Publicystyka

„Piłsudski” – recenzja

Rok 1901. Józef Piłsudski ucieka ze szpitala psychiatrycznego, by wkrótce zacząć na nowo walkę o niepodległość Polski. Na tle podziemia jest zdecydowany i nieugięty – budzi respekt nawet z perspektywy widza siedzącego w sali kinowej z pudłem popcornu. To człowiek zdeterminowany, by odzyskać wolność ojczyzny, jednak to nadal człowiek z ludzkimi słabościami. Jest wybuchowy, popełnia błędy, ulega namiętnościom. Nie cofnie się przed niczym, kiedy w grę wchodzą losy narodu, a wraz ze swoimi współpracownikami jest w stanie dokonać zbawienia dla Polaków.

Dotychczas byłam przekonana, że stworzenie filmu historycznego nie jest niczym trudnym. W końcu wszystkie wydarzenia już kiedyś były, a zadaniem reżysera jest tylko pokierowanie planem filmowym tak, żeby wszystko się zgadzało i ładnie ze sobą współgrało. I może inne filmy historyczne rzeczywiście takie są. Ale nie ten. Nie „Piłsudski”, którego główni bohaterowie ŻYJĄ, nie są tylko nudnym modelem człowieka przedstawionym w podręczniku do historii. Choć wszyscy są właściwie gotowym schematem z przeszłości, Michał Rosa tchnął w nich życie w taki sposób, że właściwie moglibyśmy mówić, że narodzili się oni po raz drugi. Aktorzy zostali dobrani odpowiednio, lecz jeśli powiedziałabym, że film ma dobrą obsadę, pewnie czułabymdziwny dyskomfort, że nie powiedziałam do końca prawdy, bo dobra obsada, to za małe określenie. Na największą pochwałę zasługuje tutaj nie kto inny jak Borys Szyc, odtwórca roli Piłsudskiego. Dzięki niemu ta postać dostała w filmie szczególne życie, bo marszałek dał się poznać jako wybuchowy, ale zdecydowany i pewny siebie mężczyzna, który wie, czego chce dla narodu i jest w stanie zrobić wszystko, by oddać Polakom niepodległość. Jak każdy inny człowiek ulega słabościom, popełnia błędy, lecz jest jednocześnie bohaterem, któremu bliżej do boskiej, niż do ziemskiej osoby.

Jestem wzrokowcem i muszę przyznać, że w „Piłsudskim” od razu zauważyłam przepiękne, realistyczne ujęcia, które miejscami przyprawiały o gęsią skórkę. Słowem „przepiękne” chciałam określić nie „ładne”, nie „przyjemne dla oka”, ale zapierające dech w piersiach, kiedy ma się wrażenie, że spaceruje się przez brudne korytarze szpitala psychiatrycznego, gdzie wszędzie wokół szarpią za kraty jego pacjenci, a w powietrzu niemal czuje się smród stęchlizny i lęku. Już od tego momentu wiedziałam, że tutaj film dostajeplusa i, choć pod tym względem werdykt zapadł dosyć szybko, aż do ostatnich scen byłam przekonana co do tejopinii. Ścieżka dźwiękowa budowała nastrój sytuacji – od wolnej i delikatnej po szybką i niemalże agresywną, a w połączeniu z wizualną stroną filmu dawała wrażenie czegoś niemalże namacalnego, czegoś co słyszę i czuję, ale jednak nie mogę fizycznie tego dotknąć.

Całość zasługuje na wysoką ocenę, właśnie ze względu na obsadę, estetyczną odsłonę oraz fakt, iż Rosa nie daje widzowiodczuć, że obserwuje on właśnie tylko scenę z książki do historii, coś co już się zdarzyło; owszem, zdarzyło się, ale inaczej. Połączenie fabuły, gry aktorskiej Szyca oraz silnego charakteru marszałka sprawia, że „Piłsudski” wypada wyjątkowo dobrze na tle innych filmów z tego gatunku. Nie tylko uczy, ale wciąga w psychikę bohaterów i każe przyznać, że postać historyczna to nie tylko ktoś, kto dokonał czegoś wielkiego, ale po prostu człowiek, który kocha, ulega namiętności, płacze, cierpi, choruje. Uważam, że warto było wybrać się do kina, bo zobaczyłam tam coś, do czego z początku byłam sceptycznie nastawiona, ale wkrótce zmieniłam zdanie.

Daria Stańko