Archiwum

Po to, by przeżyć: historie o przemocy

Ofiara przemocy nie wyróżnia się w tłumie, a przemoc to przede wszystkim relacja, jaką musi przyjąć w podarunku od losu. Relacja, która skupia się na przetrwaniu rzeczywistości, a nie momentów ataków i wyzwisk.
Bo po chwilach okładania kablem przychodzi noc, później poranny prysznic, śniadanie i wyjście do szkoły.
Przemoc zaczyna się i kończy na relacjach, którym nie chce lub nie pozwala się odejść.

Dwójka wspaniałych ludzi, Majka i Czarek, opowiadają o naginaniu swojej codzienności po to, by przeżyć.

Czarek
Gdy w drzwiach przekręcił się kluczyk został ze sobą zupełnie sam. Początkowo leżał na łóżku i patrzył się w sufit, zasypiał i budził się, gdy ponownie słyszał dźwięk przekręcanego zamka. Tak mijały dni, które zamieniały się w tygodnie, a tygodnie w miesiące i lata. Czarek naliczył ich aż pięć. Patrząc na swoje odbicie w szybie, zauważał, że dzieje się z nim coś dziwnego. Gdy nie ma się dostępu do żadnych mediów oprócz lampki nocnej robi się różne rzeczy. W swoich zamkniętych czterech ścianach nałogowo czytał książki, zaczął rysować na ścianach. Nad jego łóżkiem pojawił się ludzik, który nie miał buźki, a w ręku trzymał tabliczkę z napisem „I hate my family” (pol. nienawidzę mojej rodziny). Poprzekręcał literki, aby nikt nie dopatrzył się prawdziwego przesłania.
„Dramatów nie da się opowiadać. Bo te wszystkie słowa nie wyrażą tego, jak ja się wtedy czułem. Materialnie miałem wszystko, a nikt nigdy nie powiedział mi kocham cię, albo, że jest ze mnie dumny. Co gorsza, cały czas byłem poniżany, wmawiano mi, że jestem nikim.” – mówi Czarek.
Jak rozlał jogurt na posadzce w kuchni, jego matka kazała mu uklęknąć i zlizać z podłogi całą plamę.
Czarek chciał opowiedzieć komuś o tym, co dzieje się u niego w domu. Problem w tym, że nikt nie chciał mu uwierzyć. Jego matka piastowała wpływową funkcję w mieście, a ojciec był dyrektorem tamtejszego gimnazjum. Obojgu mówiło się obowiązkowo „dzień dobry” przy wyjściu z niedzielnej mszy, obojga zapraszało się na ważne uroczystości, oboje mieli ponadprzeciętny status w społeczeństwie.
Nikt nie wiedział, że uśmiechnięta i zawsze kulturalna parka w domu rezygnowała zupełnie z zasad savoir vivre’u.
Czarek był zastraszany, że jeżeli będzie trzeba, to o jego (!) karygodnym zachowaniu dowie się psycholog lub psychiatra. A ostatnią rzeczą jaką chciał, to iść do prywatnego poprawczaka, w którym znalazłby się przez ogromne pieniądze rodziców przelane na konto ośrodka i przez przekazanie wielu uśmiechów i uścisków dłoni. Jak to ujmuje, był za bardzo wrażliwy na to, co go otaczało i ponadto niezależny, żeby móc przeżyć w tak ciężkiej rzeczywistości jaką był poprawczak. Wśród przekleństw, „kitranych szlugów” i zazwyczaj głupoty.
Gdyby nie dziewczyna, którą poznał w nowej szkole, teraz pewno leżałby zarzygany w jakiejś publicznej toalecie z pustą fiolką po lekach w ręce i z zatrzymaną akcją serca. Wykorkowałby z przemęczenia i codziennego dręczenia w domu.
„W końcu udało mi się nawiązać prawdziwą relację. Z prawdziwym drugim człowiekiem. Zacząłem w sobie odkrywać ogromne pokłady emocji, których nigdy wcześniej w sobie nie widziałem. Zacząłem być szczęśliwy. Czasem było bardzo trudno, ale w tych momentach była ze mną także świadomość, że mam dla kogo żyć. Teraz jestem dorosły, mieszkam sam, w innym mieście. Z dala od moich rodzicieli. Jedyna rzecz, która spędzała mi sen z powiek, to moja ośmioletnia siostrzyczka i trzynastoletni brat, którzy musieli żyć w tym domu.”
W jednym ze swoich krótki notek w pamiętniku napisał tak: Skończyło się. Ale ja tak tego nie zostawię. Nie wiem, jakim cudem, ale nie pozwolę im przechodzić tego samego piekła. Boże, trzymaj za mnie kciuki.”
I Bóg trzymał kciuki. Było dużo biurokracji, sądów. Ostatecznie młodsze rodzeństwo Czarka dostało się w dobre ręce. Matka jego dziewczyny wiedziała, że Czarek i jego córka są na studiach i nie daliby rady z utrzymaniem się we czwórkę. Postanowiła, że zajmie się dziećmi.
Zdejmował łyżeczką pianę z kawy. W tym momencie swojego opowiadania zaczął ocierać oczy. On płacze ze szczęścia, on dziękuje tym, którzy mu pomogli. I prosi mnie, żebym nie zapomniała o nich wspomnieć. Patrzę na niego i przytakuję.

Maja
Bił ją tylko wtedy, kiedy był pijany. A pijany był prawie zawsze. Kiedy jednak zdarzały się u niego przebłyski trzeźwości, to przepraszał ją, klęcząc pod zamkniętymi drzwiami do jej pokoju i rzewnie płakał. A wszystko zaczęło się wtedy, kiedy Maja miała czternaście lat. Wtedy to, po długiej chorobie, zmarła jej matka. Była jedynaczką i od tamtej pory mieszkała w szarej przybudówce tylko z ojcem.
O chorobie mamy zaczęła dowiadywać się dopiero wtedy, kiedy mama zaczęła nosić chustkę na głowie. „Trochę to głupie, wydaje mi się, że dziecka, nawet małego, nie powinno się okłamywać, kiedy nowotwór dotyka tak bliską mu osobę. Bo gdy badania nie rokują polepszenia stanu zrowia i nagle ktoś po prostu znika, to taki mały człowieczek zostaje sam z ogromnym pytaniem „dlaczego?”.” – Mówiąc to, dwudziestojednoletnia już Majka odkręca termos z gorącą herbatą w miejscu, które sama wybrała na tą rozmowę. Ławka w parku, w którym nauczyła się jeździć na rowerze.
To nie tak, że była bita od dziecka i pochodziła z patologicznej rodziny. Kiedy żyła mama, w każdą niedzielę, całą rodziną chodzili na lody, albo na ciastko do pobliskiej cukierni. Niedziela była jedynym dniem, w którym rodzice mieli wolne i mimo tego nie spędzali go na odsypianiu sześciu dni ciężkiej harówki, ale pamiętali o Majce, która przeogromnie cieszyła się ze wspólnych wypadów. Ledwo wiązali koniec z końcem, więc niedzielna kawiarnia była traktowana przez małą dziewczynkę wręcz z nabożną czcią.
Mama Amelia była opiekunką do dzieci, a ojciec Krzysztof pracował w zakładzie samochodowym.
Po śmierci Amelii, tata z córką już nie wychodzili co niedzielę na lody. Krzysztof się załamał, a Majka musiała przejąć wszystkie obowiązki matki. Ojciec się zmienił, coraz częściej znikał wieczorami i wracał z knajpy o trzeciej lub czwartej nad ranem, ledwo trzymając się na nogach.
Gdy sytuacja miała miejsce pierwszy raz, Majka nie spała całą noc, obgryzając ze zdenerwowania paznokcie. Kiedy w końcu zobaczyła ojca przy furtce i z ulgą otworzyła mu drzwi do domu, pierwsze co poczuła to mocny zapach alkoholu. Po chwili usłyszała „Spierdalaj do pokoju, ale już!”. Następnym razem oberwała za to, że nie poszła. Majka mówi, że przyczyny bicia jakby ktoś z reklamy wyjął. Bo to obiad źle ugotowany, bo nie ma w telewizji nic ciekawego. Krzyczał, że śmierć matki to jej wina. Półtora miesiąca później stracił pracę. Wtedy obwiniał ją jeszcze i o to.
Kiedy Majka skończyła osiemnaście lat i liceum ogólnokształcące na profilu biologiczno – chemicznym pojawił się problem. Nie były to pieniądze, których i tak od zawsze było mało, ale pytanie: kiedy wyjadę na studia, to co stanie się z moim ojcem?
Z nałogu wychodzi się bardzo trudno. Szczególnie chyba z alkoholizmu. Na „uparciucha” daleko się nie zajdzie. Krzysztof dalej zmaga się ze swoją chorobą, na odwyk wrócił już drugi raz. Ale jest coraz lepiej. Majka mówi, że o niebo lepiej, bo zostało samo picie. Wyleczył się z depresji, jest postęp.
Wielu zastanawiało się nad tym, dlaczego nie zgłosiła tego nigdzie, nie poszła z tym na policję. Ona sama powiedziała tylko tyle: „Kiedy masz normalną rodzinę, to takie okrutne traktowanie wydaje ci się czymś, co nie powinno mieć miejsca, że takiego człowieka jak mój ojciec nie da się kochać. Ale zawsze, gdy próbowałam to zrobić, przypominałam sobie tego mężczyznę o wesołych, błękitnych oczach, który wycierał mi brodę z lodów czekoladowych, który nosił mnie na barana i czule przytulał moją matkę. I wtedy nie miałam siły, by cokolwiek zrobić. Nie, to nie słabość. Gdybym odeszła, to on by sobie nie poradził. Ciągle wierzyłam w to, że kiedyś się opamięta, bo to nie jest zły człowiek. Przydarzyło mu się coś strasznego, śmierć żony… Już będąc dzieckiem byłam gotowa na to, by mu przebaczyć.”
*Imiona Mai i jej rodziców zostały zmienione na prośbę rozmówcy.

W konfrontacji z przemocą, człowiek nie zawsze musi być słaby. Może nie mieć ciała boksera, atletycznych ramion i niemożliwej siły, a wygra. Wygra nadzieją. Bo ktoś, kto ją stracił, ktoś, kogo nadzieja jest krucha godzi się na działanie przypadków dobra i przemocy w swoim życiu. Ten, który ma ją przy sobie, widzi wszystkie przejawy nowego i gotowy jest w każdym momencie pomóc w narodzinach tego, co już jest gotowe, by się narodzić.

  W.M.