Archiwum

Nie zapomnieć smaku pomarańczy

Dochodzimy do drzwi z nazwiskiem przed którym stoi literka „x.” Wchodzimy. Nad fotelem obraz matki Boskiej Częstochowskiej. Musisz mówić głośno i powoli, bo słabo słyszy, a nawet jak głośno a za szybko, to nie rozumie.

-POTRZEBUJESZ CZEGOŚ JESZCZE? KUPILIŚMY CI JOGURTY. TRUSKAWKOWY, WIŚNIOWY, JAGODOWY I KIWI. MOŻE POMARAŃCZE CHCESZ?

-Co?                                                                                                      

-POMARAŃCZE.

-Co to są pomarańcze?

Zapomniał.

***

Chciałabym, żebyś umarł we śnie.

Przebrałbyś się w piżamę, zamknąłbyś oczy i zasnął, tak, żeby nikt z rodziny nie musiał domykać rano twoich powiek, zwłaszcza, jeżeli miałaby to robić twoja żona. Twój oddech stawałby się coraz spokojniejszy, aż zagłuszyłoby go tykanie zegara z kukułką, który sam, swego czasu przywróciłeś do życia. Chciałabym byś wszedł w tę śmierć z marszu. Po wieczornej kolacji z Marysią, rozmowie na temat koloru butów, które ma ubrać jutro do kościoła, Wiadomościach i Faktach, żebyś zobaczył jeszcze swojego Prezesa, którego nie do końca popierasz, ale jak najbardziej szanujesz.

Ja chcę tak.

Ty pewno chciałbyś przed śmiercią przyjąć ostatnie namaszczenie, wyspowiadać się i przystąpić do komunii świętej. Nie dać się śmierci zaskoczyć. A ja chciałabym ci tego cierpienia zaoszczędzić. Nie chcę, żeby przyszedł Alzheimer, Parkinson, demencja starcza, albo wszystko naraz. Mam patrzeć jak kilkuletnia dziewczynka na słowo „dziadziu” otrzyma w zamian pytanie „kim jesteś i co robisz w moim domu?”, albo widzieć jak twoje ręce zatrzęsą się tak, że na łyżce, którą unosisz znad talerza nie zostanie praktycznie nic oprócz jakiegoś upartego plasterka ziemniaka, który się do niej przykleił na tyle mocno, że nie upuścisz go na podłogę?

Moja pięcioletnia siostra mówi wprost „jesteś stary”. Widzi, że masz białe włosy, pomarszczone ręce i twarz. Ja cały czas myślę, że będziesz jeździł na rowerze, albo chodził ze mną na grzyby. W twoim pokoju na półce stoi tylko zdjęcie mojego brata, moje już nie, ale pamiętam jak bardzo się zamartwiałeś, kiedy miałam iść na studniówkę. Czy moja sukienka nie jest za krótka, czy będę się dobrze bawić, czy na pewno nie martwi mnie to, że nie umiem tańczyć.

– Dziadziu, ja umiem tańczyć twista! Patrz.

– Jak byłem młody, to też tańczyłem twista. – odpowiada.

– Zapraszam pana do tańca w takim razie!

Martwił się tak do godziny 23. Nic nie mówił, siedział ze mną w kuchni, pił herbatę i obierał mi pomarańcze zostawiając sobie co czwarty kawałek.

***

Kraków. Niedziela, dzień święty. Swoje kroki kierujemy razem w stronę Kleparza, zaraz koło targu skręcamy na lewo, otwieramy ciężkie, drewniane drzwi i wchodzimy na furtę klasztorną. Tu mieszka nasz wujek. Dzwonimy, drzwi do wewnątrz otwierają się. W korytarzu półmrok i prawie absolutna cisza. My i siostry, które pracują w kuchni jesteśmy jedynymi młodszymi osobami tutaj. Średnia wieku w tym miejscu wynosi jakieś 75 lat. Nawet nie zaglądamy do pokoju wizyt, tylko idziemy prosto na drugie piętro, do jego pokoju. Dla jego wygody możemy to zrobić. Nawet nie wiemy, czy obowiązuje tam jakaś klauzura. Po drodze mijamy staruszka na wózku inwalidzkim. Korytarze są tutaj długie i ciemne. Jedynym oświetleniem są lampki, które są na wysokości kostek. Dochodzimy do drzwi z nazwiskiem przed którym stoi literka „x.”. Wchodzimy i przytulamy się do wujka. Wujek z drewnianą laską w prawej ręce siada w fotelu. Nad fotelem obraz matki Boskiej Częstochowskiej, na stoliczku zdjęcia sióstr, braci i ich drugich połówek, ich dzieci i wnuków. Musisz mówić głośno i powoli, bo wujek słabo słyszy, a nawet jak głośno a za szybko, to nie rozumie.

– JEST BARDZO ŁADNA POGODA, PRZEWIETRZYĆ CI W POKOJU?

– Co mówisz?

– POGODA ŁADNA. OTWORZĘ CI OKNO.

– Nie otwieraj, nie, nie.

Od zawsze wysypywał na parapet okruszki gołębiom. Tak, że nawet kilka udało mu się oswoić. Jeden był na tyle zuchwały, że nawet siadał po wewnętrznej stronie parapetu. Teraz raczej nie otwiera okna. Ma ładny widok na dziedziniec. Wszystko odnowione, posadzone małe drzewka, kostka brukowa, nawet grill jest. Na ławeczce siedzi kolejny staruszek z laską. Wujek raczej nie wychodzi. Raz na dwa tygodnie studenci wpadną, przyniosą ciastka i powiedzą, co w Żywcu. Siostra Jadzia zadzwoni na stacjonarny. A tak poza tym, to cisza. Wujek jest chyba do niej przyzwyczajony. Dlatego jak siedzimy u niego w pokoiku, to też dużo milczy. Opowiadam mu, co w Jarosławiu. Że Emila złapała ospę, dziadzia boli noga, przypominam, że za rok zdaję maturę, że mama tu do niego przyjedzie za tydzień w odwiedziny.

– Aha – odpowiada.

Cisza.

– A U CIEBIE CO TAM SŁYCHAĆ? – pytam chociaż wiem, że powie zapewne, że po staremu.

– Jakoś leci – odpowiada z delikatnym uśmiechem – od ostatniego razu paru księżom się zmarło.

– POTRZEBUJESZ CZEGOŚ JESZCZE? KUPILIŚMY CI JOGURTY. TRUSKAWKOWY, WIŚNIOWY, JAGODOWY I KIWI. MOŻE POMARAŃCZE CHCESZ?

– Co?

– POMARAŃCZE.

– Co to są pomarańcze?

Zapomniał.

Tłumaczę mu, że pomarańcze to okrągłe owoce w kolorze pomarańczowym. Że mają dużo witaminy C i są bardzo smaczne. Przypomina sobie, że ma takie w szufladzie. Dostajemy po jednej, jemy na miejscu. Po malutkim pokoiku roznosi się zapach pomarańczy.

***

– Gdy człowiek wie, że następnym jego miejscem będzie ziemia, to traci ochotę na życie. Póki się ruszasz, to żyjesz. – mówi mi Tadeusz, syn dziadzia, a mój tato – Gdyby nie szycie, grabienie liści, jazda na rowerze, to dziadziu by się zasiedział, nie chciałby otwierać okna i zapomniałby, jak świeci wiosenne słońce.

Starość to nie spokój. To miejsce, gdzie toczy się walka o wszystko. Walka o to, by nie zapomnieć smaku pomarańczy.

 

W.M.