Archiwum

ALE KINO! #4

Czy można nakręcić prześmiewczy, parodiujący różne gatunki, opierający się na czarnej komedii i kontrowersyjnym humorze film, który gorszy niejednego widza, ale jest zarazem jednym z najlepszych w historii kina? Można!
W czwartej odsłonie „Ale kina!”, film Quentina Tarantino z 1994r. – „Pulp Fiction”.

„Pulp Fiction” to dzieło niezwykle oryginalne. Bardzo ciężko jest przedstawić jego fabułę, która zachwyca swoją niepospolitością i kreatywnością. Jednak jeśli w paru zdaniach pragnie się opisać przebieg zdarzeń, to jest to ukazanie w kilku zwykłych dniach pracy dwójki gangsterów: Jules’a Winnfielda (Samuel L. Jackson) oraz Vincenta Vegi (John Travolta). Para głównych bohaterów pracuje dla wpływowego mafiozy – Marsellusa Wallace’a, likwidując niewygodnych dla niego ludzi. Można pomyśleć, że z tego prostego zarysu historii, nic wielkiego nie może powstać. Może! Wszystko za sprawą Tarantino, który w mistrzowski sposób wymieszał perypetie dwójki przestępców z losami na ogół przypadkowych ludzi, którzy im głębiej w film, tym większą odgrywają rolę, diametralnie zmieniając bieg wydarzeń. Narracja została poprowadzona w iście nowatorski i abstrakcyjny sposób: występujące po sobie sceny nie są ułożone w chronologicznie, przez co mamy wrażenie, że oglądamy kilka filmów na raz. Wygląda to tak, jakby reżyser po nakręceniu i zmontowaniu wszystkich aktów, wziął nożyczki, rozciął taśmy i poukładał je w dowolnej kolejności.

Podczas oglądania naszą uwagę zwraca obsada złożona z plejady gwiazd Hollywood. Samuel L. Jackson, Uma Thurman, John Travolta, Bruce Willis, Harvey Keitel, Tim Roth nie zawiedli i pokazali kawał dobrego aktorstwa, kreując charakterystyczne i barwne osobowości. Z tego grona szczególnie wybija się Jackson, który rewelacyjnie zagrał brutalnego i bezwzględnego mordercę, przy czym potrafił ukazać humor swojej postaci.

Tarantino stworzył swoje „magnum opus” także za sprawą niebanalnego soundtracku, umieszczając w nim w większości niszowe utwory, które wkrótce po premierze stały się hitami lub zyskały drugie życie (piosenkę ze wstępu zna chyba każdy).

Amerykański reżyser zasługuje na brawa również za scenariusz, rozlokowując w nim wybitne i błyskotliwe dialogi, które jednocześnie zachwycają swoją prostotą; często bohaterowie rozmawiają o bezsensownych sprawach, ale robią to tak dobrze, że można ich słuchać godzinami.

W „Pulp fiction” nie ma złożonych przemyśleń na temat życia, czy poruszania ważnych aspektów ludzkiej egzystencji; humor jest dość kontrowersyjny, a niektórych mogą gorszyć liczne wulgaryzmy, ale to wszystko połączono w taki sposób, że obraz Tarantino pochłania w całości, sprawiając, że zakochuje się w nim po uszy. Chociaż, koniec końców z „Pulp” płynie (niewielki) przekaz, dotykający wiary człowieka. Dlatego każdy znajdzie w nim coś dla siebie, nawet jeśli nie lubi czarnego humoru i krwi na ekranie.

Reasumując – „Pulp fiction” to dzieło genialne, które zachwyca tak i swoją złożonością, jak i swoją prostotą. Należy do 10 najlepszych filmów w historii kina, przede wszystkim dzięki brawurowym odejściem od normy i umiejętnym wprowadzeniem pastiszu na salony. Film odcisnął duże piętno na kształt późniejszej kultury masowej, będąc kopalnią przeróżnych powiedzeń, parodii, nadruków na koszulkach czy chociażby internetowych memów.

W kolejnym artykule też kino gangsterskie, ale zupełnie inne; piękna opowieść o życiu, wzruszający, mocno dotykający film Sergio Leone’a: „Dawno temu w Ameryce”.

Karol Moszumański