Archiwum

Dwa światy

Poranek, wakacyjny podwórkowy dzień. Na plac zabaw zbiegają się dzieci z całego osiedla. Większość z nich to chłopcy, ale znajdą się też łobuzy z warkoczykami. Miejsce pomału zaczyna się ożywiać. Tworzy się przyjemny dziecięcy, beztroski gwar. Każdy z nich jest przygotowany do wspólnej zabawy. Wielu z nich ma patyki; inni łuki, proce, kamienie. Tu gra rolę wyobraźnia, to ma być broń. Po chwili, powstaje podział na grupy. Niepotrzebne jest oznakowanie, każdy pamięta gdzie, kto jest. Wszyscy się rozpraszają do wcześniej ustalonych baz. Parę osób chowa się między pagórkami, jeszcze inni między krzakami lub pod zjeżdżalnią. Nie można wkraczać na swój teren – to jedna z podstawowych zasad. Padają pierwsze wyimaginowane strzały. Zaczęła się zabawa w wojnę.

            Zaczynamy tradycyjnie od herbaty i od tego, że nie może mi powiedzieć zbyt wiele. Tajemnica żołnierza, i chyba jego własna. Bycie na wojnie zawsze ciągnie za sobą tajemnice. Darek był na trzech wojnach. Jedne zostawiały blizny wewnątrz, inne na zewnątrz. Całe szczęście tych zewnętrznych było niewiele. Poważniejsza była jedna. Nie wiem czy postrzałowa, nie wiem czy kłuta, czy może szarpana. Nie mówi. Nie chce. Nie dopytuję. Zastanawiam się wtedy czytu już jest ta granica,  której nie wolno mi przekroczyć. Pierwsza misja była najdłuższa i trwała rok. Darek nie miał jeszcze ani żony ani dzieci i mógł sobie pozwolić na taką długą nieobecność. Było Kosowo – misja stabilizacyjna. Kontrolowali granice, sprawdzali podejrzanych ludzi w bazie danych, zapewniali pomoc humanitarną, jeździli na patrole. To były ich zadania. Zadania,  których się pragnie gdy jesteś w  domu i od których chcesz się uwolnić gdy jesteś tam. Kiedy jest daleko od domu, od swojego miejsca na ziemi, tęskni. Odlicza dni do powrotu. Ucina taśmę z datami wiszącą nad łóżkiem w baraku. Jednak najbardziej nie może znieść kiedy powrót się przedłuża, o tydzień, dwa a czasami miesiąc. Tak było z ostatnią jego misją w Afganistanie. Miał wrócić w marcu, a wrócił początkiem maja. Inaczej było w Kosowie, wtedy nie było Natalki, Kacpra i Wojtka. Wtedy przedłużający się powrót nie robił tak znaczącej różnicy. W ostatniej misji każde dodatkowe 24 godziny robiły różnice. Inne były powroty, inaczej wyglądały misje, wszystko wyglądało inaczej gdy nie miał rodziny. Pierwsza misja w Kosowie, młody, nieopierzony i trochę zielony w tym wszystkim, w końcu to pierwszy raz. Trochę zabawy z kumplami, trochę szaleństwa. Druga misja – Irak. Trzy miesiące po ślubie. Do tej pory nie wie jakim cudem Natalka się na to zgodziła. Trzeci wyjazd: dom, rodzina i pies. Dwuletni syn i żona – 4,5 tysiąca kilometra od niego. Afganistan. To nie jest łatwe wytrwać pół roku z dala od ludzi których się kocha. Ale on chciał wyjechać. To jest coś, co go zapala. „To jest jak papieros, od tego się ciężko uwolnić. To wciąga i uzależnia”. Kiedy wypowiada te słowa widać jak mu się błyszczą oczy. On to lubi, tę cholerną adrenalinę, która jest tam codziennością. Tutaj nie możesz się niczego spodziewać. Śpi się z bronią i w mundurze. O ile ktokolwiek tam śpi, bo z brakiem rutyny pod rękę idzie codzienny strach. W każdej chwili może Ci przecież spaść na głowę granat lub rakieta. Lęk mobilizuje i pozwala mieć oczy i uszy szeroko otwarte ale też potrafi sparaliżować. Bywa, że niektórzy nie wytrzymują. Przyjeżdża transport, wracają do domu. Na misje nie wracają już nigdy. Dla Darka jedną z ważniejszych spraw jest to, aby mieć silną psychikę, bez niej ciężko przetrwać w trakcie wojny i po powrocie do domu. TAM przecież nie ma monotonii. Każdy dzień wygląda inaczej. Patrole są codziennie, ale zawsze o różnych godzinach.Na patrolach prócz różnych godzin są też różne trasy. Mówi, że raz był na trasie,  która trwała trzy dni. Było ciężko. Inne jest życie w bazie, a innena pustyni. W bazie mimo wszystko, jest się bardziej bezpiecznym. Tam, w pewnym sensie toczy się ‘normalne życie’.Jest siłownia,  z której mogą korzystać, stołówka i kafejka – jedyny kontakt z Polską. Jednak warunki pogodowe nie zmieniają się wraz ze zmianą pobytu. Czterdziestostopniowego gorąca, nie odczuwa się w taki sposób, jak w Polsce, bo jednak jest inny klimat, ale mówi, że nieraz potrafiło dać w kość. Pytam, dlaczego pory i trasy patroli są różne? Darek opowiada, że nie można przyzwyczajać tamtejszej ludności do określonych godzin ani dni. To zbyt niebezpieczne. Mimo, że Afgańczycy przyjmują ich raczej przyjaźnie, to nie wolno im ufać. Mówi, że talibów nigdy nie spotkał, ale na wioskach pojawiają się często i szantażują mieszkających tam ludzi. Jeżeli nie zrobią tego czego oczekują, rozstrzelają im rodzinę. Zdarzają się sytuacje, w których talibowie ostrzeliwują żołnierzy. Za tymczasową bazę służy im wtedy czyjś dom, natomiast za żywą tarczę – dzieci. Wokół tego miejsca zbiera ich się cała gromada. Na patrole zawsze jeździ tłumacz, więc problemu z porozumieniem się nie ma, ale raczej z dogadaniem. Mieszkańcy oczywiście nigdy nic nie widzieli, nie słyszeli i nigdy nic nie wiedzą. Od dzieci, słychać tylko: – Mr. Food, -Mr. Drink. Mówi, że nigdy nie widział takiej biedy, ludzie tam nie śpią w domach tylko na ubitej glinie. Trochę się miota w słowach próbując, opisać sytuacje, tamtych ludzi. Ogrom biedy, która dla Niego jest szokiem, a dla nich codziennością.

