Archiwum

Korespondent z Polszy

Powiedział, że urodził się, by być reporterem, a jednak ani on, ani my-czytelnicy, patrząc na jego biografię czy właściwie na czas, zanim został w wieku trzydziestu pięciu lat dziennikarzem Gazety Wyborczej, raczej nie wyobrazilibyśmy sobie go jako człowieka znającego Rosję od podszewki, a jej historię, szczególnie pod nazwą Związek Radziecki pamięciowo wręcz opanowaną. Jacek Hugo-Bader, antykomunista-rusofil, jak sam się nazwał, w ramach promocji najnowszej książki, Dzienników Kołymskich, zawitał w Krośnieńskiej Bibliotece Publicznej. 

Spotkanie zaplanowane na godzinę 17. 28 marca zaczęło się punktualnie, w sali biblioteki w Krośnie zgromadziło się stosunkowo dużo, bo ponad 150 osób, większość z własnymi egzemplarzami książek reportażysty. Hugo-Bader na starcie pokazał się z nadwyraz dobrej strony, być może nie do końca spodziewanej jak na człowieka o takich przeżyciach, takim dorobku. Świetny kontakt z audytorium, niezwykła swoboda bycia, naturalność we wszystkim, co robił i, przede wszystkim, mówił, sprawiały, że nie sposób było oderwać od niego wzroku i słuchu. A mówił dużo i ciekawie, bo akurat miał o czym. Jego doświadczenia i ludzie, z którymi obcował jako reportażysta i mimo wszystko podróżnik, za którego notabene się nie uważał, nadawały naturalistyczny, realny, ale i literacki charakter jego opowieści.

Zaczął od przedstawienia swego życiorysu, drogi od pracownika fizycznego do etatu w dziale politycznym Gazety Wyborczej, co stało się w zasadzie przez przypadek, dzięki żonie. Kolejnym przypadkiem, przełomowym jednak i determinującym przyszłość Jacka Hugo-Badera, był wyjazd do Rosji, napisanie artykułu o kałasznikowie. Od tego zaczęło się wszystko to, o czym myślimy, mówiąc o nim jako o reportażyście.

Mówił szczególnie dużo, mimo że często tracił wątek, o dwóch książkach-Białej gorączce” i Dziennikach Kołymskich. Pasjonujące, pełne treści opowieści o wymierających, nierzadko liczących kilkanaście osób (najmniej liczny ma ich osiem!) syberyjskich narodach, zjawisku szamanizmu, ale i będącego plagą i przekleństwem wśród Rosjan alkoholizmu przykuwały uwagę. Hugo Bader dał się poznać jako człowiek prawdziwy, który nie cierpi dystansu i niepotrzebnej, sztucznej atmosfery między ludźmi. On Rosjan po prostu kocha, kocha z nimi rozmawiać i wypić wódkę, lecz mimo możliwości pozostania na Wschodzie na stałe, odmawiał-uważa, że przestałby się dziwić tamtejszej rzeczywistości, a rosyjska dusza stałaby się jego, spowszedniałaby, przez co przestałby być prawdziwym, dobrym reportażystą. Coś w tym jest.

Hugo- Bader opowiadał tak zajmująco, tak trafiał do słuchaczy, że jeden z nich w trakcie jego wypowiedzi napisał… wiersz. Wiersz zadedykowany Puszkinowi i Okudżawie, prawdopodobnie bez tytułu, ale za to, jak treściwy! Autor, bądź co bądź zestresowany i przejęty deklamacją swego utworu, przepojony był retorycznymi, jednocześnie eufemenizowamyni, wątpliwościami typu: Po jaką cholerę — a właściwie — dlaczego, drogi kolego/ Rosjanie piją tyle wódki?, czy też stereotypowymi porównaniami Rosji do KGB, czy kałasznikowa… No cóż, do Puszkina trochę mu brakowało. My jednak trzymamy za niego kciuki i czekamy na więcej. Może następnym razem coś w stylu Bułhakowa?

Artur Bąk