Archiwum

Jest mi zimno

Jest mi zimno. Chodzę po jeszcze niewydeptanym, świeżym śniegu. Wiatr doprowadza mnie do szału. Jest mi strasznie zimno. Nie pójdę do schroniska, tam zobaczą, że jestem pijany. Jestem głupi, ale dam radę,  już nie raz dawałem, więc i tej nocy się uda. -26 stopni, ale kilka lat temu było podobnie. Wtedy byłem trochę młodszy i mój organizm reagował na to całkiem inaczej. Przypominają mi się młode lata. Zima była moją ulubioną porą roku. W domu ciągle czuło się cytrynę i sok malinowy. Ten niesamowity zapach unosił się z gorącej herbaty. Wieczorem zasiadaliśmy całą rodziną w jednym pokoju rozmawiając przy żarzącym się piecu kaflowym. Dzisiaj zima to walka, walka o przeżycie.

Mam 65 lat. Jestem bezdomny i tułam się z jednego zakątka miasta na drugi. Dzień zaczynam bardzo wcześnie. Rano zazwyczaj sprzedaję łupy, które zdobyłem w wieczornym polowaniu. Potem muszę się napić. „Co ty tu robisz? – Piję – Dlaczego pijesz? – Aby zapomnieć – O czym zapomnieć? – Aby zapomnieć, że się wstydzę – Czego się wstydzisz? – Wstydzę się, że piję”. Ja wstydzę się wszystkiego. Każde spojrzenie obcej mi osoby mnie upokarza. Każdy patrzy na mnie z pogardą. A ja… ja tak jak i wy, chcę normalnie żyć. Już nie mogę, poddaję się. Myślisz sobie: chłopie, przestań pić, idź do schroniska i zacznij normalnie żyć. Ja już tak nie potrafię. Nie potrafię zebrać się w sobie i choćby spróbować coś zrobić ze swoim życiem. To wymaga wysiłku, na który mnie nie stać.

A śnieg ciągle pada. Mróz unieruchamia mi stopy i ręce. Jeszcze trochę. Zaraz będę w kanale. Tam na pewno czekają na mnie koledzy i w dość przyzwoitej temperaturze będę mógł się napić wódki na rozgrzanie. Jeszcze z 5 minut i będę na miejscu. Jestem. Morda mi się cieszy, bo jak zawsze nie lubię wracać do tej śmierdzącej meliny, tak dzisiaj idę tu z nadzieją. Z nadzieją na to, że będzie mi ciepło. Muszę podnieść ten ciężki głaz. Nie mam siły, ale muszę. – Czego do ch*ja chcesz? – To ja Stasiek. – Spier*alaj, dzisiaj już pełno. – Nie daję już rady, wpuśćcie mnie, bo zamarzam. – Powiedziałem, spier*alaj. I tak skończyły się moje marzenia na spokojną noc.

Dzisiaj jest prawdziwy ziąb, a ja nie wytrzymuję. Stary ze mnie chłop, a stoję i płaczę. Łzy powoli zamieniają się w kryształowe krople. Stary, głupi pijak. Czego ja więcej chcę od życia? Sam sobie na to zasłużyłem. Nie mogę winić innych, bo to moje życie. Nawet wódka nie może być wytłumaczeniem. Taki już mój los. Wieczna walka starca z niesprzyjającym losem. Co teraz mam zrobić? Gdzie pójść? Widziałem co działo się w tym kanale, więc w innych będzie to samo. No to co teraz? Znajomych mam tylko do picia, w innych sprawach mają mnie daleko w dupie. Rodziny się już dawno „pozbyłem”. Zostałem sam w mroźną, styczniową noc na środku ulicy z zamarzniętymi kończynami. Nie chce mi się już myśleć co będzie dalej. Muszę się przespać. Położę się. Może się uda i dożyję do rana. W wózku na łupy ze śmietników mam trochę kartonów i olany przez psa koc. To ostatni przystanek na mojej dzisiejszej drodze. Rozkładam swój apartamentowiec i nie myślę już nawet o tym, co może się stać. Dobranoc. Zasypiam i już się więcej nie budzę.

 

 

Wojtek Zeńko