Archiwum

Reset

Dlaczego Bieszczady?

Mam opowiadać?

Tak. Dlaczego pan tutaj uciekł?

Dlaczego uciekłem? Wiecie, prowadziłem w Krakowie firmę, dużą firmę logistyczno-spedycyjną i w pewnym momencie stwierdziłem, że nastąpiło- normalnie zwykłe zmęczenie materiału zarówno fizyczne, jak i emocjonalne i postanowiłem coś z tym fantem zrobić. Ponieważ znam trochę ludzi w Bieszczadach, bo od kilkunastu lat tutaj przyjeżdżam – jednym  z takich moich najbliższych przyjaciół i znajomych był Mirek Nadolny który prowadził cień PRL’u i organizował festiwal Bieszczad blues i zawsze nam pomagał – więc postanowiłem poprosić go o taką pomoc, a wiedziałem że jest dzierżawcą karczmy Brzeziniak, to postanowiłem do niego zadzwonić i poprosić go, żeby pomógł mi jakby zresetować się w Bieszczadach. Powiedziałem, że mogę robić cokolwiek – pracować fizycznie, rąbać drzewo, być takim gospodarczym człowiekiem. Mirek powiedział „ok nie ma sprawy”. W kwietniu spakowałem plecak, wziąłem parę rzeczy, przyjechałem i jestem tutaj od roku.

Bieszczady dlatego, że znał pan to miejsce?

Tak, tak. Ja pierwszy raz przyjechałem w Bieszczady na obóz harcerski w 78 roku. To jeszcze były czasy mojej szkoły średniej, bo byłem harcerzem i prowadziłem przez 4 czy 5 lat obozy wędrowne i spasował mi ten klimat. Trochę dziki – wtedy jeszcze Bieszczady były takim miejscem, gdzie przyjeżdżali wariaci, ludzie tacy którzy szukali jakby ostoi spokoju. Jak zaczęły się „Bieszczadzkie anioły”,  to zacząłem przyjeżdżać na ten festiwal jak gdyby na zasadzie powrotu w Bieszczady. Jedyne miejsce które może człowieka zrelaksować to są Bieszczady.

Czyli muzyka tak jak powiedział Pan przed chwilą jest dużą częścią Pańskiego życia?

Wychowałem się na Trójce, na edukacji muzycznej  bardzo dobrego programu radiowego, a poza tym, ponieważ jestem jak gdyby z zawodu nieuprawianego filologiem – mam skończoną filologię polską, więc trochę tak zamiłowanie do języka i poezja śpiewana. Chociaż zainteresowania muzyczne są na zupełnie różnych biegunach tak, że ta ostra rokowa muzyka, ale i poezja śpiewana to taka pierwsza moja szufladka, w której się najlepiej odnajduję i dlatego SDM i dlatego „Bieszczadzkie anioły” i dlatego takie klimaty muzyczne.

A tutaj czuje się pan spełniony, w sensie że to jest to? Czy pan się tutaj już zresetował?

 Ja się nie przyjechałem tutaj dowartościowywać. Czy ja czuję się spełniony? Znaczy, ja odpoczywam. To bytowanie tutaj jest trudne z kilku powodów. Po pierwsze jednak życie w mieście jak gdyby powoduje, że człowiek jest w pewnym ustalonym rytmie. Ja tam zostawiłem masę przyjaciół, znajomych i własne zainteresowania, kibiców Wisły Kraków, ponieważ jestem fanem Wisły. Tutaj przyjechałem w taką ostoję ciszy,głuszy i spokoju. I z jednej strony jest fajnie, a z drugiej mam taką świadomość, że mimo wszystko jednak „jestem obcy” i to się wyczuwa na każdym kroku. Chociaż obecni właściciele Brzeziniaka, czyli Agnieszka i Krzysztof, przyjęli mnie bardzo serdecznie i czule i czuje się tutaj jak w domu, ale jednak bytując z ludźmi innymi mam świadomość, że mimo wszystko jednak jestem obcy. Po roku trudno zmienić taką etykietkę w stosunku do siebie. Mam taką świadomość, że jednak ludzie wypychają tych, którzy tutaj przyjeżdżają na jakiś okres czasu poza margines życia. Nawet nie normalnego życia, ale takiej bliższej akceptacji, takiego kolegostwa,poklepania po plecach i tak dalej, że to jednak nie jest to. W Krakowie, czy gdzieś tam indziej, można się zakumplować od razu. Można znaleźć wspólne zainteresowania, wspólne pasje, nawet można pójść na piwo i się otworzyć. Tutaj jest o wiele ciężej. Dużo osób jest tutaj jednak napływowych, przyjeżdżających z różnych stron Polski i oni uzurpują sobie prawo do bycia tubylcami, a tubylcami tak naprawdę nie są.

A pan się tak czuje?

Tubylcem?

Tak.

