Archiwum

Ryucon – kolejny a zarazem pierwszy

Czym jest Ryucon? Może tak… Zdarzyło ci się kiedyś, znaleźć w miejscu, z ponad tysiącem pozytywnie porąbanych ludzi? Oglądać taniec godowy jednorożców? Przytulać się do nieznanych sobie osób, przybijać piątkę smokom reprezentującym pory roku, czy choćby pytać się losowych ludzi, o możliwość potrzymania miecza. Jeśli nie, pozwól że opowiem ci jak było.

1. Dawno dawno temu…

Zacznijmy od genezy. Za konwent, odpowiadała grupa FUN Cube, powstała po rozpadnięciu się B-Team. Ekipy, która przygotowała wcześniej w Krakowie aż 11 konwentów. I tak oto, pod nową nazwą, ze starą ekipą i nową konwencją, powstał RYUcon. Czy event się udał? Zaraz wam opowiem, ale po kolei.

2. „Przed wyruszeniem do szkoły, należy ugotować drużynę.”

Wraz z moją ekipą, pojawiliśmy się na terenie szkoły ok. 10, nastawieni że jak co roku, kolejka będzie ciągnęła się już od parkingu. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy spotkaliśmy zaledwie grupkę osób, wyłożoną na schodach pod głównymi drzwiami szkoły. Szybkie zapoznanie się i zajęcie kolejki, aby przejść do jednej z najbardziej emocjonujących czynności. Czekania. Akredytacja miała zacząć się o 16, lecz dzięki Bogu rozpoczęto ją trochę szybciej, gdyż w ciągu tych kilku godzin, z małej grupki zrobił się tłum, którego spodziewaliśmy się na dzień dobry. W każdym razie, stanie na słońcu przy temperaturze ponad 30 stopni, to jeszcze nie koniec świata, tym bardziej że akredytacja poszła dosyć sprawnie (w ok. 2 godziny Helperzy rozprawili się z całym tłumem). Fakt, że wraz otrzymaniem smyczy, identyfikatora, informatora etc. dostaliśmy karteczkę informującą o zmianach w programie z powodów technicznych (część punktów została przesunięta, bądź całkiem odwołana) był lekko niepokojący, ale innych problemów technicznych nie zauważyłem.

3. „Jeden by wszystkimi rządzić…”

Konwencją, była obecność czterech smoków, reprezentujących pory roku. Byli to: Haru – Smok Wiosny; Natsu – Smok Lata; Aki – Smok Jesieni i Fuyu – Smok Zimy. Każdy z nich, miał poświęconą sobie kapliczkę, przy której można było wykonywać zadania dla wyżej wymienionych. Po odwiedzeniu kapliczki Haru, gdzie dowiedziałem się że ku chwale tej rudowłosej smoczych, będę musiał składać kwiatki z origami, uznałem że znajdę inny sposób na spędzenie czasu. Swoją drogą, oprócz festiwalu smoków (na którym ogłoszono który ze smoków miał najgorliwszych wyznawców), konwencji nie było jakoś specjalnie czuć. Kapliczki jakoś specjalnie nie przyciągały. No, może z wyjątkiem Natsu, gdzie załapałem się na limbo i tańczenie makareny, wynagrodzone potem darmowymi napojami. Pod tym względem mogło być lepiej, chociaż smoki (które przechadzały się na terenie konwentu) samą rozmową potrafiły dostatecznie umilić czas.

4. „Pokaż mi swoje towary”

Co do atrakcji, oferowało je 12 paneli, których różnorodność tematyczna była wystarczająca aby zadowolić zarówno mangowców, jak i graczy czy fantastów. Niestety w tym temacie nie mam dużo do powiedzenia, bowiem tak genialnie bawiłem się z ludźmi, że oprócz paneli szermierczych, nie udało mi się zagościć na żadnym z nich.

Dodatkowo, rzecz jasna sale konsolowe, na których można było pomłócić m.in. w: Mortal Kombat; Tekken’a; Soul Calibur; Wiedźmina 3; UltraStara; RockBanda; Osu!; Dance Central; Naruto czy choćby poskakać na DDR’ach. O ile w dzień, wszystkie sale konsolowe były otwarte, o tyle po północy, jedyne na czy można było zagrać to DDR’y. Wiem że ludzie chcą spać itd, ale po kilku godzinach ciągłego tupania naprawdę idzie zdechnąć. W każdym razie, za zwycięstwa w licznych wiedzówkach i turniejach, można było zdobyć Ryuny. Konwentową walutę, dzięki której bez wydania ani złotówki, niektórzy upolowali koszulki, poduszki czy inne gadżety.

5. „To już jest koniec…”

W skrócie: Nie licząc kilku wpadek i przeźroczystej konwencji, konwent był naprawdę świetnie zorganizowany. Helperzy dbali o porządek, a organizatorzy sprawdzali czy nigdzie nie ma jakichś problemów. Jeżeli chodzi o ludzi, (bo to akurat największy atut tego konwentu) byłem po prostu wniebowzięty. Z każdym można było pogadać, a wiele przypadkowo poznanych osób, mogło towarzyszyć nam do samego końca. To o czym pisałem w lidzie, to tylko mało procent rzeczy, które się tam wyrabiały.  O tym ci akurat nie opowiem, ale zapraszam na kolejną edycję RYUcon’u. Dzięki socjałowi, organizacji czy położeniu (Lewiatan i Biedronka zawsze w pobliżu), polecam ten konwent każdemu, zwłaszcza osobom które nie miały okazji gościć na tego typu eventach. Krótko mówiąc: Działo się!

 

Arinet