Archiwum

Ulotkowy zawrót głowy

Jako nastoletnia uczennica liceum nie mam zbyt dużego wyboru, jeśli chodzi o pracę dorywczą, a już w szczególności zimą. Latem na upartego można by było jeszcze znaleźć zatrudnienie przy zbiorach truskawek lub malin. Jak to mówią: „Dla chcącego nic trudnego”.

Niestety, gdy przychodzi ta ciemniejsza i zimniejsza pora roku wszystko zaczyna się komplikować, a potencjalne oferty pracy znacznie się kurczą. Jest jednak jedno zajęcie, które nieustannie, przez cały rok przyciąga spragnionych (często bardzo mizernego) dochodu uczniów i studentów. Mowa oczywiście o słynnym rozdawaniu ulotek, na polecenie mniej lub bardziej znanych firm.

 Uczniowie często nie mając żadnych innych perspektyw, decydują się właśnie na taką pracę, ponieważ chcą mieć chociaż trochę swoich pieniędzy. Chcą być przynajmniej w małym stopniu niezależni, a taka praca wydaje się wtedy najlepszym rozwiązaniem. Patrząc z boku, roznoszenie ulotek sprawia wrażenie całkiem lekkiej, niewymagającej  pracy. Stoisz sobie grzecznie obok jakiegoś punktu w mieście i z uśmiechem na twarzy dajesz ulotkę każdej napotkanej osobie. Nic prostszego, prawda? Otóż nie. Stanie prawie nieruchomo w jednym miejscu po upływie godziny staje się tak uciążliwe, że masz ochotę przebiec mini maraton, aby tylko się ruszyć. Serdeczny uśmiech, który starasz się posłać każdej napotkanej osobie, wyczerpuje się mniej więcej w połowie rozdawania ulotek. No właśnie, ulotki. W większości przypadków zdarza się tak, że dostajesz dosyć spory plik kartek, które masz za zadanie rozprowadzić wśród mijających się osób. Na pierwszy rzut oka wydaje się to całkiem proste, bo przecież w godzinach szczytu miasto przemierza masa osób, dlatego też całkiem szybko powinieneś się uwinąć. Niestety prawda jest całkiem inna. Ludzie często w bardziej lub mniej chamski sposób dają ci do zrozumienia, że nie potrzebują kolejnego świstka do kolekcji. Mijają cię jak zwykłego insekta, nie obdarzając przy tym nawet krótkim spojrzeniem. Sztuczek, aby nie wyciągnąć ręki po ulotkę jest wiele: pisanie SMS, szukanie czegoś w kieszeniach, czytanie książki czy choćby wydmuchiwanie nosa. Ile osób tyle sposobów.

Szczerze, to nie wiem, jaka jest tego przyczyna, ale znaczna część społeczeństwa uważa, że jeśli coś im się nie opłaca, to nie warto tracić na to czasu. Po co mają brać od jakiejś małolaty ulotkę i zaśmiecać sobie torebkę, plecak, kieszenie spodni lub kurtki? O wiele łatwiej jest przecież wypowiedzieć równie często spotykane przeze mnie słowa: „Nie potrzebuję, mam już” i iść sobie dalej. Oczywiście nie dzieje się tak zawsze. Trafiają się też te dobre dusze, które ukradkiem starają się zabrać dwie lub trzy ulotki, aby odebrać mi trochę pracy. Niestety jest to mały odsetek mijających mnie osób. Znaczącej większości nie obchodzą „karteczki” jakiejś  małolaty, która czasami nawet godzinami stoi w jednym miejscu ze zdrętwiałymi dłońmi, wiecznym katarem oraz spierzchniętymi i popękanymi od mrozu ustami.

W dzisiejszych czasach świat opanowała totalna znieczulica. Wszyscy są zainteresowani tylko sobą i swoim życiem. Zabiegani ludzie często nie dostrzegają niczego innego prócz swojej pracy. Chęć zrobienia kariery, wybicia się w świecie, wielkiej sławy przyćmiła bezinteresowną dobroć, której tak bardzo wszędzie brakuje. Ludzie powoli zapominają jak wygląda współczucie oraz cieszenie się drobnostkami. Właśnie w takim świecie, w którym człowieczeństwo powoli umiera, ważne są symboliczne gesty takie jak wyciągnięcie ręki po ulotkę. W gruncie rzeczy, to przecież one odróżniają nas od bezdusznych maszyn.

 

Julia Cackowska