Publicystyka

Człowiek

Tragedia człowieka polega na tym, że jest on wiecznie i absolutnie zawieszony pomiędzy zwierzęciem, a bliżej nieokreśloną istotą wyższą. Nigdy nie jest trochę bardziej jednym albo drugim. Te dwie części jego duszy są równe, waga życia brutalnie zrównuje szalki do jednego poziomu.  Z jednej strony człowiek ma rozum, świadomość swojego istnienia – na tle innych gatunków zajmuje szczególne, zaszczytne miejsce. Z drugiej, całym jego życiem kierują de facto pierwotne instynkty, popędy, które są czysto zwierzęce, ślepe, czasem dzikie. Wszystkie działania wydają się być jedynie spełnieniem biologicznych i uwarunkowanych ewolucyjnie potrzeb, które tylko zasłaniamy szlachetnymi intencjami. 

Dajmy na to miłość. Albo seks. Zwyczajne zaspokajanie fizjologicznych potrzeb, rozładowanie napięcia, doświadczenie orgazmu i bliskości przyrównujemy do uczucia rodem z niebios. A zakochanie? Zwykła reakcja chemiczna, selekcja kandydatów na idealnego partnera? Otóż nie! „To Przeznaczenie! To Bóg! To Miłość! Gwiazdy!”

Albo samotność – przez to, że nasi przodkowie tak bardzo potrzebowali innych do przeżycia w surowym świecie, teraz, po kilkuset tysiącach latach, potrafimy odczuwać fizyczny ból z powodu braku bliskich. W XXI wieku, uzbrojeni w niesamowite zdobycze technologii, w praktyce przeżylibyśmy bez przyjaciół. Ta wiedza jest nie tylko rzadka, ale też i ostatecznym rozrachunku całkowicie zbędna. Mimo woli wsiadamy w emocjonalny pociąg i nie zwracamy uwagi na maszynistę, który nie zna miłosierdzia. Chyba każdy doświadczył tego podczas covidowej izolacji – bez bliskości i kontaktów jest nam zwyczajnie źle.

Religia – odnajdywanie Boga i kochanie go całym sercem? Odwdzięczanie się za jego dobroć i litość? Wydaje się być raczej tylko przynależnością do grupy, spełnianiem potrzeby akceptacji, opieki, bezpieczeństwa. To nadzieja, mistyczne doświadczenia i pewność, że czuwa nad nami ktoś, kto będzie nam pomagał. Wskazywał drogę w ciemnej dolinie, mówił jak żyć i znał odpowiedzi na najtrudniejsze egzystencjalne pytania, które codziennie niepokoją nas, uduchowione zwierzęta. Zapewnienie, że życie nie jest bezcelowe, a po zgonie nie obrócimy się w pożywkę dla robactwa.  W końcu u podstaw każdej cywilizacji, czy nawet społeczeństwa leży religijność czy duchowość. 

Ta idea rozciąga się nad wszystkimi aspektami życia. Jest ono nią przesiąknięte, nierozerwalne. To pogoń za przyjaciółmi, miłością, pieniędzmi, modnym ubiorem, kwalifikacjami, wykształceniem, bogiem. 

To stawia człowieka w pozycji godnej pożałowania. Odczuwa wzniosłe emocje, które są w rzeczywistości rangi zwierzęcej. Jednak nasz dumny Homo Sapiens tego nie przyzna. Za to przypisze im wyższą wartość, idee i górnolotne hasła, aby ustawić się w pozycji istoty wyższej gatunkowo, pana ziemi. 

To rozerwanie ludzkiej duszy przyprawia o stan rozbawienia i rozpaczy jednocześnie. Zrozumienie tego jest wyniszczające. Tragizm polega na tym, że niezależnie od tego, jaką postawę przyjmiemy, będzie to żałosne i bolesne życie. Świadomość naszej zwierzęcej części to rozpacz i szaleństwo z powodu bezsilności i braku kontroli nad życiem. Ale przyczyna naszej wyjątkowości i przewagi międzygatunkowej też jest nasza zgubą. Zrozumienie istoty istnienia i mechanizmów rządzących światem otwiera nam krwawe drzwi do egzystencjalnego bólu. 

Nigdy nie uwolnimy się od naszego zwierzęcego pierwiastka. W rozwoju biologicznym zatrzymaliśmy się w upiornym punkcie. Zbyt boscy, aby być zwierzętami i zbyt zwierzęcy, aby być bogami.

Agnieszka Cienki

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *