Pamięć pozostać musi. Nie wolno Nam zapomnieć
– „Kazek, a może udałoby nam się stąd uciec? – Gienku, powtarzam ci, stąd z centralnego obozu nikt nie uciekł i nikt nie ucieknie”. Rok 1942, Kazimierz Piechowski – numer obozowy 918 – wraz z przyjaciółmi postanawia uciec z Auschwitz.
Jest rok 1939. Pan Kazimierz Piechowski próbuje przedostać się do Francji. – Nadjechały samochody SS. „Halt! Stój!”. Oficer Gestapo z uśmiechem na ustach mówi: powinniśmy was zabić, ale nie zrobimy tego – będziecie mieli coś lepszego niż śmierć.
W listopadzie 1939 roku pan Kazimierz Piechowski trafia do Auschwitz. – Dostałem numer 918 i zaczęliśmy budowę obozu. Było strasznie. Wielki zbrodniarz esesman zabijał strzelając w potylicę pod Ścianą Śmierci.
– Pracowałem, zbierając trupy. Stoimy pod bramą i nagle słyszymy ryk. „Tür auf!” – co znaczy: bramę otworzyć. Truchcikiem lecimy i te nagie, pokrwawione ciała na wóź. Krew się leje aż do krematorium. Wiadomo, że tędy jechał wóz z ciałami – opowiada.
Kolega uratował mu życie
– Jeden z moich kolegów, który pracował w tym samym komandzie, co ja, powiedział mi, że dostał cynk, że jestem przeznaczony na śmierć. Patrzy na mnie cały roztrzęsiony i mówi: Kazek, a może udałoby się stąd uciec? – wspomina, nie mogąc powstrzymać wzruszenia pan Kazimierz.
– Gienku, powtarzam ci, stąd nikt nie uciekł. I nikt nie ucieknie.
Na szczęście dla 95-letniego dziś harcerza, kolega drążył temat – aż dopiął swego. Mężczyźni postanowili podjąć próbę brawurowej ucieczki z obozu. – Plan był taki, że jeśli oni mają nas za głupców, a sami są ponad wszystkim, to mogą popełniać błędy. Takie, które wyzwolą nas z tego obozu i ucieczka się uda – mówi pan Kazimierz.
Dzień ucieczki
20 czerwca 1942 roku nastąpił dzień realizacji planu. Razem z Kazimierzem Piechowskim próbę ucieczki z Auschwitz-Birkenau podjęło jeszcze trzech współwięźniów. – Gienek pracował w garażach i stwierdził, że może skombinować auto. Zabraliśmy mundury SS, dla mnie oficera SS. Broń, amunicja, wszystko co było potrzebne – opowiada ostatni żyjący w Polsce uciekinier z Auschwitz. Niemcy byli tak pewni, że nikt nie ośmieli się podjąć ucieczki z Auschwitz, że przy garażu nie trzymali nawet warty. – Wsiedliśmy do auta i podjechaliśmy pod rampę, za którą już była wolność. Ja wyciągnąłem pistolet i mówię do wartownika: otwieraj szlaban albo ci łeb rozwalę! – wspomina.
Na wolności
– Gdy podnieśli szlaban, byliśmy wolni. Ani jeden więzień nie został za tę ucieczkę tknięty. Dlaczego? Bo Niemcy w Berlinie uznali, że mogła się zdarzyć tylko przez głupotę esesmanów – opowiada ze łzami w oczach.
Powrót
Po 55 latach pan Kazimierz Piechowski ponownie pojawił się w Auschwitz. – Żona mnie namówiła. Wchodzimy na podwórze Bloku Śmierci i wtedy przypomniały mi się te czasy, kiedy woziłem te wszystkie trupy. No i rąbnąłem na ziemię, zatrzęsło mną i leżałem nieprzytomny. Zapomnieć nie mogę do końca życia i nie zapomnę, ale nienawidzić? Nie.
Oglądając film dokumentalny „Uciekinier” o ucieczce i życiu pana Kazimierza w Auschwitz nie mogłam pohamować łez. To obowiązkowa pozycja do obejrzenia dla każdego. https://www.youtube.com/watch?v=CNlnCkcAyyo
O ucieczce czwórki przyjaciół powstała nawet piosenka „Kommander’s car” Katy Carr.
https://www.youtube.com/watch?v=TqvhgS00UdA
„Musimy odjechać hej, hej!
Kazik! Zrób coś Kazik!
Zrób coś Kazik!
Ocknąłem się
Faktycznie, przecież oni na mnie liczą
Moje serce bije, a moje dłonie są mokre
Ten Polski ptak odleciał
Jedź! Jedź! Musimy jechać
Musimy odjechać – hey hey!
Musimy odjechać hej, hej!”
Aleksandra Rokosz