Archiwum

Prawdziwych kolędników ze świecą szukać

Kolędnicy dziś to wymierający gatunek. Coraz rzadziej pukają do naszych drzwi, a jeśli już to robią, po ich wizycie czujemy najwyżej niesmak i zażenowanie, bardziej niż magię trwających świąt.

Przejeżdżając przez Mołodycz (Gmina Wiązownica), w czasie tegorocznych świąt, byłam naocznym świadkiem zaskakującego wydarzenia. Otóż przez zaparowane szyby samochodu zobaczyłam w oddali dość liczną grupę ludzi, która przypominała raczej bandę meneli wybierających się do pobliskiego sklepu w wiadomym celu, niż kolędników. Dopiero przy bliższym kontakcie rozpoznałam między innymi uśmiechnięta Maryję wraz z Józefem, Trzech Króli oraz wielki chór aniołów. Nie obyło się przy tym bez dzikich pląsów diabła z rogami i zgrabnym ogonkiem. Z zaciekawieniem przyglądałam się ich barwnym strojom i oryginalnym dodatkom (m.in. wyzywającemu „makijażowi”) diabła i palącym się kadzidle jednego z królów. Jedynie lalka, Dzieciątko Jezus wyglądała dość nienaturalnie przy reszcie aktorów, którzy niesamowicie wczuli się w swoje role. Spotkanie z nimi wywołało we mnie wielki entuzjazm i chęć rozmowy z nimi. Pięcioletnia dziewczynka, odtwórczyni roli aniołka, powiedziała mi, że zbierają „pienondzie” na dom dziecka. Była naprawdę urocza i prawdopodobnie nie tylko mnie oczarowała swoim niesamowitym wdziękiem.

Być może grupa zapalonych kolędników podobna do tamtej, nigdy nie zapuka do moich drzwi. No cóż, pozostaje mi tylko zachować ich obraz w pamięci i z przymrużeniem oka traktować młode pokolenie „kolędników”, dla których 5 zł staje się marną zapłatą za odbębnienie po raz setny „Dzisiaj w Betlejem”. Im szybciej, tym lepiej, bo przecież nie liczy się jakość, a długość.

Agata Socha