Publicystyka

„Zapraszam Cię na wydarzenia z moich westchnień…”, czyli Esceh – „Moonrock”

„Trzymasz właśnie w ręku jeden z etapów spełniania moich marzeń” – to fragment „listu” Bartka Scholtza (Esceha), który został umieszczony na wewnętrznej stronie okładki jego pierwszego fizycznego wydawnictwa. Youtube’owa premiera przypadła na dzień 6 stycznia 2019 roku, a 10 stycznia pierwsze płyty znalazły się w rękach nowych właścicieli. 

Bartek – Esceh to 17-letni (rocznik 2001) raper pochodzący z okolic Katowic. Pierwsze jego kawałki do sieci trafiły w listopadzie 2017 roku i z czasem wyrobił sobie niemałą renomę w polskim podziemiu. Jego najpopularniejszy track „czuję twój zapach na poduszce” dorobił się niemal 600tyś. odsłon. „Moonrock” jest zwieńczeniem jego dotychczasowej twórczości, ale i zakończeniem pewnego etapu w życiu. Z pewnością, wydanie płyty musi być przełomowym wydarzeniem dla tak młodego chłopaka. 

„Moonrock” to 9 kawałków – 7 zupełnie nowych i 2 bonusowe, które już jakiś czas funkcjonowały na kanale artysty. Płyta jest bardzo ładnie wydana, oprawiona genialnymi rysunkami planet autorstwa Chrxt’a.

Zaczynając od pozytywnych aspektów (których jest oczywiście znacznie więcej niż negatywnych), w twórczości Bartka zawsze zachwycał mnie klimat. Jego kawałki aż proszą się o włączenie na słuchawki, kiedy leżymy wieczorem w łóżkach, gapiąc się w sufit i rozmyślając na ważne, bądź zupełnie błahe tematy. Nie jest to raczej typ muzyki, która zawojuje kluby albo jest świetna do słuchania w gronie znajomych. Przynajmniej ja wolę odbierać jego treści w samotności. Na budowanie wspomnianego klimatu składa się kilka czynników.

Po pierwsze, nawijka. Luźna, delikatna, bardzo charakterystyczna. Jeśli chodzi o flow, nie znajdziemy nikogo podobnego do Esceha na scenie – wielki plus. Bezpośredniość i luz w rapowaniu powoduje, że utwory trafią prosto do nas, przez co jesteśmy w stanie wybaczyć autorowi niektóre momenty, w których zdarza się mu wypaść z beatu, czy nawinąć jakiś arytmiczny wers. Ba, to jest także element niepodrabialnego stylu Bartka, co czyni go jeszcze bardziej niepodrabialnym i bliższym słuchaczowi.

Po drugie, teksty. Esceh pisze bardzo osobiście. Sam mówi, że jego teksty są jak pamiętnik i da się to odczuć słuchając jego kawałków. Czuje się wtedy ogromną bliskość na linii artysta – słuchacz. Gdy do tego znajdziecie między sobą wspólny język, wasze przeżycia pozwolą wam się utożsamić z Bartkiem, poprawi to znacznie wasz odbiór jego twórczości. Może dlatego „Moonrock” i wcześniejsze projekty Esceha nie schodzą z moich słuchawek – jesteśmy rówieśnikami i w wielu aspektach zbiega się nasz sposób postrzegania życia i związanych z nim historii.

No właśnie. Tematyka „Moonrock” to po prostu życie autora – miłość, rozstanie, emocje przelane na papier, a potem w kawałki oraz jego osobiste refleksje na temat otaczającego go świata. 

Jeśli chodzi o jakieś wady, ciężko je wskazać na podstawie samej płyty. Najczęściej Escehowi zarzucana jest monotematyczność i że wszystkie kawałki są zbliżone do siebie brzmieniowo. Na pierwszy zarzut, Bartek odpowiedział w mówionym fragmencie „Żółtych podeszw” – kawałka, który stanowi outro płyty. „Nawet jak uważasz, że są te tracki monotematyczne, to Stary to jest moje życie i sam chciałbym z tego wyjść”. Odpowiedzią na oskarżenie nr 2, jest sama płyta. Chociaż sam czasem odnoszę wrażenie, że „na pierwszy rzut ucha”, niektóre kawałki faktycznie mogą się zlewać w jedno, to Esceh postarał się by na „Moonrock” znalazły się odmienne brzmienia, patrz – refreny w „Romeo i Julia” i „Bwm”, bonusowe tracki „Kim” i „3X”. 

Poza tym, skoro ta płyta to zwieńczenie i zamknięcie pewnego okresu twórczości, to myślę że tymi słowami Bartek zapowiada, że wprowadzi do swojej muzyki trochę więcej różnorodności w tematyce i brzmieniu. Jeśli jednak tak się nie stanie, dalej będę tego słuchał z uśmiechem na ustach i łezką w oku. 

Mateusz Trojnar