Publicystyka

Moje TRZECIE warsztaty w Bieszczadach

Trzy. Trójka jest często symbolem Boga, ale także harmonii, siły, owocowania, wzrostu, rozwoju czy medytacji. Te wartości można bez wahania odnieść do bieszczadzkich warsztatów klas dziennikarskich. Ale co cyfra „trzy” ma z nimi w ogóle wspólnego? Więcej niż by się zdawało.

Dla mnie była to TRZECIA kolejna wizyta w Bieszczadach. Ja i moi rówieśnicy mamy już za sobą więc wszystkie TRZY „etapy wtajemniczenia”.  Warsztatowy debiut w pierwszej klasie, gdzie od razu rzuceni zostaliśmy na głęboką wodę i – mimo nieopierzenia i niedoświadczenia – zaprezentować musieliśmy się jak najlepiej. Pierwszoroczniacy często są jeszcze przestraszeni i onieśmieleni bliskim kontaktem z tak poważnymi nazwiskami ze świata polskiego dziennikarstwa. Jak jednak okazuje się za każdym razem, łatwo ten strach pokonać i przełamać wszelkie bariery, łapiąc szybko kontakt z dziennikarzami i starszymi kolegami i koleżankami.

Rok drugi jest więc spokojniejszy. Choć wydarzenia na warsztatach są co roku nieprzewidywalne, pewne struktury i schematy się powtarzają. Wtedy już wiemy z czym się je i jak ugryźć to tradycyjne bieszczadzkie danie główne. W drugiej klasie występuje ten komfort, że nie wszyscy są ci obcy, bo z jednym rocznikiem znacie się już bardzo dobrze, a i jest szansa, że poznaliście się wcześniej także z dziennikarzami (tak było w naszym przypadku).

Ostatni (teoretycznie – wyłączając absolwentów, którzy decydują się na kolejne odwiedziny) przyjazd w Bieszczady to już  rok seniorski. Na najstarszych ciąży największa presja, bo to oni zobowiązani są do najaktywniejszego udziału w dyskusji. Posiadają największe doświadczenie, mają najwięcej warsztatów za sobą – tych w Bieszczadach i nie tylko. Jest to jednak presja bardzo przyjemna i bynajmniej nie odbierająca satysfakcji i pozytynych odczuć. Nic nie jest w stanie jej odebrać jeśli chodzi o magię tych corocznych spotkać. O magii pisałem dwa lata temu i teraz ten motyw powraca – nie sposób go ominąć, kiedy staramy się oddać prawdziwie aurę tych warsztatów.

Rok numer TRZY. Zachwyt – niezmienny.

Wracając do zabawy symboliką. Na warsztaty wciąż wybierają się TRZY roczniki, ale tegoroczna ich odsłona zdaje się przełamywać i odbijać od „trójkowej” budowy. W tym roku „Brzeziniaka” nie odwiedziły TRZY klasy ale aż CZTERY (w związku z reformą). Analogicznie zwiększyła się liczba opiekunów – poza niezastąpioną trójką w postaci p. Danuty Matusz, p. Elżbiety Łambuckiej i p. Marzeny Gil, w Bieszczady pojechać musiał też wychowawca drugiej z dwóch pierwszych klas – p. Dorota Szewczyk. Razem – CZTERECH. W związku ze wzmożoną ilością uczestników, wzrosła też długość warsztatów. Trwały nie TRZY, a CZTERY dni. Idąc tym tropem nawiązań można znaleźć więcej. Z PIĄTKI dziennikarzy, którzy przeprowadzili warsztaty, CZTERECH znaliśmy wcześniej (i są to Janusz Schwertner i Daniel Olczykowski, którzy TRZECI raz gościli w Bieszczadach oraz Dawid Serafin i Michał Karaszewski), a wyjątkiem był fotograf – Maciej
Krüger. Każdy z nich opowiedział nam o kulisach swojej pracy, usłyszeliśmy masę ciekawych anegdotek (także anegdotek o „Masie”) i porad. Szczególnie zaciekawieni ich opowieściami powinni być pierwszoklasiści, bo dla nich to wszystko było zupełnie nowe i świeże – starsze roczniki część historii usłyszały przy okazji wcześniejszych spotkań.

Ale nie odbiegajmy od tematu. Muszę dopełnić naszą numerologiczną zabawę. TRÓJKI przeobraziły się w CZWÓRKI. CZWÓRKA to symbol czterech pór roku, które wszystkie tak pięknie malują się w okolicy „Brzeziniaka”, a także mądrości, zrozumienia, tolerancji, solidności czy racjonalizmu. Także wszechświata materialnego. Oczywiście nie ma powodów do obaw. Dominacja CZWÓREK nie powoduje ustępowania wartości przekazanych w TRÓJKACH. Wręcz przeciwnie, wszystkie poprzednie pozostały, a teraz przeplatają się wzajemnie, dopełniając się zresztą. Przecież CZTERY to świat materialny, a TRZY – duchowy, boski.

Z symbiozy tych pokręconych metafor wyciągnąć możemy wniosek. Warsztaty dziennikarskie w Bieszczadach są rzeczą niezwykłą dla każdego uczestnika, niezależnie od tego, który raz w nich uczestniczy i ile doświadczeń dźwiga na plecach. To po prostu magiczne miejsce, z magicznym otoczeniem, magiczną aurą, magicznymi ludźmi i przeżyciami. Choć w magię za bardzo nie wierzę. W numerologię zresztą też…

Mateusz Trojnar