Archiwum

Do wandala rad kilka

Wandal lubi urządzać. Świetnie się z tym czuje. Jeśli coś przeszkadza mu w wyposażeniu jakiegoś budynku, czy wyglądzie miasta, automatycznie to zmienia. Świat ma wyglądać, tak jak on chce. Ty możesz w końcowej fazie przyglądać się dokonanemu dziełu. Zagłębmy się więc w tajniki jego powstawania i powody, dla których się zmieniły.

1. Moje mapy i drogowskazy


Niedawno w moim pięknym mieście zamontowano tablice informujące o planie miasta, osiedla i innych takich ciekawostkach. Kiedy to pierwszy raz zobaczyłam, to się zastanowiłam. Nad czym? Ile to tu postoi. Liczyłam na trzy, cztery miesiące.  Widocznie zbyt dobrze liczyć nie umiem. Moje „działania matematyczne” okazały się zbyt optymistyczne. Postało to kilka dni. I kiedy chciałam spojrzeć na mapę, zobaczyć te namalowane kręte uliczki, w jakim miejscu się aktualnie znajduję, to wtedy się o tym dowiedziałam. Poniosłam klęskę, zobaczyłam otchłań. Pomiędzy słupami. Tablica była, ale przedzielona na pół (przypomnę, że na moim osiedlu żadnej rewolucji ostatnio nie było)  i leżała na trawie. Żeby taka sytuacja zdarzyła się raz. Jeszcze wcześniej w obroty poszedł znak drogowy. Takie rzeczy przecież ludziom przeszkadzają. Kto nie chciałby wyrwać znaku nakazującego „skręt w lewo”? Rozumiem, że ktoś może mieć inne poglądy polityczne, ale niech gość da trochę na wstrzymanie, bo wnet wrócimy do czasów średniowiecza i drogę  będziemy kreślić sobie patykiem po ziemi. Ale jak nie wyrwać, to wygiąć do granic możliwości. To jest wyczyn! Ale ze mnie Herkules. Patrzcie na mnie, jestem taki silny i fajny, możecie bić brawa.
 
 2. Mój słowniczek


Ch**, kur**, jeb** Policję, CH.W.*.*. – takie piękne słowa, że trzeba je uwiecznić. Przyszłe pokolenia mają prawo je znać. Poszczyćmy się, zapiszmy je na murach lub nowo odmalowanym sklepie. Wystrój za darmo! Właściciel powinien być zadowolony. Najlepiej oprawić je jeszcze w złote ramy. Zaprośmy wycieczki i urządźmy szlak turystyczny, bo dużo jest miejsc w mieście i okolicach, gdzie autorzy ukazali swój talent i kunszt, zarówno literacki, jak i plastyczny. Aż żal takich nie docenić.

 

3. Moje wymarzone podwórko
               
Mało brakowało, a zapomniałabym o innych, jakże ważnych osiągnięciach „anonimowych dekoratorów”. Tym razem jednak zamiast coś dodać, odebrali. Mianowicie huśtawkę. Bo jak to tak? Jakieś dziecko będzie się huśtać i ja będę stał i czekał? Wezmę sobie po zmroku do domu i problem załatwiony. Żaden frajer mi teraz nie podskoczy. Karuzelę też bym wziął… Niech to szlag, za ciężka. Ale sorry „architekcie”, takie mamy place zabaw. Może następnym razem zamontuje się jakąś ultralekką ślizgaweczkę z aluminium, którą będziesz mógł na pleckach zanieść spokojnie do domku. To jest rozwiązanie. Uwadze nie umknęła mi też wyrwana z ziemi ławka. Ale teraz wszystko nabrało sensu. Kiedy jeden wyrostek będzie się huśtał, to drugi będzie na niej siedział i spokojnie czekał na swoją kolej. Trzeba było też zanieść ją na swoje podwórko. No, teraz wszystko już gotowe, tylko się bawić.

A teraz kilka rad ode mnie odnośnie każdego z podpunktów:
1. Kupić sobie worek treningowy, żeby się na mapach nie wyżywać, bo to nieładnie za darmo sierpowego czemuś dawać.
2. Wziąć kredeczki, blok rysunkowy, swoje „poglądy” wypisać, pokazać mamie.
3. Zamontować sobie huśtawkę na drzewie, poprosić tatusia o oponę, sznurek i do dzieła.

 

M.J.