Archiwum

„Po prostu miałem nadzieję”

Justyna Ostafińska: W jaki sposób dowiedziałeś się o konkursie „Rejs Niepodległości”?

Mateusz Zając: O konkursie dowiedziałem się od Przemka. To on wytłumaczył mi, o co chodzi. Sam oddałem na niego głos. Nawet udostępniłem jego post dotyczący konkursu.Podjarałem się tym, bardzo mi się spodobał ten pomysł. Między nowym rokiem, a świętem Trzech Króli okazało się, że czas wysyłania zgłoszeń się wydłużył. Stwierdziłem, że właśnie to jest znak dla mnie. Zrozumiałem, że i ja powinienem wziąć udział.

J: Czy wierzyłeś od początku, że uda się zdobyć nagrodę? Czy myślałeś może: kolejny konkurs na facebooku… pewnie nic z tego nie będzie, jednak zaryzykuję?

M: Po prostu miałem nadzieję. Nie byłem pewien. Pewności nie ma nigdy. Nie wiedziałem też czy uda mi się przyswoić wiedzę do zaliczenia testu. 

J: Jak na to, że wysłałeś zgłoszenie zareagowała Twoja rodzina czy znajomi? Czy był ktoś kto mówił: Stary, weź puknij się w czoło?

M: Tacy ludzie pojawiają się zawsze, ale na szczęście ja się takimi nie otaczam. Raczej mam obok siebie osoby, które mnie wspierają. Robili to także w czasie trwania konkursu. Stąd bierze się moja siła. Rodzina się cieszyła, znajomi od razu pytali komu jeszcze wysłać link do głosowania. Za to jestem im bardzo wdzięczny. To także dzięki nim się udało.

J: W pierwszym etapie konkursu trzeba było zebrać jak najwięcej głosów pod nadesłanym zdjęciem. Musiałeś poruszyć niebo i ziemię„, by to zrobić, czyż nie?

M: Nie. Akurat nie musiałem tego robić. Zdjęcie, które wysłałem przedstawia zachód słońca
w mojej rodzinnej miejscowości, w Cieszacinie Małym. Podpisałem je:
Mały Cieszacin – mała ojczyzna. Jakoś nie było u mnie problemów z zebraniem głosów. Otrzymywałem bardzo dużo pozytywnych wiadomości od znajomych, do których wysyłałem linki.

J: Jaka była Twoja pierwsza myśl po tym, gdy przeszedłeś do kolejnego etapu?

M: Nie towarzyszyła mi jakaś szczególna euforia. O przejście do drugiego etapu byłem spokojny. Mogłem raczej zacząć się martwić testem, który czekał nas w Warszawie w ramach drugiego etapu.

J: W jaki sposób udało Ci się pogodzić obowiązki studenckie z nauką do konkursu?

M: To nie było wyjątkowo trudne, ani też wyjątkowo łatwe. Zakres wiedzy do konkursu obejmował znajomość wydarzeń historycznych z czasów zaborów, dwóch ksiąg z Biblii oraz pojęć dotyczących żeglarstwa. Jedyny problem stanowiło to trzecie. Ani ja, ani Przemek nie mamy w tym doświadczenia. Do tego musieliśmy się najbardziej przyłożyć. Na szczęście, na teście znaczna większość pytań dotyczyła tego, na czym już wcześniej się znaliśmy.  

J: Czy pojawiły się chwile zwątpienia? Myślałeś może: po co właściwie robię to wszystko?

M: W sumie to nie. Ja to wszystko zrobiłem w jakimś biegu.
Po zaledwie dwóch tygodniach od zgłoszenia był już drugi etap. Po prostu nie miałem czasu, żeby zwątpić. Poza tym musiałem wtedy też realizować swoje bieżące obowiązki. Na pewno dużo bardziej żałowałbym, że nie spróbowałem, niż, że spróbowałem, ale nie wygrałem.

J: Jakie emocje towarzyszyły Ci, gdy dowiedziałeś się o wygranej głównej nagrody? Czy zdawałeś sobie wtedy sprawę z tego, że Twoje marzenia stają się faktem?

