Archiwum

Wajda i piosenka Scorpionsów

Wajda umarł.

Koniec twórczości kogoś takiego jak Andrzej Wajda błahym powodem nie jest, więc, jako, że idzie jesień, postanowiłam poskładać w jakieś ramy wszystkich tych, którzy powoli wpadają za zasłonę – w tą samą, w którą wpadł Syriusz Black w Zakonie Feniksa.  Musicie wiedzieć, że w Muzeum Sztuki Japońskiej w Krakowie była (dobre pół roku temu) wystawa poświęcona polskiemu reżyserowi. Geniusz tkwi w szczegółach, na kartkach – przypominajkach, brulionach i restauracyjnych serwetkach uwieczniał Wajda pejzaże i ludzi, inaczej mówiąc kadry, których nie miał możliwości w danym momencie sfotografować. Prościej: na pierwszym piętrze owego muzeum mieściła się wystawa szkiców z okazji 90-tych urodzin Mistrza.

Tu nadchodzi dobry moment by wspomnieć o Scorpionsach. W 2014 roku, po pięćdziesięciu latach spędzonych na scenie nagrali piosenkę, której pierwsze słowa refrenu brzmią: We built this house on the rock – wybudowaliśmy ten dom na skale. Biblijne przesłanie, które w kulturze stało się również symbolem niezłomności, siły i hardości, Scorpionsi zinterpretowali naginając pod gatunek muzyki, który wykonują. On the rock: na skale, ale – w dosłownym tłumaczeniu – też na rocku. I mimo, że od pięćdziesięciu lat wiatry wieją, powodzie zalewają grunty, to oni wybudowali swój dom na rocku (skale) i wiedzą, że ten dom będzie stał. Wiedzą, że pozostawili po sobie trwałe dziedzictwo.

Ta piosenka zawsze napełnia mnie jednakowym smutkiem. Odczuwam wtedy lęk przed śmiercią. Nie swoją – ich. Nie, nie Scorpionsów – ich wszystkich: Wajdów, Bowie’ch, Lemmy’ch, Prince’ów. Bo śmierć, chcąc nie chcąc, jest końcem mocy stwórczej. A umierając chyba widzą, że nie mają po sobie godziwych następców.

Bo jak rzecz stoi? Film trzyma się na nitce dobrego, niszowego kina, a jedyne co krąży dłużej na językach ludzi fejsbuka to beka ze „Smoleńska” Krauzego i zdziwienie na temat rozwodu Angeliny z Bradem. Kino patriotyczne umiera i dogorywa, jak wszyscy powstańcy i żołnierze wyklęci, których losy w nieudaczny sposób próbuje przedstawić. A Wajda tworząc „Katyń” udowodnił, że można to zrobić z klasą!

Kiedyś Pink Floydzi śpiewali o upadającym murze, Scorpionsi o wietrze zmian od wschodu, Metallica o potwornych losach żołnierzy. Te szlagiery do tej pory lecą w radiach, nawet tych komercyjnych. Nie mówmy, że nie mamy o czym śpiewać teraz: problem uchodźców, wojen, narastających ogromnych konfliktów – jakież to wszystko aktualne! Zamiast tego słyszę w radiu tekst  „Czy chcesz dmuchnąć w mój gwizdek, bejbe?”.  Nie mówię o gatunku, ale o treści. Do tekstów Lady Gagi, i tych co po niej przyszli można się jedynie bujać, dopiero po paru głębszych.

Wajda, jako twórca wybudował swój dom na skale. I tej skały nikt nie ruszy. Czy dzisiejsza kultura również to robi – rozeznają przyszłe pokolenia. Tymczasem jesień wkrada się do butów, a pod koniec 2016 roku w dzienniku, na wspominki, na czarno białych zdjęciach pojawią się obok siebie Andrzej Wajda, Dawid Bowie i Lemmy Kilmister.