 „Zawsze mamy jakieś środki żeby im przekazać, czy to jedzenie, pasta do zębów lub mydło. Problem w tym, że oni wszystko co im dasz traktują jak jedzenie.  Spotykamy chłopaka,który ma kilkanaście lat. To już nie jest dwulatek, któremu pokazuje się jak wszystko funkcjonuje. On już jest prawie dorosły i chce takie mydło po prostu zjeść.Takich dzieciaków jest tambardzo dużo. Często tłumaczymy im co do czego służy.To możesz zjeść, a to nie. Dla nas jest to nie do pojęcia, że ktoś myśli, o środkach czystości jak o pożywieniu, ale tam tak po prostu jest”.

            Opowiada też o kobietach. One są tam nikim. Kiedy jakiś mężczyzna, przychodzi do domu znajomego, jego żona nie ma prawa przebywać w tym samym pomieszczeniu, co oni. Jeżeli rodzi się chłopiec, wyprawiana jest huczna impreza i wszyscy świętują.  A dziewczynka? Jej nikt nie chce. Ona jest przekreślona na samym starcie.To są sprawy, które Darek obserwuje, nigdy nie będzie znał tego od podszewki. Od podszewki to on zna wojnę. Pytam więc go o miny. Tłumaczy mi, że miny z jakimi zazwyczaj mają styczność to przeciwpancerne i przeciwpiechotne. Te pierwsze przeznaczone są przede wszystkim do niszczenia dział pancernych, czołgów i innych wozów bojowych, natomiast miny przeciwpiechotne niszczą tzw. Siłę żywą. Miny przeciw piechocie dzielą się na: odłamkowe, czyli takie, które rażą odłamkami; odłamkowe kierunkowe, te rażą odłamkami w określonym sektorze. Jeszcze są fugasowe – bezpośredniego działania. Mówi, że one zawsze mają wmontowany zapalnik naciskowy. Darek nagle zawiesza głos. Spuszcza wzrok na ręce, bawi się obrączką.

„Od takiej miny właśnie zginął mój kumpel… kurde chodziliśmy razem na patrole, ramię w ramię, ja wyjechałem on został, i już nie wrócił. Stanął na taką minę no i nie ma chłopa…”

Darek żyje, jego przyjaciel nie. On żyje, ale z tymi wszystkimi historiami, z licznymi ranami których nie można oczyścić ani zoperować, żyje z obrazami, które pojawiają się we śnie, żyje z wybuchami i niewybuchami,  z tymi głodnymi spojrzeniami wychudzonych dzieci. Darek jednak żyje z czymś jeszcze –  z żołnierską iskrą. Z tą, która się w nim tli. Spogląda na Natalkę. Uśmiecha się z przekorą i mówi, że chciałby pojechać znowu, ale żona mu nie pozwala.

Wiktoria Krzywonos