#ZOSTAŃWDOMU,  Wywiad

Legenda muzyki, czyli rozmowa z perkusistą zespołu „Dżem” – Michałem „Gier” Giercuszkiewiczem.

W jaki sposób zrodziła się ta pasja do muzyki? Kiedy Pan ją odkrył?

Ojoj, bardzo wcześnie. Podstawowa szkoła. Zespół „Breakout”. Jeszcze w Polsce nie było innych zespołów. Mój wujcio wykładał w Wyższej Szkole Muzycznej, a ja mieszkałem blok w blok z muzyczną, a w domu się grało. I ojciec grał, i był fortepian. I potem przestałem grać jak mi zaczęli wciskać na siłę książki. Wtedy to ja wolałem w piłkę grać. A potem pod koniec podstawowej szkoły to już graliśmy. Już na podwórku, jakieś gitary. I tak to się wszystko zaczęło. Potem miałem kolegów, bo w tym bloku moim to mieszkali prawie sami muzycy. I do tej szkoły muzycznej, to wszyscy przechodzili obok mojej klatki. Józek Skrzek młody przechodził. No dużo muzyków.

Potem średnia szkoła to się zaczęło takie muzykowanie już po klubach. Studenckich klubów to było pełno. Graliśmy i potem się założył zespół. Ja, Jurek Kawalec i taki Piotrek. Graliśmy w trio.
Pamiętam pojechaliśmy, Jastrzębia Góra, a to drugi koniec Polski. I zaczęło się, inne spotkania, inni ludzi. Pierwszy był zespół, ale to się trochę rozdzieliliśmy, potem był „Krzak”, ale później ja grałem w innych zespołach, a oni grali swoje. Potem był jeszcze jeden, ale dla pieniędzy tam poszedłem. I zespół „Kwadrat”. I tu żałuję, że to zaniedbałem. Bo później był „Dżem”. Zaczęli mi marudzić koło głowy, żebym z nimi grał. Wcześniej ich poznałem w Jarocinie. No i grali tak sobie. „Whisky” już grali. I tak molestowali mnie z pół roku, żeby z nimi grać. A zespół, co grałem, to był taki jazz-rockowy. No inna muzyka. No i w końcu zostało tak, że „Kwadrat” nie będzie miał perkusisty. To będę grał i tu i tutaj. I tak się zaczęło. „Kwadrat” to później znalazł sobie perkusistę, bo się nakładało. No i był „Dżem” i „Dżem”. Potem po „Dżemie” to jazz-rock i jazz-rockowa muzyka. Nazywaliśmy się potem „Bezdomne Psy”. I już nie grałem w „Dżemie”. Potem umarł Rysiek Riedel, to już całkiem nie grałem. Wróciliśmy do starych korzeni. „Śląska Grupa Bluesowa”. Janek Skrzek. I tak jest do dzisiaj. No składy się zmieniają, bo ludzie umierają. Także teraz Kawalca zastąpił Mirek, przyszła Agnieszka Łapka, śpiewa. I jest to bardziej jazzowe. Gramy, nagrywamy. Nie jesteśmy już przebojowym zespołem, ale sobie gramy i mamy swoją publikę. W Przemyślu graliśmy z Hendrixem! Potem jeszcze raz mieliśmy, ale już nas za bardzo nie chcieli.


To znaczy, że nie łączył Pan od początku swojej przyszłości z muzyką?

No wiesz. Wyszło w trakcie. Skończył się sport i zaczęła muzyka. Nie myślałem o tym za malucha jak chodziłem do szkoły. Chciałem iść na ratownictwo. Chodziłem do średniej muzycznej. Dwie klasy zrobiłem i uczyła mnie pani profesor Zielińska, co grała z Mieczysławem Foggiem. Nauczyła mnie grać. Pokierowała mną tak, że potem co wychodziło to była moja sprawa jak ćwiczę. Czy chcę, czy nie, co chcę ćwiczyć. Ja to byłem rockowiec. Wtedy był modny jazz-rock. Do dzisiaj gram z tymi, którzy kończyli ten oddział, co chwilę się gdzieś spotykamy, nagrywamy.



Wspomniał Pan jeszcze, że członkowie zespołu „Dżem”, prosili, aby został Pan ich perkusistą. Nie chciał Pan? Dlaczego?

Ta oni nie umieli grać! (śmiech) Ja grałem w zespole „Kwadrat”, a to była poważna muzyka, zdobywali jazzowe nagrody. Mój przyjaciel, Rysiek Riedel, strasznie chciał grać ze mną, ale swojego zespołu nie chciałem zostawić. Ale w końcu się tak umówiliśmy, że jak w „Kwadracie” znajdą perkusję, to będę grał. No i graliśmy, jedna płyta, druga. Potem mnie wyrzucili. (śmiech) Dużo jeździliśmy po Europie. To były fajne trasy takie. Szwajcaria. I to nie, że nie chciałem grać w „Dżemie”. Tylko no gdzie indziej grałem. I nie, żeby rozpieprzył się mój zespół. Tam to była inna muzyka. Nie piosenki, tylko poważna muzyka. Parę singli nagraliśmy.



Jeśli chodzi o wybór instrumentu, to wiedział Pan, że to właśnie perkusja spełni te muzyczne marzenia?

Tak, chociaż na początku grałem na basie, ale potem to nie było perkusisty. To z braku laku zacząłem, no i tak zostało do dziś.


Czy żałuję Pan czegoś? Tego jak potoczyła się Pańska kariera?

Nie, niczego nie żałuję. Ja cały czas gram. Miałem nagrywać płyty, ale niestety zobaczymy jak się potoczy. Chciałbym nagrać swoją. Może się uda. Ogólnie Ci powiedziałem jak moja muzyczna kariera się toczyła, a grałem z różnymi muzykami, wiesz. Trochę się nagrałem. Z różnymi ludźmi. Niektóre rzeczy są nagrane, mam dużo płyt. A niektóre to poszły w fetę.
Trzeba nagrywać. Już teraz to się nie chce tak grać. Jesteśmy już dorośli, już staruchy. Gramy teraz tylko w fajnych miejscach. Stara Winiarnia. Owczarnia jest w Szczawnicy. No i w Nowym Sączu jest taki klub. Spotykamy się raz w roku w takich miejscach. Sprawia frajdę. Ale mówię, raz w roku, i wystarczy. Bawimy się. Wiek jest taki, starsi od nas, młodsi. Dobrze jest! Niczego nie żałuję!

Jowita Rybicka