Archiwum

„Beksińscy. Portret podwójny”

Już w księgarni wiem jak skończy się książka. Zofii pęknie tętniak, umrze w kuchni. Parę bloków dalej, Tomasz zaśnie na zawsze wyrzucając pudełka i ulotki po lekach, by w razie czego lekarze nie mogli go odratować. Zdzisław dostanie dwadzieścia ran kłutych, w tym osiem w klatkę piersiową.

Przewracając ostatnią stronę, na której widnieje zdjęcie Beksa (znajomi czasami nazywają tak malarza) siedzącego na rodzinnym grobowcu Beksińskich w Sanoku (chudy, ubrany w garnitur i adidasy wskazuje palcem  na niebo, z uśmiechem na twarzy i twarzą zwróconą ku górze) jak w falochron uderzyło mnie coś. Nie mam pojęcia co, ale poprzestawiało mi meble w pokoju.

Bo zaczęło do mnie docierać, że książka nie jest tylko portretem Beksińskich, ale i każdego z nas. Przeraża i dławi czytelnika normalnością, bo pokazuje straszliwie najnormalniejsze ludzkie życie i rozterki, które autentycznie są przeżywane przez każdego człowieka. Książka przechodzi do szpiku kości i zostaje tam na długo. Nie pokazuje wizerunku sławnego malarza, nie pokazuje dobrego radiowca, nie interpretuje prac, nie omawia wystaw. Jest jakby współczesnym „Hymnem o miłości”, który zamieszczony w czasach drugiej połowy XX wieku zdeformował się i przerażająco powyginał dostosowując się do czasów i okoliczności. Pokazuje rozpaczliwe szukanie miłości. Pokazuje człowieka.

I chociaż jest biografią, to przy pewnej wrażliwości książkowej zaczyna się ją odbierać na dwóch płaszczyznach.  Osoby Tomka, Beksa (Zdzisława) i Zosi stają się alegoriami.

Bo „Beksińscy. Portret podwójny” inaczej można nazywać „Portretem (tu wpisz swoje imię)”. Każdy z nas ma w sobie Tomka i jego skryte miłosne pragnienia, nieszczęścia w zakochaniach  i przede wszystkim osobistego demona, który gdzieś w nas zanurza swoje ostre szpony i nie oczekuje od innych niczego innego, prócz bezgranicznej miłości. Każdy z nas ma w sobie Zdzisława, jego obrazy, lęki i niemożliwość wyrażania miłości. Każdy ma Zosię i jej niewyobrażalne poświęcenie ku sprawie najwyższej jaką są mąż i syn.

Ale każdy ma też w sobie swoje środki nasenne bez pudełek, tętniaka i rany po nożu.

Znakomita książka o miłości. Znakomita historia o człowieku. Nie można się od niej oderwać. I od tej książki. I od tej miłości. I od tego człowieka jakim był Beksiński ojciec i Beksiński syn.

W. M.