Archiwum

Z miłości do Kresów

Odświeżenie pamięci o Kresach uważa za swoją misję.  Jest główną organizatorką II Festiwalu Kultury Kresowej, który w dniach 24-30 września odbył się w Jarosławiu.  Z tej właśnie okazji zapraszamy was na wywiad z Elżbietą Rusinko – inicjatorką i prezes Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo – Wschodnich.

 

Dlaczego warto pamiętać o Kresach?

Dlatego, że jest to bardzo duża część naszego dziedzictwa narodowego. Kresy, które przestały być częścią Rzeczpospolitej,  stanowiły prawie 50% jej dawnego terytorium.  Kresy to wielki dorobek literacki,  muzyczny i naukowy – dlatego nie wolno nam o tym zapominać.  Tę pamięć musimy pielęgnować, podtrzymywać i dbać o to, aby przede wszystkim  ludzie młodzi mieli świadomość tego, jak wielka i wspaniała jest to spuścizna.

Czy ta pamięć w Polsce umiera?

Myślę, że nie. Kresy, jeśli można użyć takiego określenia, stają się coraz modniejsze.  Świadczą o tym chociażby różnego rodzaju imprezy, festiwale, które organizowane są także w innych miastach. Jest to na pewno dobre zjawisko. Problem jest innego rodzaju – jeszcze niewielu ludzi młodych, o których organizatorzy podobnych przedsięwzięć zabiegają, mają poczucie, że warto z takich imprez korzystać.

Polska dawno temu odcięła się od Kresów, zarówno pod względem mentalnym, politycznym jak i historycznym.  Czy istnieje jeszcze coś, co łączy nasze społeczności?

Moim zdaniem to nie tyle Polska odcięła się od Kresów – jest to raczej efekt historii.  Przez lata PRL-u pamięć o Kresach była niewygodna dla władz, ponieważ nie mówiło się o terytoriach, które do Polski należały, a które utraciliśmy, ze względu na „przyjaźń” polsko-radziecką. Później to już była kwestia przyzwyczajenia, że o tych Kresach się zapomniało. Szkoda



, że obec



ne elity władzy nie pamiętają        o tym i że nasi rodacy, którzy mieszkają  ciągle na Wileńszczyźnie, na Białorusi, Ukrainie, pozbawieni są  opieki ze strony naszego państwa, a taką opiekę na pewno powinni mieć, bo społeczeństwo nie zapomniało. Nie zapomnieli na pewno ci, którzy zostali z Kresów przesiedleni do Polski. To było widoczne chociażby w trakcie tego festiwalu, ludzie reagowali niezwykle sentymentalnie.

Odświeżenie pamięci o Kresach jest Pani misją?

Myślę, że tak. Na pewno przypominanie o tym, pielęgnowanie wspaniałych tradycji i podkreślanie tego, że współczesna kultura, współczesne osiągnięcia Polski mają swoje korzenie w Kresach. Trzeba pamiętać o Szkole Matematycznej Stefana Banacha, trzeba pamiętać o naszych wybitnych

pisarzach i poetach – Fredro, Mickiewicz, Słowacki, Rej – to wszystko są Kresy.  Nie można zapomnieć o „Czynie Niepodległościowym”, o „Orlętach Lwowskich”. Musimy też pamiętać, że nie bez powodu Kresy nazywane były  tyglem narodów, religii i kultur. Wtedy ci ludzie potrafili żyć w pełnej symbiozie. 

Nikt ich nie uczył, co to jest tolerancja. Oni po prostu tą tolerancję mieli we krwi.  Ormianie i Żydzi, Cyganie i Czesi, Polacy, Białorusini , Litwini i Niemcy żyli obok siebie i żyli w bardzo dobrych relacjach. Myślę, że to dla nas wszystkich dobry wzór do naśladowania.

 

Jest Pani główną organizatorką ostatniego Festiwalu Kultury Kresowej. Jak władze miasta zareagowały na to przedsięwzięcie?

Jeżeli chodzi o sam pomysł, został bardzo dobrze przyjęty. Burmistrz Jarosławia i Wydział Kultury Promocji  udzielił nam wsparcia, także finansowego. Ciężar organizacyjny przejęliśmy na siebie. Może dzięki temu wszystko wyszło tak, jak było zaplanowane.

 

Ale przedstawiciele władz nie pojawili się na festiwalu…

To już zostawię bez komentarza.

Na festiwal ten udało się Pani ściągnąć wielu artystów – z Ukrainy, Polski, a nawet z Armenii.

Jak reagowali, słysząc taką propozycję?

 

Wszyscy artyści chętnie przyjęli zaproszenie, tym bardziej, że my przystąpiliśmy do organizacji tego festiwalu już rok temu, na tyle wcześnie, aby uzgodnić wszystkie terminy tak, by wszystkim odpowiadały.  Sama idea festiwalu była dla ludzi, których zapraszaliśmy na tyle interesująca,               że -przynajmniej tak mówili- z prawdziwą przyjemnością przyjechali i wystąpili przed jarosławską publicznością.

 

Jak ocenia Pani stosunki pomiędzy Polakami, a mieszkańcami naszych byłych terenów?

 

My, jako mieszkańcy Rzeczpospolitej w obecnym jej kształcie nie zapomnieliśmy o naszych rodakach mieszkających na terenach należących do Litwy, Białorusi czy Ukrainy, natomiast głównym problemem jest postawa władz, które nie uporządkowały kwestii prawnych. Polacy  na Wileńszczyźnie, Białorusi czy Ukrainie tak naprawdę pozbawieni są pewnych elementarnych praw gwarantujących im poczucie bezpieczeństwa. Zresztą często są też tam karani za przyznawanie się do Polskości. Także dobrze by było, aby w przyszłości uregulowane zostały właśnie kwestie prawne, zapewniające naszym rodakom mieszkającym na tamtych terenach poczucie łączności i bezpieczeństwa, które daje odpowiednie prawo.

 

Dziękuję za rozmowę.

 Dziękuję.

Wywiad przeprowadziła Patrycja Wieczorkiewicz


Aby odsłuchać powyższy wywiad, kliknij tutaj