Nie, to znaczy ja mam tutaj jakby swoje miejsce, poruszam się w pewnych określonych koleinach. To jest tak, że jak mieszkasz w jakimś mieście to masz pewien określony sposób zachowań. Wiesz że tu jest sklep, tu można pójść do kina i tak dalej i mimo, że zmieniasz na przykład miasto, tak, jak Amerykanie zmieniają siedem razy w życiu, to też trafiają do tego samego sklepu, do tego teatru i tak dalej. Tutaj ten rytm jest trochę inny, bo jest powolniejszy ze względu na to, iż specyfika mieszkania jest tutaj inna.  Natomiast, ja wiem?, powoli zaczynam wsiąkać. Mam przeżyć tutaj drugą zimę, więc myślę, że 2 zimy to już będzie taki kres czasu kiedy będę mógł się tutaj w pewien sposób odnaleźć, ale czasami jest ciężko.

Gdy myśli pan o Bieszczadach, nawet gdy był pan jeszcze w Krakowie i myślał o Bieszczadach, to co pan z nimi kojarzył, to co pan o nich myślał? Na samo słowo Bieszczady.

Miejsce krajobrazu ciszy i sposobu, takiego relaksu, że można tutaj przyjechać, zapaść się w ciszę. To postrzeganie moich Bieszczad odnośnie takich walorów między Krakowem a tym się nie zmieniło. W sensie miejsca spokoju, dziczy można tutaj posiedzieć, wypić kawę, poczytać dobrą książkę i zapomnieć o wszystkim. To się nie zmieniło, bo podejrzewam, że gdyby to się zmieniło, to pewnie bym wyjechał gdzieś indziej, nie wiem… do Norwegii, do Anglii, gdziekolwiek. Natomiast Bieszczady dają taki komfort posiadania dystansu także do siebie i to jest najważniejsze. Że człowiek dostanie w dupę, nawet fizycznie, to ubiera plecak, idzie w góry, siada na kamieniu i delektuje się ciszą. I to patrząc z perspektywy Krakowa i z perspektywy Bieszczad jest takie samo. Natomiast wiadomo, zmieniły się warunki w których się mieszka. Ze tam człowiek żyje w trochę innym rytmie, ale ma do czynienia bezpośrednio z przyrodą, no bo jak sobie pójdzie na balkon i zobaczy Smerek to jednak to  nie jest to samo co myślenie o Bieszczadach w Krakowie. To się nie zmienia. Bieszczady mnie nie rozczarowały w żaden sposób. Nie mogę powiedzieć że nie, one wyglądają trochę inaczej To nie jest takie życie jak na folderze, bo ja będąc w Bieszczadach kilkanaście lat temu nasączyłem się nimi w taki pozytywny sposób. I one zostały jak gdyby te same. Te same góry, te same kolory w jesieni, ten sam śnieg w zimie i to się nie zmieniło.

Nie ma ochoty pan czasem powiedzieć: „nie, to nie jest moje miejsce, ja chcę wracać do Krakowa”. Albo: „Chcę jechać gdzieś indziej”?

To znaczy nie, to znaczy wiecie co znaczy myślę że wybrałem dobre miejsce akurat trafiłem na dobrych ludzi  i nie zmienił bym go przez jakiś tam okres czasu. Myślę ze jest mi tutaj mimo wszystko, mimo dolegliwości różnego rodzaju dobrze i to muszę powiedzieć że tak.

A co z dziećmi? Tęskni pan?

No tęsknie, no znaczy… Powiem wam taką historyjkę, bo to jest taki sposób na patrzenie i jak gdyby też na mój pobyt tutaj. Rozmawiałem tutaj z jednym człowiekiem, który mieszka tutaj kilkanaście lat i on powiedział „jak chcesz pomieszkać trochę w Bieszczadach, to musisz jak  gdyby odrzucić wszystko to co jest w wielkim mieście czyli tramwaje, sklepy, różne rzeczy. I nie tęsknić do tego. Możesz tęsknić do ludzi, ale nie możesz tęsknić za takim normalnym miejskim życiem. Bo jak zaczniesz znowu tęsknić za miejskim życiem, to po prostu rzucisz to wszystko i wrócisz, bo człowiek jak gdyby w pewien sposób ma gdzie wtrącać. Jak odetniesz pępowinę całkowicie, to wtedy będziesz wiedział, że tu jest jedyne twoje miejsce. Ja tęsknię. Tęsknię za przyjaciółmi, tęsknię za dzieciakami, bo to są moje córki. Czasami z nimi gadam przez telefon i opowiadam im, co się dzieje. Ale to jest inny rodzaj tęsknoty. One są dorosłe, mają swoje życie, swój rytm. Tęsknię za swoim ukochanym psem, za książkami, które zostawiłem na półkach, za niektórymi płytami. Za takim, wiecie, każdy ma swoje miejsce i za taką swoją, jakby to nazwać, dziuplą. Chociaż no nie wiem, robię sobie tutaj jakąś dziupelkę.

