Archiwum

Wyjazd o 2:00? Mamma mia! – warsztaty w Warszawie czas zacząć

Warszawa – to słowo dla każdego ucznia klasy dziennikarskiej znaczy o dużo więcej niż „stolica” i „najważniejsze miasto w Polsce”. Dla nas to kulminacja przygód dziennikarskich, które przezywamy na przestrzeni 3 lat. Na najbardziej intensywne warsztaty ze wszystkich wybraliśmy się w dniach 06.- 09.04. Redakcja za redakcją, stacja za stacją, spotkanie za spotkaniem, bez chwili wytchnienia…

Wszystko zaczęło się od Newsweeka – czyli od razu z przytupem. Dzięki spotkaniu z Renatą Kim, mogliśmy zobaczyć na własne oczy jak działa jedno z największych czasopism społeczno-politycznych w Polsce. Każdy z pracowników ma konkretną rolę, jeden odpowiada za oprawę graficzną, drugi za media społecznościowe, jeszcze ktoś inny poprawia teksty… Funkcji można mnożyć bez liku – mogliśmy się przekonać (zresztą nie ostatni raz w Warszawie), że praca w mediach wiąże się z dużą odpowiedzialnością – jedna osoba zawiedzie i wszystko się psuje. Wisienką na torcie było dość przypadkowe spotkanie Tomasza Lisa – redaktora naczelnego. Kiedy zachwyceni wszystkim co usłyszeliśmy od p. Kim wychodziliśmy z Newsweeka, jeszcze nie wiedzieliśmy ile dawek adrenaliny i entuzjazmu dopiero przed nami…

Z ulicy Domaniewskiej dotarliśmy wprost pod Canal+ na spotkanie z Wojciechem Zawiołą – prezenterem i komentatorem. Tam gdzie nie wpuszcza się żadnych gości, a tym bardziej wycieczek, mogliśmy wejść my i poznać tajniki dziennikarstwa sportowego. „Od kuchni” zobaczyliśmy na czym polega praca w studiu, siedzieliśmy na kanapie, którą zwykle zajmują dziennikarze „enki” prowadząc takie programy jak Liga+Ekstra i Ekstraklasa po godzinach, oraz przekonaliśmy się, że praca z kamerą nie należy do najłatwiejszych. Oczywiście zahaczyliśmy o tematy czysto sportowe od których nie dało się uciec, rozmawiając z mistrzem w swoim fachu, który o sporcie – a szczególnie o piłce nożnej – wie wszytko.

Ciężko było się rozstać, ale bez chwili odpoczynku (a wyjechaliśmy o 2:00), dotarliśmy do Państwowej Komisji Wyborczej, gdzie spotkaliśmy się z p. minister Beatą Tokaj – szefową Krajowego Biura Wyborczego. Rzecz jasna spotkanie nie doszłoby do skutku gdyby nie „matka klas dziennikarskich” – Anna Godzwon, która sprowadziła tak ważną osobistość. Na dodatek w siedzibie PKW czekała na nas wielka niespodzianka. Zostaliśmy testerami nowych kart wyborczych, które mogą wejść do użytku w 2018 r, a nasze zmagania z nowym pomysłem połączone z opiniami na ten temat nagrał reporter TVN24 – Michał Tracz. „Dzisiaj 21:20. TVN24. Polska i świat” – powiedział nam na koniec. Każdy z nas nie krył ekscytacji – przecież nie każdy ot tak może pojawić się w telewizji. Cały wyjazd obfitował w wiele zaskoczeń, ale wizyta w PKW była jednym z największych. Pani Aniu, Michale – dziękujemy! Rezultaty z naszych zajęć w linku na dole.

Po odwiedzinach w PKW nie musieliśmy daleko się przemieszczać, zostaliśmy na ul. Wiejskiej, a co na tej ulicy jest, chyba każdy wie – parlament. Zobaczyliśmy miejsca, które zajmują najważniejsze osoby w państwie (niestety w większości puste) oraz podejrzeliśmy osoby, dzięki którym wiemy co się w sejmie i Senacie dzieje: mowa tu o dziennikarzach. Budynek jak i atmosfera w nim panującą zrobiła na nas olbrzymie wrażenie – to przecież tutaj tworzyła się (i nadal tworzy) historia polskiego kraju. Przy okazji spotkaliśmy się z posłanka Anną Schmidt-Rodziewicz pochodzącą z Jarosławia. Opuszczając parlament zastanawialiśmy się w jakiej roli do niego wrócimy: osoby przeprowadzającej wywiad czy ten wywiad udzielający?

