Archiwum

Ile kosztują czerwone okulary?

Mimo, że 23 finał WOŚP odbył się już tydzień temu, nadal jest o nim głośno. Wszyscy zażarcie komentują zachowanie Jurka Owsiaka. Czy dobrze robi? Czy źle robi? Co się dzieje z pieniędzmi? Dlaczego tak? Czemu tak dużo? Ale dlaczego to wszystko? Dlaczego nie skupimy się na pierwotnej idei tej organizacji?

Najważniejsze jest to, że Jurek Owsiak kieruje tym całym wydarzeniem, które ma za zadanie pomagać dzieciom i starszym. Chce zebrać pieniądze, żeby zakupić potrzebny sprzęt. A my tymczasem zastanawiamy się, ile zarabia on sam. Może nawet część pieniędzy nie jest wykorzystywana z pierwotnym przeznaczeniem. Nie chcę tego osądzać, bo nie wiem. Wiem natomiast, że należy się skupić na idei, na pomocy, na zbieraniu pieniędzy, bo to jest najważniejsze.

            Czy nasza pomoc jest zależna od wiary?

                Nie trzeba być wierzącym, żeby pomagać. To w ogóle nie ma znaczenia. Nie muszę wierzyć, żeby być dobrym człowiekiem, żeby mieć w sobie chęć pomagania. Bardziej to zależy od naszego sumienia, poczucia odpowiedzialności za byt innych ludzi. Równie dobrze mogę być wierząca, ale zarazem nie chcieć pomóc. W sumie nikt mnie do tego nie zmusza, to zależy tylko ode mnie.

                Z serduszkami pod kościołem

                Do kościoła biegną spóźnione już matka z córką. Przeciętnie ubrane. Chyba nie powodzi im się zbyt dobrze.

-” Mamusiu dasz mi pieniążka na serduszko?”

-„Nie, nie kochanie, nie mamy na to czasu.”

Po Mszy koło wolontariuszy zgromadził się spory tłumek.

-„W tym roku wrzucam, Kryśka tylko dwójkę, bo nie wiem, co ten Owsiak robi z moimi pieniędzmi. A leki drożeją. Nie, nie dziecko zachowaj sobie to serduszko.” – odchodzą dwie starsze kobiety.

-„Ja wrzucę złotówkę, a ty mi daj trzy serduszka dla dzieciaków, dobra?” – mężczyzna koło trzydziestki z trójką hałaśliwych dzieci.

-„Ej daj mi kasę, to im wrzucę.”

-„Jak ty się do matki zwracasz? Z resztą my na chleb nie mamy.”  – ojciec gani syna, matka idzie za nimi, patrzy w ziemię, chyba zawstydzona.

-„Widzisz Karolu, powodzi mi się, dobrą pracę mam, nie narzekam, to im 50 zł wrzucę, a niech się dzieciaki cieszą.” – odchodzi dobrze ubrany mężczyzna, dumnie prężąc pierś z czerwoną nalepką.

Ja miałam pieniądze z kieszonkowego. Wrzuciłam trochę rozdarty dziesięciozłotowy banknot. Nie wiem czy to dużo, czy mało, po prostu tyle wrzuciłam. A potem przywitałam się z moją koleżanką, która w tym roku zdecydowała się na wolontariat. Od kilku lat jest ateistką.

Martyna Brodowicz