Felieton

Grochy

Siedzę na bujanym fotelu w małym pokoju. Trzymam w ręce czarno-białe zdjęcie. Młoda roześmiana kobieta trzyma za ręce dwie małe dziewczynki. Ma na sobie krótką sukienkę w grochy. Długie ciemne włosy falami opadają na ramiona. W drzwiach staje starsza pani.  Nietrudno rozpoznać w niej kobietę ze zdjęcia. Tylko włosy ścięła. I zmarszczek więcej. I zmartwień jakby przybyło.

LASZCZYNY

            Mała Maryśka wybiega z lasu. Ręce i policzki ma wypchane borówkami. Musi zdążyć na obiad. Dzisiaj przyjeżdża ciotka Staszka, a razem z nią jedenaścioro kuzynów. Jakby mało miała na głowie z młodszą siostrą i czterema braćmi. Ale to nic, Maryśka lubi ich wizyty. Wtedy nie musi harować w polu, doić krów, karmić kur ani robić żadnej innej rzeczy poza pilnowaniem dzieci. To nie tak, że nie chce pomagać rodzicom. Chce. Czasem tylko nie daje sobie z tym rady. Wpada do pokoju. Mama rozmawia o czymś z tatą obierając ziemniaki. Mała nie podsłuchuje, wie, że to złe. Wyłapuje mimowolnie pojedyncze słowa. Mówią coś o nowym domu. I faktycznie, kilka tygodni później rodzina pakuje wszystko, co ma. Niewiele tego, więc wszystko idzie sprawnie. Teraz do lasu mają już daleko. Ale za to za domem rzeka, zamiast w wodzie ze studni, można się teraz kąpać w wodzie z niej. Jest znacznie cieplejsza. 

KAWALER

             Maryśka już nie jest taka mała. Chłopcom we wsi się podoba. Szczupła, wszystko ma na swoim miejscu, włosy ładne, zadbana. Do Kościoła chodzi. Dzieci umie bawić, w końcu wychowywała i braci, i kuzynów. Kulturalna. O nikim złego słowa nie powie. A i o niej same dobre rzeczy mówią. Mamie jest na rękę zamążpójście, zawsze lżej z jedną mniej na utrzymaniu.

            Pojawia się Krzysztof. Jest wysoki i przystojny, pracuje jako maszynista na kolei, mówi, że ma murowany dom. Trudno się dziwić, że przyciąga spojrzenia koleżanek. Jest starszy – ona ma dziewiętnaście, on dwadzieścia dziewięć lat. Nie jest to jednak żadną przeszkodą. Nie mija wiele czasu zanim Marysia przyjmuje oświadczyny. Rodzice zgadzają się na skromne wesele. Dziewczyna znowu pakuje wszystko co ma. Teraz do rodziców ma daleko. Murowany dom okazuje się drewniany, z klepiskiem zamiast podłogi. Przynajmniej rzeka za domem i woda ta sama – choć nieco chłodniejsza.

SIELANKA

            Mijają miesiące, po których nie ma już co liczyć na szczęście w małżeństwie. Z dnia na dzień ciężej im się dogadać. Dopiero teraz dziewczyna poznaje męża. Skromną ilość wolnego czasu poświęca rozmowom z nowymi sąsiadami. Wzbudza zaufanie, ludzie się jej zwierzają, bo umie słuchać, sama mówiąc mało. Dowiaduje się więc wielu rzeczy. Wie już, że Krzysztof jest raptusem, dużo krzyczy, jest skłócony z jedynym bratem. Przede wszystkim pije. 

            Kupują konia, który staje się kolejnym obowiązkiem Maryśki. Ogier tylko jej się słucha, chociaż dorównuje temperamentem Krzyśkowi. Oprócz dbania o konia, dziewczyna haruje w polu, doi krowy, karmi kury. Krzysiek rzadko jej pomaga. Z pracy wraca późno, nigdy prosto do domu, zawsze czuć od niego wódką. Ona czasem tylko nie daje sobie z tym rady. Niczego nie pragnie bardziej od powrotu do rodziców. Ciąża jednak pali za nią mosty.

DZIECI

            Na wieść o dziecku Krzysztof zaczął ciułać każdy grosz. Na sąsiedniej działce zaczyna stawać ich nowy, murowany dom. Marysia zaczyna mieć nadzieję. 

