Archiwum

Frontside w Przeworsku

Pierwsze wrażenie „kicha, kompletna kicha!” Nie da się przecież zrobić porządnego koncertu w sali kinowej, gdzie większość miejsca zajmują krzesełka? Organizatorzy bardziej martwili się o sprzęt niż klimat. W końcu okazało się, że wszelkie obawy były co najmniej zbędne.

 

Frekwencja, jak na Frontside, była zaskakująco niska – ponad 60 osób to bardzo marny wynik. Niektórzy tłumaczyli: „za mała reklama, nie było o tym głośno”. Rozgrzeszmy jednak nieobecnych i pozdrówmy tych, którzy się pojawili. Pierwszy na scenie pojawił się zespół Rearrange, który, delikatnie mówiąc, nie był  stanie rozruszać widowni. Mimo to chłopaki nie wyglądali na zrażonych, może spotkali się z taką reakcją po raz kolejny… Jeśli tak, radzimy zmienić branżę. Po Rearrange dostaliśmy wreszcie porcję dobrego metalu – swoje brzmienie zaprezentował przeworski zespół Malchus. Nie wszystkim podobał się ten wybór, bo chociaż można ich zaliczyć do grupy zespołów metalowych, to chłopcy poszli raczej w tematykę religijną.

Wiele osób przed gigiem wypowiadało się: „Nie będziemy robić pogo i bawić się przy tekstach typu wiatr wieje, gdzie chce, czy błogosławieni, którzy uwierzyli, a nie widzieli”. Mimo to część publiki, która nie wytrzymała w spokoju świetnych, mocnych gitar Malchusa ruszyła pod scenę. Zespół zagrał nawet bisy, co zdarzyło się chyba pierwszy raz w ich rodzinnym mieście. Początkowo sceptycznie nastawieni słuchacze, potem zmienili zdanie: „Malchus jak zaczynał, grał całkowicie inną muzykę, teraz muzyka jest ułożona, naprawdę fajna i miło się tego słucha”.

Na koniec danie główne wprost ze śląskiego Sosnowca. Na „demonów” z Frontside’a nie trzeba było długo czekać. Już na początku zdołali wyrwać z miejsc swoją publiczność. Cała sala tłoczyła się w wąskim pasie między sceną a krzesełkami. Zespół zagrał dużo starych kawałków, m.in „Naszym przeznaczeniem jest płonąć” z płyty „Zmierzch Bogów” czy „Wspomnienia jak relikwie” z „Absolutusa”. Energia i charyzma członków zespołu zakręciły całym Domem Kultury.

Udało nam się nawet przeprowadzić wywiad z Mariuszem „Demonem” – gitarzystą zespołu, oraz luźno porozmawiać z Marcinem „Aumanem” – wokalistą. Cały wywiad będziecie mogli przeczytać już niebawem.

Cały ten minifestiwal trwał do godziny 23. Na samym początku Radek (lider zespołu Malchus) stwierdził: „będzie to występ 777 i 666” i dokładnie tak było. Mimo początkowych obaw o pomieszczenie i atmosferę koncert był udany. Obeszło się bez żadnych incydentów z policją i ochroniarzami, nawet ksiądz nie grzmiał z ambony dnia następnego. Miejmy nadzieję, że to nie koniec przeworskiej przygody z metalem i takich koncertów będzie więcej.

Krótkie podsumowanie:

„Fronstide mnie nie zawiódł, dali z siebie wszystko i to było widać!”.

„Zaje*** było!”

„Za mało o szatanie!”(z nutką uśmiechu na twarzy)

„Boli mnie kolano… szyja… wszystko! Czyli młyn pod sceną był zaje***”

„Nie spodziewałem się, że w tak małym mieście jak Przeworsk gdzie naprawdę nie ma warunków do robienia koncertów można było się tak dobrze bawić i nie czułem żadnej różnicy między Przeworskiem a Knockout’em. Tyle, że tam było więcej ludzi”.

 

Aleksandra Walas