Archiwum

Jak w szwajcarskim zegarku?

Rzeszowscy siatkarze zdecydowanym liderem grupy G w aktualnej Lidze Mistrzów. Ostatnie spotkanie, które w zasadzie było jedynie formalnością, Asseco Resovia rozegrała z popularnymi „Dragonami”. Trener Kowal po raz kolejny udowodnił, że dysponuje porządnym składem rezerwowym.

  Faza grupowa Ligi Mistrzów dobiega końca. Drużyna z Podkarpacia uplasowała się na pierwszym miejscu ze sporą przewagą nad rywalami i osiemnastopunktowym dorobkiem. Resovia wygrała wszystkie spotkania nie tracąc ani jednego seta. Wynik wtorkowego pojedynku nie miałby już żadnego wpływu na  stabilną pozycję polskiej drużyny. W szwajcarskim Lugano zaprezentowali się więc zawodnicy, którzy z reguły „grzeją ławę”. Zabrakło Bartosza Kurka, Lukasa Tichacka, Dmytro Paschytskyy’ego oraz Thomasa Jeaschke’go, którzy zostali w Rzeszowie, aby odpocząć i zregenerować siły przez rozgrywkami PlusLigi.

  Pierwszy set zdecydowanie należał do dwóch rzeszowskich skrzydłowych – Aleksandra Śliwki i Dominika Witczaka. To właśnie oni zdobyli najwięcej punktów poniekąd dzięki dokładnym rozegraniom Fabiana Drzyzgi. Dynamiczną grą ze środka wykazał się natomiast Russell Holmes, który w tym spotkaniu przejął rolę kontuzjowanego Jochena Schöpsa. Biorąc pod lupę całą drużynę nie można jednak zaliczyć tej partii do grona najlepszych. Zgrzytem był zwłaszcza brak pewnej i stabilnej zagrywki. Głównie z tego powodu Resovia objęła wyraźne prowadzenie dopiero w okolicach dwudziestego punktu.

  W kolejnym secie podopieczni Andrzeja Kowala niewątpliwie poprawili jakość swojej gry. W elemencie bloku błyszczeli Russell Holmes i Julien Lyneel. Kilkakrotnie sytuacja Resovii zmierzała w złym kierunku, jednak skrupulatne pilnowanie wyniku dało o sobie znać. Podobnie jak w poprzedniej partii efektywnymi atakami wykazał się Dominik Witczak. Zawodnikom Dragons Lugano brakowało przede wszystkim regularnych wykończeń, które prezentowali zbyt rzadko. Problemem dla nich mógł być też spokój i dobra organizacja po przeciwnej stronie siatki.

  Ostatnia partia została rozegrana z udziałem Nikolaya Pencheva, który już w pierwszej akcji zadał cios przeciwnikom pojedynczym blokiem. Problemy z przyjęciem, a także banalne pomyłki rywali również miały wpływ na przebieg trzeciego seta. W końcówce spotkania odważną zagrywką i precyzyjnymi wystawami popisał się najmłodszy z kadry Resovii – Marcin Karakuła. Debiut tego zawodnika, dotychczas zasilającego drużynę juniorów przypuszczalnie był najbardziej emocjonującym fragmentem meczu.


ASSECO RESOVIA RZESZÓW – DRAGONS LUGANO 3:0 ( 25:23, 25:17, 25:18)

ASSECO RESOVIA: Drzyzga, Lyneel, Dryja, Witczak, Śliwka, Holmes, Wojtaszek (libero), Penchev, Perłowski, Ignaczak (libero), Karakuła

DRAGONS LUGANO: Marcelincho, Radziuk, Todorow, Andrić, Hietanen, Valsecchi, Rosić (libero), Pokersnik, Gelasio, Tomsia

 

Dominika Perykasza