Archiwum

„ALE KINO! #7” – 7

Cyfra „7″ ma bardzo bogate odniesienia. Jest symbolem całości, dopełnienia, dla wielu kultur oznacza doskonałość, perfekcje. Dla katolików ma wiele znaczeń i przykładów z Pisma Świętego, ale najbardziej kojarzy się z siedmioma grzechami głównymi. Pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, nieumiarkowanie w jedzeniu i picu, gniew, lenistwo. To właśnie dzięki grzechom głównym powstał jeden z najlepszych filmów w historii – dzieło Davida Fincher’a z 1995r. – „Siedem”.

Obraz amerykańskiego reżysera opisuje mroczną, wstrząsającą opowieść o dwóch detektywach: przygotowującym się na odejście z zawodu Williamie Somerset (Morgan Freeman) oraz o młodym, ambitnym Davidzie Millsie (Brad Pitt). Dwóch śledczych dzieli niemal wszystko – temperament, wiek, sposób pracy i charakter, nawet kolor skóry ale pomimo różnic są skazani na wspólną pracę jeszcze przez siedem dni, kiedy to na emeryturę odejdzie bardziej doświadczony z dwójki panów. Niedługo po rozpoczęciu pracy przez Mills’a, zostaje popełnione makabryczne morderstwo, które staje się ciągiem krwawych, bestialskich i tajemniczych zabójstw popełnianych przez jednego człowieka – Jona Doe (Kevin Spacey), według dokładnie zaplanowanego klucza.

W Los Angeles, w którym rozgrywa się akcja, nieustannie pada deszcz związku z czym czujemy mętną, przytłaczającą atmosferę. Film jest utrzymywany w niespokojnym i posępnym tonie. Paleta barw nie wykracza poza czerń i szarość, a dwójka głównych detektywów jest jakby pozbawiona uczuć, nie wspominając o czarnym charakterze. Swoją cegiełkę do zbudowania klimatu dołożył Howard Shore, główny twórca muzyki, który idealnie wpasował się w założenia Fincher’a odnośnie filmu. Jedną z najlepszych ról psychopatów w dziejach stworzył kreacją Jona Doe, Kevin Spacey, który w obłędny sposób pokazał charakter seryjnego mordercy. Fenomenalny okrzyk „detective!!!” przyprawia o gęsią skórkę i sprawia, że włos się na głowie jeży.

„Seven” oprócz grzechów głównych ma wiele ukrytych siódemek w całym filmie, ukazując dokładną i konsekwentną pracę reżysera (akcja dzieje się w siedem dni, nr odznaki Somerseta zaczyna się od „7″, numeracja wszystkich budynków zaczyna się od wiadomej liczby, a finałowa scena rozgrywa się siódmego dnia o godzinie – jak łatwo się domyślić – siódmej.)

 Fincher swoim filmem wzbudza do dużej refleksji nad życiem i postępowaniem każdego z nas. Ze słów głównego bohatera możemy wywnioskować, że spełnia na ziemi rolę „posłańca Bożego”, który ma pokazać ludzkości jej trwałe stanie w amoralności. Jak na ironię piętnuje ludzki grzech, samemu go popełniając. Oczywiście jest to wypaczona idea naprawy świata, aczkolwiek zepsutego społeczeństwa przedstawionego na ekranie według słów psychopaty nie wystarczy „klepnąć po ramieniu, żeby Cię słuchali; trzeba ich walnąć młotem kowalskim, wtedy bardzo uważnie cię wysłuchają”. „Siedem” pokazuje człowieka z jego brudnej i ciemnej strony, grzebie w jego najgłębszych zakamarkach duszy, wyciągając z niej to wszystko co pragniemy ukryć przed innymi ludźmi.

Moim zdaniem film który powstał 20 lat temu nie traci na aktualności, a jego przesłanie niczym rozpędzona lokomotywa wjeżdża w nasze sumienie, zadając pytanie: czy grzech jest tak popularny, modny i niepostrzegalny w naszym życiu, że aby go zauważyć potrzebna jest brutalna metoda „młota kowalskiego”? Pokazuje, że grzech staje się czymś normalnym, akceptowalnym w społeczeństwie, a co najgorsze dla wielu ludzi stał się czymś zupełnie powszednim. David Fincher nakręcił dzieło kultowe, które mogę śmiało zaliczyć do najwybitniejszych filmów w historii kina.

W kolejnej części „Ale kina!” wspaniały sen o wolności. Historia ludzi skazanych na wię

zienie. „Skazani na Shawshank” Franka Darabonta z 1994r.

Karol Moszumański