Archiwum

Przysięga i obrączki – czyli szybka droga do rozwodu

W dwudziestym pierwszym wieku – wieku komfortu i myślenia głównie o sobie, rozwody powoli stają się tradycją. Coraz częściej dzieje się tak, że dwoje ludzi bierze ślub tylko po to, aby po trzech lub czterech latach się rozstać. 

Powodem takich, a nie innych „trendów” przynajmniej według mnie jest fakt, że społeczeństwo staje się coraz bardziej dziecinne. Ludzie nie umieją ponosić odpowiedzialności za swoje własne słowa i czyny. Wydaje im się, że wszystko można odkręcić, wszystko cofnąć. Dużo osób wychodzi z założenia, że jeśli coś się zepsuje, to trzeba to wyrzucić. Zarówno w przenośni, jak i dosłownie. Nie ma sensu w ratowaniu małżeństwa. Można przecież rozwiązać ten problem w sądzie, załatwiając sobie przy tym możliwość wzięcia kolejnego, a potem jeszcze jednego ślubu. Rozwód zaczyna być postrzegany jako złoty środek, który rozwiązuje wszelkie problemy, który sprawia, że dwoje ludzi dzielących wcześniej ze sobą całe swoje życie nagle przestaje istnieć dla siebie nawzajem.

Standardowym i chyba najbardziej powszechnym powodem do wzięcia rozwodu jest tak zwany „brak miłości”, który tak właściwie jest moim ulubionym. Uwielbiam wysłuchiwać jak dwoje ludzi, którzy przed Bogiem w świątyni lub w Urzędzie Stanu Cywilnego przyrzekali sobie miłość i wierność, zarzekają się, że już nic do siebie nie czują, że się nie kochają. „Niestety, ale miłość się wypaliła”- kolejne zdanie, które bardzo często używane jest jako wytłumaczenie. Małżonkowie posługując się nim, bardzo sprytnie unikają odpowiedzi na pytanie, czy kiedykolwiek się kochali. Oczywistą oczywistością jest przecież fakt, że jeśli miłość się wypaliła, to znaczy, że kiedyś musiała istnieć. Otóż nie ma nic bardziej mylnego. Jak powszechnie wiadomo oprócz nadużywanych przez wszystkich słów „miłość” i „zakochanie” istnieje jeszcze „zauroczenie”, czyli stan fascynacji jakąś osobą. Podstawową różnicą pomiędzy pierwszym a drugim jest fakt, że gdy jesteśmy zauroczeni, to widzimy tylko same zalety „obiektu naszych westchnień”. Wydaje się nam, że dana osoba jest perfekcyjna i wszystko robi idealnie, bez pomyłek. Całkiem na odwrót jest w przypadku prawdziwej miłość. Dwoje szczerze kochających się ludzi widzi  nawzajem zarówno swoje zalety, jak i najgorsze wady oraz przywary, jednak pomimo tego trwają przy sobie w złych i dobrych momentach ich wspólnego życia.

Tak zwana miłość po grób najczęściej spotykana jest jeszcze u osób, które aktualnie mają od sześćdziesięciu lat wzwyż. Są to ludzie, którzy zostali wychowani w przekonaniu, że zepsute się naprawia, a nie wyrzuca. Są to ludzie, z których współczesna młodzież jak najbardziej powinna brać przykład.

Najważniejszym aspektem, który zazwyczaj jest lekceważony przy rozwodach małżeństw z kilkuletnim stażem, są dzieci. Dorosłe, skupione na sobie osoby często zapominają o tym, że ich własne dzieci też mają uczucia. W momencie, gdy dwoje ludzi bierze rozwód, ich potomek na zawsze traci jednego z rodziców, a popularne rozwiązanie „co drugi tydzień u tatusia” wcale nie ułatwia, a jeszcze bardziej komplikuje sytuację. Manipulacje uczuciami i przyzwyczajeniami, cotygodniowe zmiany mieszkania, tolerowanie kolejnego partnera jednego z rodziców, czy faworyzowanie przyrodniego rodzeństwa – to tylko kilka problemów takiego dziecka. Dziecka, które zazwyczaj jeszcze wszystkiego nie rozumie. Rozwody naprawdę mocno wpływają na psychikę małego człowieka, któremu dosyć trudno jest wytłumaczyć, że mamusia i tatuś nie mieszkają już razem lub po jakimś czasie, że tatuś ma nową żonę. Takie sytuacje naprawdę rozrywają serce, a regularne spotkania z rodzicem, który już z nami nie mieszka, jeszcze bardziej rozjątrzają ranę.

Najgorszym jednak ze wszystkich scenariuszem jest taki, gdy jeden z małżonków przestaje interesować się własnym dzieckiem, porzuca je. Nie wiem, co kieruje w danym momencie taką osobą. Nie mam pojęcia, jak bardzo jest to ciężkie, więc nie mogę takiej osoby oceniać. Wiem jednak, co się dzieje w sercu i umyśle dziecka, które zostało porzucone. Taka osoba czuje się niekochana, bezużyteczna, bezwartościowa… W momencie, gdy rodzic, a w moim przypadku był to ojciec, najzwyczajniej w świecie cię zostawia, bezpowrotnie tracisz cząstkę siebie. W twoim sercu już na zawsze będzie dziura, której nikt, nigdy nie da rady zapełnić. W twoim umyśle zaś, na zawsze jak wyryte w skale pozostaną pytania: „Dlaczego?”, „Czy byłem aż tak beznadziejny?”, „Co ja takiego zrobiłem?” – pytania, na które nigdy nie otrzymasz odpowiedzi.
       Przez to, że moi rodzice się rozwiedli, a ojcu przestało na mnie zależeć, gdy miałam kilka lat, mam przeczucie, że coś ważnego mi umknęło. Jak widzę szczęśliwych i dumnych tatusiów ze swoimi córkami, to aż serce mi pęka, a w oczach automatycznie pojawiają się łzy. Wiem, jak to jest, czuć się niekochaną i bezużyteczną, dlatego mam prośbę do wszystkich, którzy to przeczytają. W momencie, gdy nie daj Boże, będziecie musieli stanąć przed dylematem wzięcia rozwodu, to pomyślcie najpierw o dobru waszych dzieci (o ile będziecie je mieć). Postarajcie się, pomimo wszystko dać im coś, czego ja nigdy nie miałam. Dajcie im dwójkę kochających rodziców.

 

Lucy