Archiwum

Doszukując się sprawiedliwości

4 Złote Globy, w tym ten najważniejszy – za najlepszy film dramatyczny, pokonując między innymi mocno promowaną „Dunkierkę”. 9 nominacji BAFTA. 7 nominacji do Oscarów – trzeci najlepszy wynik w tym roku. Takimi wyróżnieniami pochwalić się może film „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri” w reżyserii Martina McDonagha, odpowiedzialnego również za scenariusz. Patrząc na to wszystko moje oczekiwania odnośnie tej produkcji szybują bardzo wysoko…

Pierwsze sceny filmu zapowiadają tajemnicze,  intrygujące, wciągające widowisko. To właśnie w nich ukazuje nam się główna bohaterka filmu, Mildred Hayes. Jej córka, Angela, została zgwałcona i zamordowana, a jej ciało zostało spalone w lesie. Miejscowa policja zdaje się nie interesować tą sprawą, bardziej angażując się w nieuzasadnione znęcanie się nad czarnoskórymi. Kobieta postanawia więc wynająć tytułowe trzy billboardy, zamieszczając na nich prowokujące hasła. Ma nadzieję, że dzięki nim ktoś wreszcie zainteresuje się sprawą i znajdzie winowajcę.

Z pozoru fabuła tego filmu wygląda na prostą. Nudną. Przewidywalną. Jest w niej jednak coś, co zatrzymuje nas przed ekranem. Coś specyficznego, czego nie można dokładnie opisać. Gdybym jednak miał chociaż spróbować to zrobić, najbardziej przypomina to pewien rodzaj więzi pomiędzy bohaterami a widzem. Wszystkie elementy zdają się tu być dobrane z największą dbałością i wręcz chirurgiczną precyzją. Nawet, gdy w scenariuszu znajdziemy wiele, lekko rzecz ujmując, niezbyt ładnego słownictwa, nie razi nas ono ani przez minutę, ukazując tym samym geniusz Martina McDonagha. Zdjęcia w zupełności oddają niezwykły klimat dzieła, a całość świetnie podkreśla niesamowita muzyka autorstwa Cartera Burwella.

Niestety, jak dobrze wszyscy wiemy nic nie jest doskonałe. I nawet, gdybym tego chciał, nie jestem w stanie nie dopatrzeć się pewnej wady w „Trzech billboardach…”. Chodzi o grę aktorską. Miejscami jest ona rewelacyjna, niezwykle dobrze ukazuje szarą, patologiczną wręcz codzienność mieszkańców Ebbing. Są jednak pewne momenty, w których aktorzy grają sztucznie, z zapałem ale bez talentu – na całe szczęście widać to jedynie na przykładzie aktora grającego syna Mlidred.

Patrząc na liczbę nominacji do Oscarów wydaje się, że największe szanse na zdobycie tej nagrody w kategorii najlepszego filmu roku ma „Kształt wody” wyreżyserowany przez Guillerma del Toro. Z listy potencjalnych kandydatów nie skreślałbym jednak „Trzech billboardów…”. Jest to dzieło dające wiele do myślenia, które z pewnością poleciłbym każdemu miłośnikowi dobrego kina. Jeżeli więc jesteście w kropce i nie wiecie, co oglądać… Wpadnijcie w odwiedziny do Ebbing a na pewno się nie zawiedziecie.

Sebastian Leżoń