Archiwum

Krew musi być czerwona

Historię Makbeta znają wszyscy, przynajmniej znać powinni, toteż opis fabuły byłby zwykłą stratą czasu i przestrzeni wirtualnej. „Tragedia Makbeta” jest jednym z mniej znanych filmów z dorobku Romana Polańskiego. Nie wyświetla się go w szkołach podczas omawiania lektury, nie wspomina się go wymieniając kluczowe produkcje reżysera. To dzieło głównie dla miłośników samego reżysera i Szekspira. 

Tragedia Makbeta” długo dojrzewała w umyśle twórcy, lecz dopiero w roku 1970 udało się znaleźć Polańskiemu odpowiednie środki, by zrealizować film wiernie ukazujący realia średniowiecznej Szkocji. Posunął się nawet do tego, że poprosił dyrekcję Playboya o pomoc finansową w realizacji. Na niedługo przed rozpoczęciem zdjęć żona reżysera została zamordowana i to traumatyczne przeżycie miało znaczny wpływ na ostateczny kształt obrazu. Gdy posądzono go o nadmierne ukazywanie przemocy, powiedział, że wie, czym ona jest, ponieważ widział jej aż nadto w swoim domu podczas zabójstwa żony. Zarzucano mu epatowanie okrucieństwem. Skomentował to w swojej autobiografii: Makbet to sztuka okrutna, a ja nigdy nie uznawałem uników. (…) W rzeczywistości wybrałem Makbeta, ponieważ miałem nadzieję, że przynajmniej Szekspir nie wzbudzi żadnych podejrzeń. (…) Gdybym zrobił komedię, oskarżono by mnie o gruboskórność.” Spore kontrowersje wzbudziła tez obecna w kilku scenach nagość.

„Tragedia Makbeta” to ekranizacja, w której niewiele jest metaforyki, tak obecnej w „Tronie we krwi”  Kurosawy. I o ile Japończyk stworzył swoje dzieło jedynie bazując na tragedii Szekspira, o tyle Polak postanowił zrealizować film wierny literackiemu oryginałowi. W pewnym sensie możemy go nazwać nie adaptacją, a ekranizacją. Polański skupia się na obrazie – są tu inspiracje malarskie, przepiękne choć mroczne ujęcia i niezwykle oszczędne wystroje. Odnosimy wrażenie, jakby poza przedstawianym światem nie istniał żaden inny – to bardzo charakterystyczne dla twórcy „Noża w wodzie”. Polański stworzył film naturalistyczny, wierny dziełu Williama Szekspira, lecz rozwijający pewne kwestie i bardziej działający na wyobraźnię odbiorcy. Brak jest też tak wówczas popularnej w kinie sztuczności w pojedynkach – jest krew, jest błoto i jest brutalny obłęd.

Reżyser wykorzystał wszystko to na co Szekspir nie mógł sobie pozwolić ze względu na „obyczajność” i stworzył bardzo sugestywną wizję przemiany człowieka. Sceny są coraz bardziej szaleńcze i brutalne, a twarze głównych bohaterów pokazują na przemian duże wątpliwości i wielką bezwzględność. Dla mnie, miłośnika dramatu szekspirowskiego i zarazem kinomana, film okazał się sporym i bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Wśród adaptacji stworzonych przez takie ikony kina jak Orson Welles czy wzmiankowany wyżej Akira Kurosawa, dzieło twórcy „Nóż w wodzie „,Dziecka Rosemary” i „Chinatown” prezentuje się niezwykle oryginalnie i broni się pod każdym względem.

Konrad Żygadło