M: To jest chyba zawsze tak jak w tych najważniejszych chwilach w życiu, kiedy człowiek dowiaduje się na przykład, że zdał maturę, czy dostał na wymarzone studia. Z początku nie dociera to do niego, ale z czasem, jak w moim przypadku, okazuje się, że za kilka miesięcy będzie już płynął po jednym z oceanów. Właśnie dopiero po jakimś czasie sobie to uświadomiłem. 

J: Celem konkursu była nie tylko szansa do zaprezentowania się w roli Młodych Ambasadorówswojej rodzinnej miejscowości, ale także do promocji Polski za granicą. Jak czujesz się jako ktoś, kto może reprezentować zarówno małą, jak i dużą ojczyznę poza jej granicami?

M: Myślę, że jestem na tyle otwarty, że gdybym miał opowiadać komuś o swojej małej, czy dużej ojczyźnie nie czułbym przed tym lęku. Byłbym z tego dumny. Bardzo chętnie zaprosiłbym też kogoś tutaj, nawet do Cieszacina Małego. Poza tym czuję się ambasadorem mojej rodzinnej miejscowości – czy też powiatu – każdego dnia. Na co dzień mieszkając w Warszawie i słysząc pytania nowo poznanych ludzi o to, skąd pochodzę, opowiadam im o tym. Zachęcam również, by jak najczęściej odwiedzali te tereny.

J: Będziesz miał już po raz drugi możliwość spotkania z Papieżem podczas 34. ŚDM. Jakie masz oczekiwania wobec tego spotkania?

M: Gdy obserwuję poczynania Papieża Franciszka i przypominam sobie, jaka w czasie ŚDM w Krakowie biła od niego energia, jestem pewien, że zadziwi wszystkich. Powie coś tak nieoczekiwanego, że wszyscy będą tym zaskoczeni. I mam nadzieję, że to jak najlepiej wpłynie na cały świat.

J: Czy w Twojej głowie rodzą się już pierwsze wyobrażenia tego jak będzie wyglądała podróż?

M: Do tej pory moje jedyne podróże morskie to były jakieś krótkie rejsy po Morzu Bałtyckim czy Śródziemnym na promach. Teraz będę członkiem załogi żaglowca, który ma za sobą piękną historię i o którego trzeba zadbać. Na pewno będzie to nowe, ubogacające doświadczenie. Jak będzie przebiegał rejs? Mam nadzieję, że jak najspokojniej.

J: Jak wrócić do szarej codzienności mając w głowie myśl, że jeszcze w tym roku wyruszysz w rejs po świecie?

M: Po prostu, trzeba ochłonąć przez jakiś czas, potem to uczcić, położyć się spać, wstać następnego dnia i zacząć robić to, co robiło się do tej pory (mając oczywiście z tyłu głowy to, że już za kilka miesięcy wyruszę w piękny rejs Darem Młodzieży).

J: Czy wierzysz w to, że niemożliwe nie istnieje? Co chciałbyś przekazać swoim koleżankom  i kolegom, którzy każdego dnia zadają sobie pytanie: czy warto walczyć?

M: To chyba najtrudniejsze pytanie. Istnieje, ale przede wszystkim w naszej głowie! To w naszym umyśle, w naszych uprzedzeniach znajdują się największe bariery i przeszkody, które nas ograniczają. Mimo, że takie rzeczy się pojawiają, my sami możemy przesuwać granice niemożliwego do jak najmniejszych obszarów, byśmy skupiali się przede wszystkim na tym, co możliwe. I na tym, jak wiele jest możliwe. W dzisiejszym świecie, przy otwartych granicach i tanich środkach transportu okazuje się, że Only sky is the limit. A właściwie już nawet niebo przestało być limitem. Koleżankom i kolegom chciałbym przekazać, by pamiętali o marzeniach, a następnie zmieniali je w plany, które będą realizować.

J: Wyślesz nam pocztówkę? 😀

Tak. Do liceum na pewno. I jeszcze do kilku osób, które najbardziej mnie wspierały w zdobywaniu głosów. To im się należy.