Archiwum

Zjednoczona Europa

Emigracja jest sposobem wielu ludzi na przetrwanie. Dla młodych rodziców perspektywa pracy za granicą była oknem na przyszłość, nadzieją na lepsze życie.

Najpierw pojechał ojciec, z pięcioma złotymi w kieszeni. Pracował, zarabiał, przesyłał pieniądze do Polski, do rodziny, do domu. Często marzył, by wracać. Minął rok, dwa, tęsknota wzięła górę nad uczuciami. Pomysł przeprowadzki do Francji żony i synka był najlepszym sposobem, jak jej zaradzić.        

Zalążek rasizmu

            Patryk miał dwa latka, gdy wprowadził się do małego mieszkania w Paryżu. Wcześniej schronienia użyczyła im ciotka, ale w końcu musieli znaleźć kącik dla siebie, w tym zatłoczonym mieście. Dziesięć metrów kwadratowych starczyło, by pomieścić trzyosobową rodzinę z bagażem szczęścia i nadziei. Życie mijało, po sześciu miesiącach oswoili się z gwarem ulic, a leniwym krokiem nadeszła zima. Pewnego razu trzyosobowa rodzina poszła na spacer. Podziwiali piękno paryskich ulic, Sekwanę, napawali się pięknem tego dnia. Kiedy wrócili, pod drzwiami mieszkania stały ich walizki pełne rozczarowania i gniewu. Żyd wynajmujący dom młodym rodzicom nie dyskutował długo. Po prostu kazał im się wynosić. Rzadko komu udaje się znaleźć mieszkanie w ciągu kilku godzin. Nie należeli do osób, którym się to udało. Spali na ulicy. Tę historię, Patryk zna tylko z opowieści. Był zbyt mały, by zapamiętać najzimniejszą noc w swoim życiu.

Zjednoczeni

            Kolejny dom znaleźli w Sainte Marue, oddalonym kilkanaście kilometrów od stolicy Francji. Mieszkali tam przez rok, radząc sobie najlepiej jak potrafili. Potem nadeszła kolej na Maisons-Alfort i pierwszą szkołę. Początki były trudne, Patryk uczył się mówić w dwóch językach. Po miesiącu zaczął gaworzyć po francusku. Trzyletnie dziecko nie jest rasistą. Nie patrzy na różnice skóry czy mowy. Dziecko nie przejmuje się, że ktoś wygląda inaczej, wystarczy, żeby ten ktoś nie psuł mu zabawek. Nie miało się wrogów nawet jeśli się wygrało super kartę, którą kolega musiał ci dać, płacząc przy tym do końca dnia. Bawili się razem; Żydzi, Murzyni, Francuzi, Polacy, Europa. Wtedy mogłoby się wydawać, że rasizm jeszcze nie dosięgnął chłopca…

Pobudka

            Patryk przeprowadził się z powrotem do Paryża po czterech latach. Potem obchodził już jedenaste urodziny, a po wakacjach nastał czas college’u. W „gimnazjum” formowały się już charaktery uczniów. Swój światopogląd Patryk zaczął określać w wieku dwunastu lat, gdy stwierdził, że nie lubi Żydów. Wpłynęła na to historia jego ojca, który miał zarobić sporą sumę pieniędzy pracując u jednego Izraelczyka. Trzydzieści tysięcy euro nie spada z nieba, a rodzina, od dwóch lat, była już czteroosobowa. Tacie praca na budowie zajęła miesiąc, a w dniu wypłaty nie zobaczył ani centa. Oszukany i bez wynagrodzenia musiał zaczynać kolejną robotę, zamartwiając się o najbliższą przyszłość. W szkole chłopiec przyglądał się imigrantom takim jak on. Żydzi popisywali się, chwalili wszystkim. Może taki wiek, a może wychowanie. Nie znał odpowiedzi; jak chyba większość z nas. Wiedział jedno: Żydzi skrzywdzili jego rodzinę. Dryń, dryń, budzik zadzwonił. Obudził w nim rasizm.


Walczyć o szacunek

            Wiek czternastu lat jest bardzo burzliwy dla młodzieży. Głównie wtedy nie panują oni nad ogarniającymi ich uczuciami. Dorastanie jest o wiele trudniejsze od bycia dorosłym. Kolejny zwykły dzień w szkole miał być… no właśnie zwykły. Patryk jak zwykle poszedłby na lekcje, jak zwykle pośmiałby się z kolegami, jak zwykle wysłuchałby obelg rzucanych w jego stronę. W jego stronę, oraz wszystkich innych nie-żydowskich uczniów. Przechodząc korytarzem usłyszał wulgaryzmy rzucane pod jego adresem. Rzucane z tych samych, jak codziennie, ust. Tym razem skończyło się to inaczej, tym razem nie przeszedł obojętnie. Odwrócił się i podszedł do cwaniaka, który go poniżał. Pięść wyleciała w powietrze szybciej niż kolejne przekleństwa tamtego. I po sprawie. Krew z nosa, sygnały, karetka. Jak historia każdego czternastolatka.

Daj palec…

            Nowa szkoła była kolejnym wyzwaniem dla naszego bohatera. W tym miejscu było więcej uczniów pochodzenia arabskiego. A Polaków? Może pięciu. Jego koledzy byli różnego pochodzenia, dwóch Francuzów, Serb, Libańczyk i Portugalczyk. Jednak jemu to nie przeszkadzało. Byli dobrymi kolegami, a przede wszystkim – spokojnymi ludźmi. Pewnego dnia ich wspólny wypad na miasto został zakłócony przez dwóch Arabów. Jeden z nich zapytał, czy ktoś ma telefon, bo pilnie musi gdzieś zadzwonić. Patryk po chwili wahania wyciągnął telefon z kieszeni i podał chłopakowi. Wybrał numer, zadzwonił, ktoś nie odebrał –  zdarza się. Z telefonem w dłoni ruszył ze swoim kompanem w dalszą drogę. Patryk i jego kumple otrząsnęli się z chwilowego zdziwienia, zaczęli krzyczeć za arabem, podbiegli do niego. Szybka wymiana zdań, ich było sześciu, arabów dwóch… oddał telefon. Patryk mówi, że Muzułmanie i Czarnoskórzy to złodzieje. Murzyni są spokojniejsi od tych pierwszych. A na obrzeżach Paryża jest Afryka. To dobrze czy nie? Raczej tak. W końcu jesteśmy zjednoczeni.

Codzienność

            Patryk ma siedemnaście lat. Uważa się za rasistę, bo nie lubi bandytów i złodziei. Marzy o powrocie do Polski, jak kiedyś jego ojciec. Co z tego, że bieda – on wróci. Odkąd przypływ uchodźców zalał Europę, Patryk… w sumie czuje się bezpiecznie. Może wykluczając chwile, kiedy jego mama późno wraca do domu. Może wykluczając sytuacje, gdy podczas podróży metrem wsiądzie do niego dwóch muzułmanów. Nie stracił nikogo bliskiego w ostatnich atakach terrorystycznych i sam nie był świadkiem żadnego. Zamachy nie dotyczyły go bezpośrednio… Może dlatego, jak mówi, czuje się bezpiecznie. Poczucie bezpieczeństwa to przecież podstawa w Zjednoczonej Europie.

Wiktoria Florek