Archiwum

Fabryka zła”, czyli tresura człowieka krok po kroku

Aufstehen!” – dało się słyszeć w 24 minucie produkcji wypowiadane przez hitlerowca do uczniów, teraz ja mogę powiedzieć to samo słowo, bo dla takiego filmu warto wstać
z miejsca.

             Jest rok 1942. Świat ogarnięty wojną, śmiercią… Tylko ulice Berlina z pozoru wydają się jakby od tego oddzielone żelazna kurtyną. W takich czasach przyszło żyć 17-letniemu Friedrichowi, dobrze zapowiadającemu się bokserowi, synowi niezbyt bogatych rodziców. Jeden dzień, jedna walka. Całe życie się zmienia. Wygrana, owacje, podchodzi nieznany mu dotąd człowiek i pyta: „Słyszałeś o szkołach Führera? Hitlerowskich placówkach wychowawczych?”. To tu zaczyna się historia.

Cios za cios. Emocja za emocję.

W ciągu kilku dni chłopak znajduje się już w armii Hitlerjugend. Ta nazwa mówi chyba wszystko. Bezwzględność i zero człowieczeństwa to pierwsze słowa, które nasuwają mi się po obejrzeniu tego filmu. Dennis Gansel nie oszczędził na ekranie niczego – krwi, szczątków ludzkich, wymiocin. To, co siedziało w głowie bohaterom filmu, było tu sprawą najważniejszą – spowolnienia akcji przed ostatnim ciosem, zbliżony kadr na szkliste, przerażone oczy, widać zachwianie – emocje i jeszcze raz emocje. Złość, płacz, bezradność, jest tu wszystko. To niecodzienne widzieć, jak Twój rówieśnik kogoś zabija, traci przyjaciela, kolega z klasy rzuca się na granat, aby ratować dziesiątki pozostałych. Szczerze? Wstrząsnęło mną to bardzo. Od dawna nie oglądałam tak poruszającego filmu. Skupienie w oczach, mokre od potu ręce – to tylko zewnętrzne oznaki tego, jakie uczucia towarzyszą tej sztuce. Długo zajmuje przejście do porządku dziennego po seansie. W pewnych momentach wydawało się, że jestem tam na miejscu i odczuwam to samo, co on. Serce staje w miejscu, gdy słychać słowa umierającego, postrzelonego dziecka, które samo siebie uspokaja, szepcąc: „Już spokojnie, wszystko będzie dobrze”.

Reżyser na medal!

Imponująca scenografia, zapierające dech w piersiach sceny. Fascynujące samochody, samoloty i budynki tamtego okresu stają się nie lada gratką dla koneserów kina wojennego. Gra aktorska na sześć. Zadziwiające może się zdawać, że w „Fabryce…” występują głównie młodzi aktorzy, niby niezbyt doświadczeni, a tak mocno wpływają na publikę. Maggie Pieren – autorka scenariusza – także stanęła na wysokości zadania. W połączeniu z obrazem, każde słowo jest zastanawiające, wywołuje „gęsią skórkę” u widza. Kostiumy zgodne z czasami, tylko do podziwu.


Fabuła, ale czy również historia?

Tak, z całą pewnością. Mocne kino, daje do myślenia, ale to dobrze. Ludzie muszą wiedzieć, skąd wzięła się taka mentalność w młodym pokoleniu lat 40. Nie było to znikąd.
Po człowieku przechodzą dreszcze, kiedy słyszy, gdy nauczyciel dyktuje uczniom zdanie:
„Żyd pozostanie zawsze Żydem” z zawiścią w głosie. Jest tam stricte pokazane, jak nastolatek uczy się nienawiści do innych. Warto zwrócić uwagę na scenę, w której ci młodzi chłopcy nie chcą strzelać do jeńca, który okazuje się być dzieckiem. Produkcja skłania do rozmów historyków, na forach internetowych również huczy od przekomarzanek nad słusznością pokazania tego obrazu w takim świetle. Każdy zasługuje na prawdę, dlatego warto dyskutować właśnie nad takimi dziełami, a co się z tym wiąże, tworzyć takich coraz więcej.

 

Małgorzata Jakubas