Archiwum

„Wyszarpałem to marzenie”

Justyna Ostafińska: W jaki sposób dowiedziałeś się o konkursie „Rejs Niepodległości”?

Przemysław Puzio: Dowiedziałem się o nim od mojej koleżanki Justyny, która jest wolontariuszką  w salezjańskim wolontariacie Młodzi światu„. Znając mnie, powiedziała mi, że muszę wziąć  w tym udział. Marzyłem o tym, by pojechać na ŚDM do Panamy, dlatego postanowiłem spróbować.

J: Czy wierzyłeś od początku, że uda się zdobyć nagrodę? Czy myślałeś może: kolejny konkurs na facebooku… pewnie nic z tego nie będzie, jednak zaryzykuję?

P: Wiedziałem, że nie jest to przypadkowy konkurs. Bałem się rozczarowania. W końcu jednak postawiłem wszystko na jedną kartę. Bardzo nie lubię przegrywać. Podejmując decyzję zdawałem sobie sprawę z tego, że już teraz nie mogę odpuścić.

J: Jak na to, że wysłałeś zgłoszenie zareagowała Twoja rodzina czy znajomi? Czy był ktoś kto mówił: Stary, weź puknij się w czoło?

P: Faktycznie, coś podobnego miało miejsce, kiedy mój tato opowiadał o moich planach swojemu znajomemu, który zna się na żeglarstwie. Ten pan powiedział tacie, że kiedyś, gdy wziął swojego kolegę na maszt w czasie rejsu, to tamten bardzo się przestraszył. Po wysłuchaniu tego sam się przeraziłem. Po minucie jednak mnie to rozbawiło.

J: W pierwszym etapie konkursu trzeba było zebrać jak najwięcej głosów pod nadesłanym zdjęciem. Musiałeś poruszyć niebo i ziemię by to zrobić, czyż nie?

P: Tak, musiałem to zrobić. Facebook w końcu zablokował mi możliwość wysyłania wiadomości. Mimo to, moi znajomi doprowadzili do tego, że zebrałem 623 głosy.

J: Jaka była Twoja pierwsza myśl po tym jak przeszedłeś do kolejnego etapu?

P: Już na początku wiedziałem, że uda mi się przejść do drugiego etapu. Zdarzyło się jednak, że cztery godziny przed końcem głosowania inny uczestnik konkursu zaczął błyskawicznie zbierać poparcie. Mimo sporej przewagi obawiałem się, że stracę prowadzenie w pierwszym etapie. Co myślałem gdy się udało je utrzymać do końca?Kurczę, słabo będzie przegrać„.

J: Na swoim blogu napisałeś: Ucząc się na uczelnię – miałem wyrzuty sumienia, że olewam swoje marzenie, konkurs i wszystkich Was – którzy tak zaangażowali się w głosowanie. Ucząc się na konkurs – byłem załamany, że w końcu wyjdę z niczym – obleję sesję, a konkurs przypadnie kosztem tych wyspecjalizowanym w żeglarstwie. Pytanie więc brzmi: jak to się stało, że udało Ci się pogodzić wszystko ze sobą i zmieść konkurencję w drugim etapie?

P: Właściwie to nie wiem jak mi się to udało. Tylko Pan Bóg to wie. Spędziłem sporo czasu
w Bibliotece Narodowej, obok której na szczęście mieszkam. Oczywiście poświęcałem też wtedy wiele na sesję. Jednak konkurs nie był mi obojętny. Czułem presję ze strony znajomych. Nie chciałem ich zawieść.

J: Czy pojawiły się chwile zwątpienia? Myślałeś może: po co właściwie robię to wszystko?

P: Pojawiły i nadal się pojawiają. Na grupie na facebooku Ci, którzy mają doświadczenia
z żeglarstwem piszą, że to wcale nie będą wakacje. Płyniemy jako załoga, nie jako pasażerowie. Być może będzie ciężko.

