Archiwum

Taki diabeł straszny, jak go malują

Każdy z nas wyobraża sobie piekło inaczej. Dla jednych to miejsce pełne ognia, smoły i rozgrzanych do czerwoności diabłów, dla zupełnie innych mogą to być zadania z matematyki zadane na weekend. Jest jednak pewna instytucja, która funduje mieszkańcom okolic malowniczego Jarosławia, wieczną otchłań zła na obecnym łez padole. Czym jest dla mnie piekło? PKS’em Jarosław.

Zmarznięty stoisz rano na przystanku i już wiesz. Machina nadjedzie. Zazwyczaj 10 minut spóźniona. Piszę zazwyczaj, bo nadchodzi czasami moment, piekielnego przyśpieszenia, które powoduje przyjazd 5 minut przed czasem. To pierwsza kara, jaką otrzymujemy my, pasażerowie za… W sumie za nic. Cały zdenerwowany, z przyśpieszonym biciem serca, odliczasz minuty i sekundy na zegarku. „Czy dzisiaj zdążę dobiec do szkoły?” – ta myśl nieustannie przewija się w myślach przeciętnego ucznia, którego dobre imię i honor może zostać splamione mianem „spóźnialskiego”. Nagle mięsień sercowy na chwilę przestaje bić. Widzisz ją. Diabelską machinę, napędzaną łzami, potem i krwią niewinnych klientów jarosławskiego przewoźnika. Wynurza się zza zakrętu niczym trzeszczący wehikuł niosący tylko strach. Cały w płomieniach. Czy dzisiaj silnik się zatrzyma? Czy błotnik odpadnie i będzie trzeba unieruchomić go paskiem kierowcy? Czy dziura w podłodze, sprawi, że poczujesz się niczym Fred Flinston w swoim samochodzie? Każdy dzień, każdy nowy autobus, to kolejna niesamowita zagadka. Hamowanie słyszysz sto metrów przed przystankiem. Setki diabłów, umieszczone w silniku, wyją i krzyczą z radości, że kolejny pasażer wpadnie w sidła zła. Wsiadasz. Płomienie w oczach kierowcy nie zwiastują nic dobrego. Niczym na pole walki wkraczasz na tereny wojny pomiędzy uczniami liceum, a starszymi kobietami jadącymi na bazar. Charakterystyczny zapach wdziera się w nozdrza. Łzy stają Ci w oczach. Musisz usiąść. Tylko to teraz się liczy. Znajdujesz wolne miejsce i zapadasz się w fotelu, niczym w miękką chmurkę. Obłok ma posmak gumy przeżutej przez tysiące jeżdżących, zagubionych duszyczek. Rozpoczyna się podróż twojego życia. Ile przesiadek przed tobą? Czy wystarczy miejsca? Ile miejsc trzeba będzie zaliczyć po drodze? Czy natrafisz na mityczne stworzenie, zwane „kanarem”? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. Istnieje jednak pewny jegomość, który z łatwością odpowie na każdą skargę i pytanie. Jedyny i niepowtarzalny. Prezes. Krążą legendy, które opisują owego władcę piekła jako olbrzyma siedzącego na nieważnych biletach miesięcznych. W swoim biurze ma kocioł, do którego wrzuca nieszczęśników bez biletów i młodzież, która nie ustępuje miejsca starszym. Pogromca zniżek, łamacz serc diablic siedzących w kasie na stacji PKS. Nikt nigdy nie ujrzał go na własne oczy.  Czy istnieje naprawdę? Zostawiam, was, drodzy czytelnicy w wielkiej niepewności. Co dzieje się w trakcie drogi do Jarosławia? Czy powrót do swojego domowego zacisza przebiega bez komplikacji? Czy kiedykolwiek poznamy wodza PKS Jarosław? I najważniejsze. Kto porywa gołębie ze stanowisk przyjazdu i odjazdu?

Ciąg dalszy nastąpi.

 

M.