            Dwa lata później dom jest gotowy. Jej nowa rodzina – ona, Krzysiek i mała Kasia –pakują wszystko co mają. Niewiele tego. „Na nowy dom to i dziecko nowe musi być.” Maria modli się, żeby słowa matki się nie spełniły. Pracując od rana do wieczora nie ma nawet czasu na odwiedziny u niej, nieszczęśliwie wywróżona ciąża zaczyna dawać się we znaki zmęczonej kobiecie. Kolejną córkę nazywają Hania, po mamie Krzysztofa. 

            Dzieci rosną zdrowe, więc jest dobrze. Po wsi chodzi fotograf. Im się powodzi, więc płacą mu za pamiątkowe zdjęcia. Maryśka na tę okazję zakłada krótką sukienkę w zielone grochy, jedyną sukienkę, jaką ma w szafie. Była przeprosinami po pierwszym policzku, jaki zarobiła od męża. Kupiona w mieście, szyta z dobrego materiału, ładny krój. Normalnie na sukienki szkoda jej pieniędzy, wszystkie ciuchy szyje sama, każdy skrawek materiału umie dobrze wykorzystać. Łapie dziewczynki za ręce i siada wśród białych róż w ogrodzie. Miga lampa błyskowa. Pierwszy raz od dawna czuje się jak kobieta. 

FURIA

            Krzysztofa zwalniają w końcu po tym, jak przyszedł pijany do pracy o jeden raz za dużo. Marysia musi przez to pracować dwa razy ciężej. Dzieci wychowuje babcia. 

            Kobieta nie myśli już o powrocie do rodziców, a to, co dzieje się w jej domu zaczyna być dla nich tajemnicą. Krzysiek wkurwia się częściej. Czasem ją uderzy, ale nic nie szkodzi tak długo, jak nie rusza dzieci. Kiedy jest bardzo źle, Maryśka ucieka do sąsiadów. 

            Dziewczynki chodzą własnymi drogami, ale matka niezbyt się tym przejmuje. Nie ma na to czasu. „Pamiętam jak poszły się ślizgać na tą rzekę za dom. Lód był słaby to pękł pod Hanią. Na bandażach starych jakichś ją wyciągnął sąsiad. Parę dni może minęło jak do gnojówki wpadła. Cud, że ją wyratowałam.” 

            Umiera mama Krzysztofa. Pije więcej, nie wraca na noce. Poza matką nikt nie miał na niego wpływu. Niedługo po pogrzebie w sąsiedniej wiosce znalazł sobie pocieszenie – kochankę. „Po jednej takiej nocy kiedy go nie było, drzwi na klucz zamknęłam. To była sobota. Przyszedł nad ranem. Krzyczał okrutnie i szybę wybił w drzwiach i tak sobie otworzył. Dzieciom kazałam na strych uciekać. Wszedł do domu z kawałkiem szkła. Gotowałam żurek na zapas, bo to święta chyba miały być. W kuchni ściany bieliłam przy okazji. On wziął ten garnek, zupę rozlał po ścianach. Ochlapał je krwią też, prawą rękę miał tą szybą rozharataną tak, że mu mięso ze skórą zwisało.” Takie epizody często się powtarzają. Maryśka znosi wszystko, już przywykła. Za dyskusje leje ją w twarz, parę razy łamie żebra. Przychodzi moment, w którym łapie ją za szyję. Wyczerpana wszystkim nawet nie próbuje go odepchnąć. Młodsza z dziewczynek zaczyna krzyczeć. Biegnie po sąsiada, który przychodzi z nożem. Krzysiek wyciąga nauczkę z sytuacji. Następnym razem zaklucza główne drzwi. 

SUKIENKI

            Przyglądam się jej uważnie, kiedy szuka w szafie prezentu na urodziny córki. Dziewczynki wyprowadziły się już prawie dwadzieścia lat temu. Spakowały wszystko, co miały. Ona została przy mężu. 

Zaglądam jej przez ramię. Wieszaki ledwie się mieszczą. Sukienki są poukładane kolorami. Większość znajduje się na dolnej półce. Nie zauważam ani jednej w grochy…

Magdalena Skawina