Naszych przygód z polityką jeszcze nie koniec! Nieopodal Wiejskiej zawitaliśmy do Ministerstwa nauki i szkolnictwa wyższego na spotkanie z samym wicepremierem, ministrem Jarosławem Gowinem. Znowu nie mogliśmy uwierzyć w to co widzimy i w czym uczestniczymy. Osoba na którą patrzymy się w telewizji lub słyszymy w radiu siedzi naprzeciw nas i rozmawia z nami. Mało tego, prowadzi z nami konwersację w taki sposób jakbyśmy znali się od co najmniej kilku lat, a premier byłby dla nas wujkiem. Pan Minister zdradził nam, że jest po konferencji z Jarosławem Kaczyńskim, ale postarał się znaleźć dla nas czas. Dzień jeszcze się nie kończył, a my już od dawna głodni, niewyspani, zmęczeni, ale to nic! Po szybkim zakwaterowaniu w hostelu, znowu bez chwili odpoczynku obraliśmy kurs „,teatr Roma”.

  W szybkim tempie panie włożyły kiecki i szpilki, poprawiły makijaż, a panowie ubrali się w garnitury i muszki. Samo wejście do Romy wywarło na nas kolosalne wrażenie, dlatego nie mogliśmy się doczekać aż przedstawienie się zacznie. Wiedzieliśmy, że może być tylko lepiej. Drobne problemy techniczne na początku pięćset dwudziestego pierwszego widowiska w ogóle nas nie zniechęciły. Sztuka rozpoczyna się na lotnisku, a oglądamy to na ledowych ekranach, które skrywają scenografię spektaklu. Roztańczeni aktorzy zajmują miejsca w samolocie, którego pilotem jest sam reżyser Wojciech Kępczyński. Cały wstęp spowija wiązanka największych przebojów ABBY, których nie sposób nie znać. Zaskoczyła nas z minuty na minutę zmieniająca się scenografia: raz widzimy morze, innym razem greckie budynki, tawernę oraz romantyczne zachody słońca. Po długiej podróży ekipa ląduje na greckiej wyspie, gdzie dzieje się akcja musicalu „Mamma Mia”. Trzygodzinna sztuka składa się z około dwudziestu utworów oraz lekkiej fabuły według scenariusza Catherine Johnson.

Główna bohaterka, młodziutka Sophie pragnie jeszcze przed swoim ślubem dowiedzieć się kto jest jej ojcem. Przez przypadek wpada na pamiętnik mamy (Donny Sheridan), skąd dowiaduje się, że aż trzech mężczyzn spełnia kryteria na jej ojca (Sam, Harry i Bill). Dziewczyna wysyła mężczyznom zaproszenia na swój ślub i tak wszyscy trzej, niczego nieświadomi, przyjeżdżają na wyspę. Okazuje się, że rozpoznanie ojca nie jest tak proste. Obrotowa dekoracja stworzona przez Mariusza Napierałę przedstawia przytulny, biały pensjonat znajdujący się na wyspie.  Jest ona dość skromna, ale dzięki niej aktorzy mogli płynnie i szybko przechodzić do kolejnych scen. Tłem tej dekoracji jest wyświetlane na ekranach delikatnie falujące morze. Podczas wieczoru panieńskiego Sophie, po raz kolejny zaskakuje nas scenografia. Pojawiają się lampiony świecące ciepłym światłem, a na balkonie kobiece trio – DYNAMITKI w utworze „Super Trouper”: Donna Sheridan i jej przyjaciółki: Tanya i Rosie. Kobiety specjalnie na tę okazję, po latach postanowiły dać koncert i wcisnąć się w swoje estradowe kostiumy. Atutem inscenizacji jest niewątpliwie choreografia i perfekcyjna emisja głosu aktorów.

Widowisko zachwyca przede wszystkim w scenach zbiorowych, gdzie śpiew idealnie współgra z tańcem. Proste, ale dynamiczne i rytmiczne piosenki ABBY sprawdziły się doskonale, chociaż ich nowe przekłady były niemałym zaskoczeniem. Uświadomiliśmy sobie przy tym, że są piosenki „na lato”, ale są też piosenki „na lata”. Właśnie takie utwory nigdy nie umierają. Wydawać by się mogło, że dużym ryzykiem jest przekładać te hity na inny język, a jednak. Tłumaczenia Daniela Wyszogrodzkiego od razu wpadały w ucho. Szczególnie wykonanie „Kasa, kasa, kasa” nie zagrzewało wcale gorzej niż „Money, money, money”. „Bis show”, które nastąpiło po zakończeniu przedstawienia nie pozwoliło nam usiedzieć na fotelach. Cała sala tańczyła razem z aktorami. Scenografia zaskakiwała z każdą piosenką jeszcze bardziej. Scenariusz obfitował nie tylko w choreografie i śpiew, ale także w wiele dialogów płynnie połączonych z piosenkami oraz niebanalnym humorem. Wszyscy jednogłośnie stwierdziliśmy, że musical niczym nie odbiega od światowej sławy scen, gdzie już od szesnastu lat przyciąga tłumy na Broadwayu i West Endzie.

Karol Moszumański

Aleksandra Zabłocka