Archiwum

A way out

Josef Fares to reżyser, który stworzył takie filmy jak: „Policjanci”, „Balls” czy „Jalla! Jalla!”. Jeśli o nich nie słyszeliście, to wiedzcie, że ja też. Słyszałem natomiast, że w każdym obsadzał w głównej roli swojego brata, Faresa. Tak, Fares Fares. Postanowił jednak zmienić branżę i zaczął robić gry.

Takie zmiany to często niewiadoma, ale jak widać w tym przypadku się opłaciło. W 2013 roku wyprodukował Brothers: Tales of two sons, a później założył własne Hazelight studios i wspólnie ze swoimi ludźmi oraz pieniędzmi od Electronic Arts stworzyli omawianą dzisiaj grę.

„A way out” to liniowa gra akcji oparta na filmowej narracji podobnie jak np. gry studia Naughty Dog. Przyznam się, że uwielbiam ten rodzaj gier, a dzieła wspomnianego developera należą do moich ulubionych. Tylko, że tutaj jest o tyle ciekawiej, iż dana opowieść jest też grą kooperacyjną i żeby w ogóle zagrać potrzebujemy partnera. Sam fakt, żeby wydać produkt tego typu jest zarówno odważnym, jak i pocieszającym krokiem, gdyż w dobie gier nastawionych na sprawdzone metody i aktualną modę, są ludzie, którzy oferują coś świeżego i dla konkretnej niszy. A jak ostatecznie prezentuje się sama gra? Cóż…

Poznajcie Vincenta i Leo. Vincent właśnie zaczyna swoją odsiadkę w więzieniu. Leo przesiaduje tam już pół roku. Zarówno jeden jak i drugi z różnych powodów potrzebują znaleźć się na zewnątrz. Niestety żaden z nich nie dokona tego sam i dalej pewnie już się domyślacie. Fabuła nie należy do bardziej wyszukanych, gdyż opiera się na pewnych schematach, ale już sama realizacja wypada bardzo dobrze. Bohaterowie różnią się od siebie i im dalej, tym większą mamy do nich sympatię. Stroją sobie żarty, przekomarzają się między sobą oraz co ważniejsze, każdy ma jakąś historię. Motywy rodzinne są mocno zaakcentowane, dzięki czemu mamy dużo poruszających momentów. Niestety scenariusz nie jest bez wad. Nie spodobał mi się antagonista, który jest nieciekawy i sztampowy do bólu. Poza tym, nie brakuje tu dziur scenariuszowych, z których zdajemy sobie sprawę jakiś czas po grze. Świetne zakończenie łamie wszelkie schematy i sprawia, że nie zapomnimy tej gry tak szybko. Dodam jeszcze, że pod postać Leo głos podkłada brat reżysera.

Jednak „A way out” to wciąż gra i stwierdzam, że rozgrywka doskonale się komponuje z fabułą. Nawet wspomniany złoczyńca, mimo iż słaby, ma znaczenie dla dalszej zabawy. Gra cały czas się zmienia i nie pozwala, aby żaden z graczy się nudził. W jednym momencie skradamy się między strażnikami, w innym mamy efektowne ucieczki, a kiedy indziej gra zamienia się w trzecioosobową strzelankę. Między tym wszystkim są momenty spokojnej eksploracji i interakcji postaci. Żadna z tych czynności nie jest zbyt długa, jednakże są momenty zbyt krótkie i niektórych może denerwować fakt, że gra będzie im co chwilę zabierać kontrolę nad padem. Mnie jednak to nie przeszkadzało. Przez większość gry ekran jest podzielony. Są momenty gdzie mamy nie dwa, a trzy ujęcia (pewnie znajdą się tacy, którzy będą mieli z tym problem).

Ważny w tej grze jest aspekt kooperacji. Dołożono starań, aby każdy z graczy odgrywał jakąś rolę. Przykład z początku gry: jeden z graczy chowa się w wózku na prześcieradła, a drugi pcha wózek. Takie przypadki są częste, ale nic nie stoi nam na przeszkodzie, aby się oddalić od kompana i pogadać sobie z losowymi osobami (każda z postaci ma osobne dialogi dla tej samej osoby), albo się porozglądać po otoczeniu. I warto to robić, bo w tej grze aż roi się od mini gier, w których można rywalizować z kolegą. Możemy zagrać na starym automacie czy rzucać rzutkami. Przyznam, że z partnerem przegapiliśmy chyba połowę, a możliwe, że jeszcze więcej.

Nie ukrywam, że razem ze wspólnikiem mieliśmy mnóstwo radochy z gry. Szczerze ją polecam mimo, że niektórych może odstraszyć fakt, iż gra trwa jakieś 5-8 godzin. Wyobraźcie sobie, że gra kosztuje 100 zł czyli 50 na głowę, a w dodatku do grania przez sieć wystarczy jedna kopia, bo można ściągnąć darmową wersję, w którą można grać, jeśli ktoś nas zaprosi. Jeśli macie znajomego, z którym chcielibyście w to zagrać – zgadzajcie się. Ja w tym czasie będę oczekiwał następnej gry od Hazelight studios i Josefa Faresa.

Podziękowania dla mego kuzyna Bartłomieja Wojtyny za pomoc w ucieczce.

Michał Dudek