A gdy już wróci pan do Krakowa, o ile wróci, to co się zmieni?

Kiedyś pewnie wrócę, znaczy nie wiem za rok, za 2, za 3. Nie umiem odpowiedzieć. Na razie mój plan resetu to były 3 lata. Zostanę przez 3 lata i potem zobaczę co zrobię. To jest tak, jak z szalą odwagi. Że jak ta szala bieszczadzka jest coraz bardziej obciążona to ona powoli spada na dół i ona jak gdyby przeważa ja nie wiem jak wrócę do Krakowa co będę robił. Pewnie będę tęsknił za Bieszczadami. Byłem kilka razy w Krakowie, jak pierwszego dnia się rozpakowałem, to odrobiłem zaległości ze swoimi przyjaciółmi- poszliśmy na piwo. I następnego dnia  zacząłem tęsknić za Bieszczadami. To jest „normalne” i „nienormalne”. Żyje tutaj już półtora roku i wpadłem już w te koleiny normalnego bieszczadzkiego życia. Łatwiej mi mieszkać tutaj obecnie, chociaż tęsknie.

Sprzyja panu ten klimat? Łatwiej tutaj panu?

Tak, bo wiecie to jest taka kwestia ze jak człowiek się decyduje na pewien rodzaj tak zwanych rekolekcji duchowych to jak gdyby przyjmuje założenie ze one musza jakiś czas trwać. Ja jestem w tym momencie ze jestem tu i teraz i proces mojej rehabilitacji przebiega prawidłowo. Odstresowałem się mam mniej problemów. Oczywiście człowiek myśli o tych rzeczach które zostawił ale na razie jest jak jest.

Co będzie potem to dopiero pan zobaczy?

Jak żyje z dnia na dzień a poza tym w Bieszczadach trzyma mnie to ze robimy razem z Marta festiwal w Bieszczadach co roku w sierpniu  poezji śpiewanej i to mnie tez trzyma. Sama praca nie daje  tak naprawdę pełnej możliwości zresetowania się. Nie można tego robić w takim rytmie: pracować spać, pracować spać. Wysiłek fizyczny w pewien tez sposób człowieka oczyszcza ale ja z zasady robiłem inne różne dziwne rzeczy. Pracowałem z ludźmi realizowałem inne różne swoje pasje które po części udaje mi się w Bieszczadach zrealizować. To jest właśnie m.in. ten festiwal.

Powiedział pan, że ludzie, którzy się tutaj najczęściej zbierają, przyjeżdżają z całej Polski i zawłaszczają sobie tytuł bieszczadnika. Nie uważa pan, że tak jak to siedlisko Brzeziniak dla nas jest miejscem, w którym otwieramy się na siebie nawzajem, tak Bieszczady są dla tych wszystkich nowo przybyłych schroniskiem gdzie mogą odnaleźć siebie?

Oczywiście ze tak jest, ze ktoś kto tu przyjechał 20 lat temu, 30, on jakby w pewien sposób się czuje bieszczadniekiem i cenzuruje postawy ludzi którzy dopiero tutaj przyjechali. Natomiast uważam ze nikt nie ma prawa sobie zawłaszczać Bieszczady. One nie są jego, one są każdego z nas. Każdy musi mieć początek tej drogi w Bieszczadach. Każdy gdzie od czegoś musi zacząć. Jeden zaczyna od pracy poznaje innych ludzi dziewczynę żeni się i zostaje  w Bieszczadach a ktoś inny przyjeżdża wraca do domu i znów przyjeżdża. Nie wiem do końca może tak jest zawsze. Może to  jakieś zjawisko socjologiczne które polega na tym ze ci którzy są tutaj 5, 10, 15 lat jak gdyby mogą cenzurować tych którzy są na początku drogi bo oni te 20 lat temu tez byli na początku.

Ma pan tutaj przyjaciela?

Takim moim przyjacielem jest Mirek Nadolny z którym spędziliśmy trochę czasu. Jadąc w Bieszczady ja dzwonie do niego, mowie : Mirek  potrzebuje noclegu a on mówi tam w tym moim domu jest kluczyk pod doniczką. Możesz sobie przyjechać zapalić w piecu posiedzieć a rozliczymy się potem. Taka znajomość jest rewelacyjna ale takich ludzi w Bieszczadach ja mam bardzo mało. Drwal po wypadku może policzyć na palcach jednej dłoni.

Bieszczady to ten moment życia?

Nie wiem. Pewnie jakby była taka możliwość to bym kupił tutaj chatkę i tutaj sobie po prostu pomieszkał. Mógłbym się odciąć od wielkiego miasta.  Mógłbym tu zostać, to nie ulega wątpliwości.