Archiwum

Jazz lubi garnitury

Michaela można kochać za wiele rzeczy. Za niesamowity, ciepły głos, za świetne garnitury, za swobodę sceniczną. Nawet pomimo tego, że czasami zauroczenie pachnie odgrzanym kotletem.

„Nadejsza wiekopomna chwila!” Michael Buble wydaje swoją kolejną płytę, która jest trochę poszerzeniem, a trochę reedycją swojego poprzednika. „Crazy Love Hollywood Edition” to połączenie „Crazy Love” oraz najnowszego albumu, na którym znajdują się cztery nowe studyjne utwory oraz cztery koncertowe. Moim zdecydowanym faworytem jeśli chodzi o tekst jest piosenka Me & Mrs. Jones, którą nagrał w 1972 roku Billy Paul. Pojawiała się już na wcześniejszych krążkach i nic, jak na razie, nie jest w stanie jej przyćmić. Najlepszy ze wszystkich, chociaż bez rewelacji, jest teledysk „Hollywood”, który przemówił do mnie parodią osoby Justina Biebera (do obejrzenia na youtube.com na kanale MichaelBubleTV). Godnych polecenia jest jeszcze kilka utworów z płyty „Crazy Love”, jak choćby „Cry me a river”, „Haven’t met you yet” czy „Whatever it takes”. Krążek utrzymany w podobnym tonie, co jego poprzednicy – na każdy nastrój, na każdą pogodę. Trochę szkoda, że „CLHE” zawiera piosenki, które przewinęły się już kilka razy, jednak ze względu na wielką sympatię można przymknąć na to oko. Album ukaże się 25 października, jednak promujące ją teledyski można znaleźć w sieci.

Dla tych, którzy nie znają: Michael Buble to kanadyjski wokalista jazzowy i swingowy. Głównie znany jest z wykonywania coverów między innymi Franka Sinatry, Raya Charlesa czy Elvisa Presleya. Jego pierwszym sukcesem była płyta zatytułowana „Michael Buble”. Potem było tylko z górki. Do tej pory Michael sprzedał miliony płyt, a zyski z nich może liczyć w jeszcze większych milionach.

Dziękuję serdecznie mojemu informatorowi za podsunięcie mi „End of May”, inspiracji do przeglądnięcia zawartości albumu. Osobiście polecam zapis koncertu „Michael Buble Meets Madison Square Garden”, który jest moim ulubieńcem.