Archiwum

ALE KINO! #10 – „You broke my heart”.

„Kino zachwycało ludzi już od początku jego istnienia. Nie na darmo przemysł filmowy jest oceniany mianem dodatkowej „dziesiątej muzy”. Kiedy w 1895r. bracia Lumière skonstruowali i opatentowali kinematograf pewnie nie wiedzieli do jakiego stopnia rozwinie się sztuka kinematografii. Dziś 120 lat od tych wydarzeń „czwarta władza” rozwinęła się do takiej skali, że filmy – lepsze lub gorsze – ogląda każdy z nas. W cyklu moich felietonów, zaprezentuję wam według mnie 10 najlepszych filmów w historii kina.” Tymi słowami rozpocząłem naszą przygodę po pięknym świecie filmów. Przyszedł czas na ostatni – dziesiąty – artykuł „ALE KINA!”.

Postanowiłem, że zacznę „Ojcem chrzestnym” i „Ojcem chrzestnym skończę”. Lejdis and dżentelmens, wisienka na torcie całej serii; przed państwem wieki film i wspaniała kontynuacja poprzedniej części. Dzieło Francisa Forda Coppoli z 1974r. „Ojciec chrzestny II”

O drugiej części „Ojca chrzestnego” mogę bez dwóch zdań powiedzieć, że jest najlepszym sequelem w historii. Coppola z jednej strony konsekwentnie rozwija opowieść o potężnej rodzinie mafijnej „Corleone”, a z drugiej cofamy się w czasie do roku 1917 i obserwujemy pierwsze kroki Vita Corleone – włoskiego emigranta na amerykańskiej ziemi, późniejszego władcy gangsterskiej rodziny. Mamy okazję zobaczyć dwie najważniejsze postaci w całej sadze w zupełnie odmiennych sytuacjach i położeniach. Vito, po przyjeździe do Stanów buduje wielkie gangsterskie imperium (spełnia się jego american dream), które po 40 latach, jego najmłodszy syn – Michael – musi ratować z poważnego kryzysu. Na próbę lojalności zostają wystawieni niemal wszystkie osoby związane z rodem. Niegdyś silna i wpływowa rodzina zaczyna podupadać. To co stworzył ojciec, wymyka się z rąk synowi. W pewnym momencie padają słowa: „rodzina Corleone była jak Imperium Rzymskie”. Tyle tylko, że każde mocarstwo musi kiedyś upaść. Po latach tłustych, nadszedł czas lat suchych, z którymi musi poradzić sobie nowy „wladca”.

Michael Corleone to postać w pełni tragiczna na wzór bohaterów antycznych takich jak Antygona czy Król Edyp. Ma wybór: utrzymanie klanu na piedestale wśród innych mafii lub przetrwanie miłości do jego żony, dzieci i brata. Oczywiście jedno kosztem drugiego – a to tylko wierzchołek góry lodowej, przed Michaelem stoi jeszcze wiele problemów pod postacią spisków, zdrad i knowań. Między młotem a kowadłem.

Scenarzyści: Mario Puzo (autor książkowego pierwowzoru) oraz Coppola w mistrzowski sposób zarysowali portrety psychologiczne głównych bohaterów. Spokojny, racjonalnie myślący, trzymający wszystko w ryzach Vito i jego przeciwieństwo – wybuchowy, nerwowy i niepanujący nas sobą Michael. Ogromny wkład w przeniesienie bohaterów na ekran wnieśli dwaj wielcy aktorzy. Robert De Niro wirtuozersko grający Vita i Al Pacino w obłędnej roli nowego „Dona”. Trudno stwierdzić kto wykonał swoją pracę lepiej, obaj panowie pokazali, że są stworzeni do ról gangsterów. Zresztą zobaczyć dwóch tak wielkich i legendarnych aktorów w jednym filmie – coś wspaniałego. Szkoda tylko, że nie pojawili się razem choćby w jednej scenie. Na to wydarzenie trzeba było czekać aż do roku 1990 i ukazania się w kinach „Gorączki”.

„The Godfather II” porusza problem egoizmu, totalnego zapatrzenia się w pieniądze i dążenie do władzy za wszelką cenę. Władza. Jedno słowo, które potrafi zawładnąć człowiekiem. Tematem, który przewija się przez ponad 3 godziny trwania produkcji tu upadek moralny. Odrzucenie pięknych idei, szlachetnych wartości. Michael z czasem traci bezpowrotnie swoje człowieczeństwo; serce staje się twarde jak głaz, zostaje pozbawiony empatii. Schodzi na dno Ze spokojnego chłopaka przeradza się w bezwzględnego tyrana. Druga część ojca chrzestnego to obraz bardzo pesymistyczny i zwyczajnie smutny, lecz jest przestrogą przed….. no właśnie – przed czym? To pozostawiam do interpretacji tobie. Na pewno w porównaniu z pierwszą częścią jest on znacznie brutalniejszy dla umysłu, co nie zmienia faktu, że jest filmem na swój sposób pięknym.

Na miejsce kompozytora zatrudniono znanego z poprzedniej części – Nino Rotę. Przyznam, że nie udało mu się ułożyć tak epickich utworów jak wcześniej, ale nie można też narzekać, ponieważ stworzył naprawdę bardzo dobrą muzykę, która towarzyszy nam w oglądaniu losów dwóch panów Corleone.

Przyznam, że „Ojciec chrzestny II” to film trudny do odbioru i wymaga skupienia i zaangażowania widza, ale nie pozostaje mi nic innego jak dosłowne przytoczenie pierwszego „Ale kina”: „moje słowa nie oddadzą świetności tego „magnum opus” światowego kina. To trzeba przeżyć. Poczuć. Dostrzec ukryte piękno i wartości płynące z dzieła, które ukształtowało wizerunek kina gangsterskiego na długie lata.”

Nie dodam nic więcej bo to zwyczajnie bezsens. To coś więcej niż film. Całe kino to coś więcej niż filmy. To przeżycia. Emocje. Odczucia. Wzruszenia. Uśmiechy. Smutki. Radości. Coś czego nie da się opisać słowami. TO jest właśnie magia kina, dzięki której żyjesz wielokrotnie i której nikt ci nie odbierze.

Niech żyje kino!

Karol Moszumański