Archiwum

Rozmowa z Brygidą Grysiak

YouthVoice: 11 różnych kobiet, 11 różnych historii, które łączy jedno…
Brygida Grysiak: 11 bohaterek, kompletnie różne światy, kobiety w różnym wieku, różnie wykształcone, różnych wyznań… A kiedy stają przed wyborem: urodzić, czy nie, wszystkie wybierają życie. To dowód na to, że życia broni nie tylko Kościół katolicki. Moje bohaterki podają bardzo ludzkie, niektórzy powiedzą prozaiczne argumenty, czyli miłość, odpowiedzialność, zwykłą, ludzką przyzwoitość.

YV: Co wpłynęło na decyzję o napisaniu książki dotyczącej takiej tematyki?
B.G.: Ten problem od lat leżał mi na sercu. Obserwuję debatę dotyczącą obrony życia, aborcji, czy jak kto woli „prawa wyboru”. Zawsze miałam poczucie, że w tej debacie brakuje głosu kobiet, które stanęły przed tym wyborem i wybrały życie. Kobiet, które dotknęły tego problemu. Dlatego chciałam oddać im głos. I oddałam. Byłam ciekawa ich historii, byłam ciekawa, co doprowadziło je do myśli o aborcji. Byłam ciekawa, dlaczego wybrały życie. I co myślą i czują po latach. Żadna z nich nie powiedziała, że żałuje. Każda z nich mówi, że jest dziś szczęśliwa, chociaż żadna z nich nie ma łatwego życia. Z różnych powodów.

YV: Do kogo jest skierowana książka?
B.G.: Szczerze mówiąc, kiedy ją pisałam, nie myślałam wcale, dla kogo ją piszę. Nie pisałam dla konkretnego czytelnika. Oczywiście miałam z tyłu głowy młode dziewczyny, takie jak wy, przed którymi te wszystkie wybory, choć mam nadzieję, nie takie dramatyczne. Chciałabym, żeby po tę książkę sięgnęły młode dziewczyny, żeby wiedziały, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Jak mówią moje bohaterki, zawsze jest wyjście. Oczywiście wiele zależy od ludzi, którzy żyją obok. Od tego, czy ktoś poda rękę, powie „dasz radę”. Od mężczyzny, który często znika, a gdyby został i wziął odpowiedzialność za kobietę i dziecko, ciąża, nawet ta nieplanowana miałaby szansę być dla niej dobrą nowiną. Dlatego teraz sobie myślę, że to jest książka także dla mężczyzn, bo pokazuje, jak ważnym ogniwem są w tym łańcuchu decyzyjnym. O ile łatwiej byłoby kobiecie zdecydować, gdyby ojciec dziecka był przy niej. W historiach opisanych w książce mężczyźni albo odchodzą, albo zostają i biją. Albo stawiają warunek: jeśli nie usuniesz ciąży, to odejdę. Ale na szczęście są też mężczyźni naprawdę wspaniali, mężowie Joli, Anny czy Weroniki. Nawet tam, gdzie dziecko jest chore i w efekcie umiera, jak u Joli, są solidarni z żoną, pomagają jej przejść przez ten dramat. A ja po latach słyszę, że to bardzo umacnia miłość, że miłość nie rozbija się o ten dramat, tylko jest jeszcze mocniejsza.

YV: Jak rozmawia się z takimi kobietami?
B.G.: Ciężko. Mogę powiedzieć, że praca nad tą książką „przeorała” mi psychikę. Człowiek oczywiście wie i podświadomie czuje pewne rzeczy. Ale kiedy dotyka takich historii, one dotykają go do głębi. Sama jestem mamą prawie 2- letniego Antosia i myślę, że dojrzałam do tego tematu. Dzisiaj nie tylko wiem, ile waży życie, ale też to czuję. (…) Praktycznie po każdej rozmowie wracałam do domu płacząc, z pytaniem, gdzie byli ci wszyscy ludzie po drodze? I czy ja dzisiaj mogę zrobić coś jeszcze dla moich bohaterek i ich dzieci? Ale miałam też takie poczucie, że z tych historii urodziło się dobro. Te matki wybrały życie. Ich dzieci rosną, zdrowo się rozwijają. Choć mają pod górę, bo ich mamy mają pod górę. Tam gdzie mama sama wychowuje swoje dzieci. Ciągle myślę o tej potwornej niesprawiedliwości losu, który nie daje po równo każdemu. Ale przede wszystkim o tych konkretnych ludziach, którzy nie stanęli na wysokości zadania. A przecież mogliby zrobić tyle dobrego. Moglibyśmy zrobić tyle dobrego. Gdybyśmy tylko chcieli widzieć tego człowieka, który potrzebuje, a który często o tę pomoc głośno nie poprosi. Ja mam dobre, gładkie życie. Wiele dobrego mnie w życiu spotkało. Mam wspaniałego męża i ślicznego syna, dobrą pracę. Każdego dnia za to dziękuję. I znowu chciałoby się powiedzieć, życie nie jest fair. Nie wszyscy mamy po równo. Ale po spotkaniach z moimi bohaterkami, wiem już na pewno, że to człowiek nie jest fair wobec drugiego człowieka. Powiedzenie życie nie jest sprawiedliwe jest proste, ale na wystarczająco wiele rzeczy mamy wpływ, żeby pewnym sytuacjom próbować zapobiec, próbować pomóc. Mam nadzieję że ta książka będzie też rozumiana także w ten sposób.

