Archiwum

W oczekiwaniu na lepsze

Poczekalnia w przychodni. Jednym zwykle kojarzy się z różnej maści osobistościami o niecierpliwym spojrzeniu, na tyle zdeterminowanym, iż odważę się rzec, że zdolnym zabić — by tylko przyspieszyć ten fenomenalny proces. Dla innych będzie to zawitanie w siedlisku wszelkich chorób, a zarazem doskonała okazja do zapoznania się z nimi osobiście. Jest to też swego rodzaju walka o byt i pozycję w tym chwilowym stadzie, bo jeśli okażesz słabość zostaniesz wykorzystany przez jedną osobę, drugą, dziesiątą…

            Sama, będąc wielokrotnie uczestniczką tych wielogodzinnych oczekiwań na kilkuminutową wizytę miałam niejedną szansę, by zapoznać się z każdą z tych opcji z osobna. Można się na tym skupić i ciągnąć o jakże syzyfowej pracy pacjenta polskiej Służby Zdrowia. Pewnie bym to zrobiła, ale jest coś, czym chciałabym się podzielić.

            Niedawno przekonałam się jak wspaniałą rzeczą jest czekanie w tej zapchlonej kolejce. Poważnie! Było to u okulisty, ścisk jak nie wiem. Wizyta ustalona na godzinę 16, och, lekkie zdziwko – półtoragodzinne spóźnienie.

            Zlokalizowałam już wszelkie przedmioty znajdujące się w holu, ubytki w plakatach reklamujących soczewki, policzyłam wszystkie płytki… Ponadto dowiodłam, że recepcjonistka poskrobała się w głowę równo dwadzieścia cztery razy, obracając się przy tym jedynie siedem do tyłu! (Jeszcze nie wymyśliłam jaka tu zależność, ale przy następnej wizycie się dowiem.) Kobieta siedząca obok mnie jadła jakieś pomidorowe chrupki, śmiem twierdzić, że nie były one pierwszej nowości. Ale co nas nie zabije…

            Mając już dość tej matmy i ulatniających się substancji chemicznych (naprawdę!) poświęciłam czas czynności z pozoru błahej, nie wymagającej ode mnie biegłości liczenia, ani znajomości pierwiastków chemicznych. Zaczęłam przysłuchiwać się rozmowie siedzących nieopodal mnie ludzi. Typowo — specjaliści Polacy. Choć może nie tak typowo. Ogólnie mówiąc była ona o różnorodnej tematyce — od zdrowia, przez politykę zahaczając o psychologię, sport, a kończąc na polskim szkolnictwie. Właśnie ten punkt konwersacji utkwił mi w pamięci najbardziej.

            Otóż z wypowiedzi emerytowanej przedszkolanki wynikało, że posiadała ona grupę czterdziestu dwóch uczniów i teraz nikt by się tego nie podjął – „Dzieci są teraz niegrzeczne, to one panują nad rodzicami.” — powiedziała. Przyznała jednak, że teraźniejsze warunki do nauki są zdecydowanie lepsze i bardziej sprzyjające. Mówiła też o lepszych pomocach naukowych i zabawkach. Tu przerwała jej pewna kobieta, jak zrozumiałam, posiadająca czworo wnucząt, którymi regularnie się zajmuje: „Zabawek to mają, że nie ma gdzie nogi postawić, a ciągle się nudzą. A my? Tyle lat temu, nawet telewizora nie mieliśmy. Ja szmacianą lalkę sobie uszyłam. Nie było tyle rozrywek, a jakoś na ludzi wyszłam.”

            „Tak, dokładnie.” — pochwalał starszy pan — „Strugałem z kolegami karabiny z drewna, bawiliśmy się w podchody, nigdy się nie nudziliśmy. Oni teraz przed komputerami. Wnuk mój w szkole średniej, uczyć się mu nie chce, a do nauczyciela większe pretensje jak do niego.”

            Rozmowa wiecznie narzekających – pomyślałam. Wychwalali oni tak dawne czasy, jakby to była inna epoka historyczna. A może w pewnym sensie była? No, ale bez przesady, nie można tak wszystkich wrzucić do jednego worka. Przecież wśród młodzieży mamy osoby z rozmaitymi zainteresowaniami, ambitne, uzdolnione, odpowiedzialne, dojrzałe…

            Ale trzeba też spojrzeć z innej strony: skoro oni tak myślą to jest to czymś spowodowane. Może tylko pojedyncze osoby psują wizerunek młodego pokolenia? Może faktycznie jesteśmy zbyt przyzwyczajeni do wygód i nie doceniamy tego, co otrzymujemy. Oczywiste jest to, że świat się rozwija i całkowitą niedorzecznością byłoby stanąć w miejscu. Ale pewnie idąc za tradycją swoim dzieciom będziemy prawić podobne kazania…

            Najważniejsze jest to, żeby nie popaść w zupełną paranoję i odrzucać wszystko, co związane jest z przeszłością – ważną częścią naszej tożsamości. I w sumie wyciągnęłam jeden wniosek, a właściwie cel: pokazać jak wspaniali jesteśmy, żeby nawet ci najbardziej sceptyczni mogli rzec: teraz to dopiero mamy młodzież!

 

Halszka Chuck