J: Jakie emocje towarzyszyły Ci, gdy dowiedziałeś się o wygranej głównej nagrody? Czy zdawałeś sobie wtedy sprawę z tego, że Twoje marzenia stają się faktem?

P: Dopiero kiedy zobaczyłem siebie na liście zwycięzców miałem takie wewnętrzne uczucie, że się udało. Siłą wyszarpałem to marzenie. Postarałem się o to z całych swoich sił.

J: Celem konkursu była nie tylko szansa do zaprezentowania się w roli Młodych Ambasadorówswojej rodzinnej miejscowości, ale także do promocji Polski za granicą. Jak czujesz się jako ktoś, kto może reprezentować zarówno małą, jak i dużą ojczyznę poza jej granicami?

P: Niesamowite jest to, że do wygranej zaprowadziło mnie zdjęcie wykonane w mojej ukochanej miejscowości, Radymnie. Dostałem dodatkowo wyjątkowe wsparcie. Na stronie miasta w czasie głosowania pojawiła się prośba o wsparcie mnie. Wiem, że sama moja rozmowa z obcokrajowcem jest jakimś sposobem reprezentowania mojego kraju, dlatego będę się starał z całych sił. Jest to bardzo zobowiązujące, ale także opiewa mnie dumą.

J: Będziesz miał już po raz drugi możliwość spotkania z Papieżem podczas 34. ŚDM. Jakie masz oczekiwania wobec tego spotkania?

P: ŚDM w Krakowie bardzo odbiły się na moim życiu. Zaowocowały m.in. tym, że wstąpiłem do wspólnoty, która zajmuje się uczynkami miłosierdzia. Spotkaniu w Polsce towarzyszyła niesamowita energia. Zaprzyjaźniałem się z ludźmi, z którymi rozmawiałem zaledwie pięć minut. Tutaj byłem gospodarzem. Tam zapewne nie będzie wielu Polaków, ani Europejczyków, więc poszerzenie horyzontów jest jeszcze bardziej możliwe niż w Krakowie.

J: Czy w Twojej głowie rodzą się już pierwsze wyobrażenia tego jak będzie wyglądała podróż?

P: Z pewnością tak. Na szczęście sam mogę wybrać odcinek, którym chcę płynąć. Gdybym miał wybierać z tych, obecnych na ten moment, wybrałbym ten z Singapuru do LA. Myślę, że będzie to czas poznania nowych ludzi, pracy, ale też zabawy i zwiedzania. Potem czeka nas wylot do Panamy (jest też możliwość dopłynięcia).

J: Jak wrócić do szarej codzienności mając w głowie myśl, że jeszcze w tym roku wyruszysz w rejs po świecie?

P: No właśnie. Jeśli udał mi się rejs, to tak naprawdę nie mam już wielkiego zapału, żeby uczyć się do kolejnych egzaminów. 🙂 Póki co myślę o niebieskich migdałach, kiedy się uczę. A to o tym, co zabiorę, a to, które państwo bardziej opłacałoby się zwiedzić. Bardzo ciężko nie sięgać tam ciągle myślami. Jak można spokojnie na to wszystko czekać? 🙂

J: Czy wierzysz w to, że niemożliwe nie istnieje? Co chciałbyś przekazać swoim koleżankom i kolegom, którzy każdego dnia zadają sobie pytanie: czy warto walczyć?

P: Edison mówił, że geniusz to 1% inspiracji i 99% potu. Wszyscy mają mnie za farciarza, ale być może ja po prostu sięgam po te szanse, które daje mi los i ciężko pracuję. Pewnie są marzenia, których nie da się spełnić. Chociaż czy to wtedy faktycznie są marzenia? Trzeba się spiąć. Wszystko da się zrobić. Byleby nigdy nie pojawiło się słowo: STOP. Tego wszystkim życzę i sobie też.

J: Wyślesz nam pocztówkę? 😀

P: Wyjazd mam sfinansowany, ale nie wiem czy nie zbankrutuję na samych pocztówkach. 🙂