Archiwum

Szereg faworytów, cztery skocznie, jeden zwycięzca

Turniej Czterech Skoczni. Choć rzekomo niższy rangą, równie prestiżowy jak wszelkie mistrzowskie imprezy. Wraz z wczorajszymi kwalifikacjami w niemieckim Oberstdorfie rozpoczęła się 65. jubileuszowa edycja tego wielkiego sportowego święta. Triumfator narciarskiego Wielkiego Szlema, niezależnie od dalszych losów kariery na zawsze zapisze się na kartach historii sportu.  

Szereg faworytów

W walce o najwyższe lokaty będzie liczył się z pewnością Kamil Stoch. Nasz reprezentant jest w doskonałej formie o czym świadczą jego wczorajsze rezultaty. Dwukrotny mistrz olimpijski nie opuszczał czołowej trójki ani podczas serii treningowych, ani kwalifikacji. Mocny jest również Daniel-Andre Tande, który jako jedyny wśród norweskiej ekipy prezentuje przyzwoity poziom. W tym sezonie nie zwyciężał jeszcze w Pucharze Świata, ale jego atutem jest z pewnością regularność. Jak zawsze o końcowy triumf będą walczyć Austriacy. Ich hegemonię w Turnieju Czterech Skoczni trwającą w latach 2009-2015 przerwał dopiero w ubiegłym sezonie Peter Prevc. Istnieje małe prawdopodobieństwo, że uda mu się obrona tytułu, ponieważ jak sam przyznał kilka dni temu – przeżywa kryzys formy. Wielu wskazuje jednak, że Złoty Orzeł może ponownie znaleźć się w domu Prevców za sprawą jego młodszego brata. Mimo, że siedemnastolatek wygrywał w tym sezonie już cztery razy oraz dzierży koszulkę lidera, wydaje się, że turniej może okazać się dla niego zbyt dużym obciążeniem zarówno fizycznym, jak i psychicznym. Jeśli chodzi o drużynę gospodarzy dwóch pierwszych konkursów tendencję zwyżkową wskazuje Markus Eisenbichler, jednak raczej nie wymieniłabym go w gronie pretendentów do końcowego zwycięstwa. Owszem, może namieszać w czołówce pojedynczych konkursów, ale raczej nie w ostatecznym rozrachunku. Trudno stwierdzić jak będzie spisywał się Maciej Kot, którego forma jeszcze się nie ustabilizowała.

Cztery skocznie

Oberstdorf, Garmisch-Partenkirchen, Innsbruck i Bischofshofen to nie tylko kolejne przystanki zawodów z cyklu Pucharu Świata. To przeszło tygodniowy maraton zawodów z zaledwie jednym dniem przeznaczonym na odpoczynek, tj. przejazd z Niemiec do Austrii. Turniej Czterech Skoczni charakteryzuje się tym, że nie wystarczy być najlepszym po zsumowaniu wyników pierwszej i drugiej serii tak jak w przypadku zawodów z cyklu PŚ. Na zwycięstwo składa się osiem bardzo dobrych i przede wszystkim powtarzalnych skoków oraz ważne są również te pojedyncze z kwalifikacji, które wpłyną na pozycję startową w głównych zmaganiach.

Jeden zwycięzca

Wielkiego Szlema skoków narciarskich nie wygra przypadkowy zawodnik. Jest to przede wszystkim bardzo męczący, wręcz wykańczający z powodu częstotliwości zawodów turniej. Nie wystarczy przygotowanie fizyczne, oczywiście niesamowicie istotne, ale potrzebna jest również silna psychika. Trudno powiedzieć, który z aspektów sprawia, że jak dotąd tylko jednemu zawodnikowi udała się sztuka wygrania wszystkich czterech konkursów podczas jednej edycji. W sezonie 2001/2002 właśnie w ten sposób królem Turnieju Czterech Skoczni stał się legendarny Sven Hannawald. Jedynym Polakiem, który triumfował w tych zmaganiach był Adam Małysz. Czy po szesnastu latach przerwy na podium 65. Turnieju Czterech Skoczni ponownie stanie reprezentant naszego kraju? Odpowiedź na to pytanie poznamy już 6 stycznia podczas finałowych zawodów rozgrywanych w austriackim Bischofshofen.  

 

Natalia