły!

Niech nad smutku czarne chmury

ograniczeń ciężkie mury

obalę by świat był miły.

Choć wieści są jeszcze Hiobowe

to serce rwie się do góry

by wiarę przenosić nadal chmury

i czekać cierpliwie na nowe.

Romantyzm objawia swe lice!

Nam trzeba znów cenić przyrodę,

nie działać na jej wielką szkodę,

by przyszłość pisała następne przepiękne stronice.

/Rafał Wirkijowski/

Możliwość komentowania została wyłączona.