YV: Czy okoliczności wydania to przypadek, czy celowe działanie, odpowiedź na różne publiczne oświadczenia?
B.G.: Książka powstała dużo wcześniej. Tekst był już gotowy w listopadzie zeszłego roku i czekał na publikacje przed dniem matki. Książka przede wszystkim mówi o tym, jaka siła drzemie w macierzyństwie. Zresztą nie bez powodu pierwotny tytuł to „Matki wszechmogące”. Tak nazwałam swoje bohaterki. I potem zaczęły się pojawiać publiczne głosy znanych kobiet, które nie tylko przyznawały się do tego, że usunęły ciążę jedną, dwie, trzy… ale też cieszyły się z tego. To mnie bardzo bolało. Tak powstało hasło: „Aborcja to nie powód do dumy”, które nie jest podtytułem książki. Jest hasłem promocyjnym. Bo pomyślałam, że to moje bohaterki mają powód do dumy. Aborcja jest zawsze dramatem kobiety. Nigdy nie jest powodem do dumy. Chciałam to jasno powiedzieć przy okazji tej książki. Wszystko po to, by młode dziewczyny nie uwierzyły na słowo kobietom, które znają z mediów, lubią, może podziwiają, że jeśli usuną ciążę, to po nich to spłynie, a po latach będą mogły powiedzieć, że się z tego cieszą. To tak nie działa. To nie jest takie proste. Wystarczy poczytać wspomnienia kobiet po aborcji.

YV: Pojawienie się na rynku pani książki wywołało sporo emocji. Śledzi pani fora internetowe?
B.G.: Forów internetowych nie śledzę. Śledzą je osoby odpowiedzialne za promocje książki, więc ja nie musze tego robić. Natomiast czytam różne publikacje, które pojawiają się na ten temat. Cieszę się, że książka wywołała dyskusję. Niestety ta dyskusja poszła nie tędy, którędy ja bym sobie tego życzyła, i na czym mnie by zależało. Bo te najszerzej komentowane głosy z treścią książki miały niewiele wspólnego. Ale mam nadzieję, że po lekturze dyskusja ożywi się na nowo. Słyszę, że książka dobrze się sprzedaje. Za co bardzo dziękuję. Cieszę się.

YV: W Jarosławiu spotkała się pani z przyjaznym przyjęciem. Odwiedziła pani oprócz tego kilka innych miast. Z jakim odbiorem tam się pani spotkała?
B.G.: Bardzo ciepłym. Byłam na Śląsku i tam miałam kilka spotkań bardzo budujących. Takich utwierdzających w przekonaniu, że poszanowanie dla życia jest wartością dużo bardziej popularną, niż można by sądzić patrząc na debatę publiczną, na wrażenie powstałe w mediach. Spotkanie w Jarosławiu było o tyle fascynujące, że to była prawdziwa debata młodych ludzi, którym na czymś zależy, którzy szukają odpowiedzi, dlatego zadają także bardzo trudne pytania. Uważam, że to spotkanie było bardzo udane. Mnie wiele dało na pewno. Głosy krytyczne, odważne i ważne. Cieszę się. Tyle wtedy to ma sens.

YV: Kiedy możemy spodziewać się kontynuacji?
B.G.: Chciałabym zacząć pracować nad nią jeszcze w tym roku, ale o szczegółach mówić jeszcze nie będę. Przede mną – po drodze – jeszcze inny projekt, a dopiero potem będziemy myśleć o dalszym ciągu „Wybrałam życie”.