Archiwum

Mówią o nim oksymoron, mówią raper z głową

Środowy wieczór. Warszawski Torwar wypełniony po brzegi. Kilka minut po dwudziestej na scenę wychodzi Filip Szcześniak, znany jako Taco Hemingway. Pierwszy polski raper, który zagra solowy koncert w hali zarezerwowanej dla gwiazd światowego formatu.

Wraz z wydaniem nowej płyty, Taco Hemingway ogłosił trasę koncertową. Wszystkim planowanym występom towarzyszyła ta sama zależność – bilety wyprzedawały się w kilkadziesiąt minut. Ledwie po utworzeniu wydarzenia na Facebooku należało edytować jego nazwę, by tuż obok dodać napis – SOLD OUT.

Identyczna sytuacja miała miejsce w Warszawie, gdzie wejściówki rozeszły się w rekordowo szybkim tempie. Fifi wspomina rozmowę z menadżerem. Kiedy z jego ust pada propozycja występu na Torwarze, raper odpowiada tylko: „bardzo śmieszne, ziomek”. A jednak. Niespełna dwa miesiące później staje przed ogromną publicznością i jakby nie dowierza Ledwo wszedłem na scenę i widać to otępienie po buzi, że „tyle ludzi? Przed chwilą grałem podziemie”. Choć akurat w tym fragmencie Taco wraca myślami do pierwszego występu na Openerze, wydaje się, że wciąż pozostaje aktualny.

Trudno uwierzyć, że jeszcze trzy lata temu Szcześniak występował przed kilkudziesięcioosobową publicznością, na którą składali się głównie jego przyjaciele i rodzina. W jednym z pierwszych wywiadów opowiada, że chciałby nagrać teledysk do utworu „Wszystko jedno”, ale nie ma pieniędzy na jego realizację.

Mówią na mnie oksymoron – mówią raper z głową – cytat pochodzący z utworu „Chodź” doskonale odzwierciedla powiew świeżości, który wraz z kolejnymi zwrotkami, wniósł na polską rap-scenę. Fifi burzy stereotypowy obraz typa w dresie, dla którego wers bez przekleństwa, wspomnienia o hajsie czy potęgującej się nienawiści do policji, jest wersem straconym.

To nie jest też tak, że Szcześniak stroni od przekleństw. Dobrze zaakcentowane dodają utworom dodatkowego kolorytu, pikanterii. Wcale nie chodzi tu o zastąpienie nimi przecinków czy kropek. Umiejętnie bawi się również wyrazami, które nierzadko tworzą genialne gry słów. Nie wystarczy, żeby się rymowało i szybko wpadało do głowy, niemal każdy wyraz wydaje się być kilkukrotnie przemyślany.

W fabularnym „Trójkącie Warszawskim” przedstawia historię trzech bohaterów, przemycając przy okazji ciemne strony życia w stolicy. Choć na podstawie albumu śmiało można byłoby stworzyć imprezową mapę miasta, co wydaje się dość trywialne, zdecydowanie daleko mu do banału.

W kolejne wersy sprytnie wplata takie postaci, jak Joachim Lelewel czy Czesław Miłosz. Obok klasycznej 0,7 na trzech pojawia się wątek id, ego, superego pochodzących z teorii psychoanalizy Freuda. Brutalnie ocenia okrytych złą sławą działaczy PZPN-u, cytując kibicowskie przyśpiewki. Wędrując przez kolejne miejsca, odbiorca może poczuć się świadkiem zdarzeń czy nawet częścią fabuły. Problemy, których dotyka raper to nie tylko zagadnienia dotyczące ludzi stolicy. Dzięki tej uniwersalności, utwory pochodzące z „Trójkąta” są nie tylko obowiązkowym elementem na playliście Warszawiaka, ale zdecydowanie szerszej społeczności.

Klimat tworzą przejścia między piosenkami pochodzące z Polskiej Kroniki Filmowej. Często przewijają się wypowiedzi legendarnego oszusta z czasów PRL-u, Czesława Śliwy. I ten zabieg nie jest przypadkowy. Jak mówi sam Fifi, Śliwa był oszustem finansowym, natomiast główny bohater historii przedstawionej w kilku piosenkach – Piotr, jest oszustem uczuciowym.

„Trójkąt Warszawski” to wyjątkowy album, choć w jednym aspekcie zupełnie nie różni się od pozostałych. Może wydawać ci się, że znasz wszystkie teksty na pamięć, możesz słuchać jednego utworu setki razy, a kiedy robisz to po raz sto pierwszy, odkrywasz drugie dno fragmentu, który wcześniej wydawał ci się jednoznaczny i oczywisty.

Mocną stroną Taco jest nie tylko oko wrażliwe niczym u reportera i przelewanie na kartkę obrazów zakodowanych w pamięci. Zaledwie kilkoma wersami, raper potrafi postawić trafną diagnozę społeczeństwa. Społeczeństwa wirtualnego, dla którego istotniejsze od samego zdarzenia staje się uwiecznienie go i docelowo umieszczenie w sieci. Jestem głosem pokolenia, które nie ma nic do powiedzenia. Mimo to relacjonuje wszystko, wszystkie posiedzenia. Każde wyjście, kino, szybkie piwo, jeszcze szybszą miłość… Więcej o „świecących prostokątach” – metaforze telefonów – opowiada w jednym z lepszych utworów „Marmuru” o tym samym tytule. Prostokąt wie, że dziś jest dzień w którym się urodziłeś/Stu lat ci życzą obcy ludzie, chcieli dobrze, lecz ty już nie żyjesz.

Nie tylko utwory, które pisze, czynią go wyjątkowym. Unika wywiadów, umiejętnie oddziela życie „przeciętnego” Filipa Szcześniaka od uwielbianego Taco Hemingwaya. Posiada prywatnego Instagrama dla znajomych, a na oficjalnym koncie, obserwowanym przez ponad 160 tysięcy fanów w mijającym roku pojawiły się zaledwie cztery posty. I mi nie powiesz że nie jest dziwny ten człowiek/Co pisze o prawie wszystkim lecz prawie nigdy o sobie. Daje się poznać „bliżej” dopiero w utworze Żywot – Dla tych, którzy tak koniecznie chcą biografii…

Choć unika interakcji z fanami w Internecie, sytuacja zupełnie inaczej wygląda na koncertach. Ludzie zgromadzeni pod sceną w jednej chwili stają się „ziomkami”, którym potrafi dziękować kilkadziesiąt razy w zaledwie dwie godziny. Ukłon w stronę publiczności przy wersie z „Wosku” – Korzystając z tej okazji podziękuję fanom/To dla was siedzę nocą i modyfikuję kanonjest stałą częścią występu. Mimo szumu, który wytworzył się wokół jego osoby, wydaje się, że wciąż pozostaje tym samym skromnym Fifim, który bawi się słowami. I jakby wciąż nie dowierza.

Niezależnie od tego, czy ten tekst miałby kilkaset wyrazów, czy kilkanaście tysięcy, i tak w stu procentach nie oddałby oryginalności i niezwykłości Taco Hemingwaya. Na szczęście raper z głową broni się sam. Dlatego warto posłuchać. A jeszcze lepiej – posłuchać i zobaczyć!

 

Natalia Żaczek