Publicystyka

Glutamine – Grace (2016)

Założę się, że o japońskim wokaliście o specyficznym pseudonimie niewielu z was słyszało. Nic dziwnego – Glutamine nie jest zbyt popularny w Polsce, a w rodzinnym kraju jego popularność dopiero rozkwita. Jego prawdziwe imię i nazwisko nie są znane. Nigdy też nie pokazał swojej twarzy – w teledyskach zawsze skrywa ją pod rondem charakterystycznego kapelusza. Mimo to jego niezwykły głos jest dosyć rozpoznawalny. Sam artysta początkowo zajmował się jedynie coverowaniem znanych japońskich utworów i udostępnianiem ich na Nico Nico Douga, japońskim odpowiedniku YouTube. W 2016 roku, współpracując z wytwórnią Universal-W, wydał swoją piątą pełną płytę, a drugą z jego oryginalnymi utworami – „Grace”.

Co jest charakterystycznego w jego twórczości? Zdecydowanie głos. Nie zdziwcie się, jeśli słuchając jego piosenek, będziecie mieć wrażenie, że śpiewają je dwie osoby: jedna spokojnie, a druga głośno i energicznie. Już na początku swojej wokalnej kariery Glutamine dużo krzyczał, co dodawało mocy jego coverom. Teraz gdy nieco ograniczył ten chaos, jego utwory pozostały równie żywe, co wspomaga także ich rockowe brzmienie. Choć dzisiaj „Grace” nie jest już „nowinką”, należy przyznać, że styl artysty niewiele się zmienił od wydania „Journey”, jego poprzedniego krążka z 2015 roku. Nadal dużo krzyczy i robi hałas, co nie jest wadą, choć przyznać muszę, że ciężko byłoby słuchać go bez przerwy. „Grace” to wbrew pozorom trudny album do zrecenzowania. Dlaczego? Bo nie da się określić go jednym słowem. Owszem, jest dobry, ale co poza tym? Zdecydowanie nie podoba mi się, że wokalista przesadził z wysokimi tonami. Jak na możliwości wokalne, jakimi dysponuje Japończyk, brak różnorodności wypada dość słabo. Jednak w przeciwieństwie do poprzednich krążków Glutamine’a dopiero ten można nazwać profesjonalnym. Nareszcie słychać, że artysta naprawdę wie, co robi. Ponadto przyjemny nastrój utworów wciąga, a niespotykany głos zaskakuje.

Całość wywarła na mnie dosyć duże wrażenie, choć z pewnością nie byłabym w stanie przesłuchać krążka dwa razy z rzędu. Mimo to umiejętności wokalne Glutamine’a robią wrażenie. Osobom o wrażliwym słuchu nie polecam całej płyty, a tylko pojedyncze utwory, między innymi „Yell for”, do którego na YouTube można obejrzeć teledysk. Jeśli jednak jesteś odporny na hałas i głośne dźwięki, jest spora szansa, że nie ogłuchniesz po pierwszym przesłuchaniu pełnego albumu. Choć piosenki są dosyć trudne w odbiorze, nie tylko ze względu na język, przez co ciężko dokopać się do jakiegoś dobrego tłumaczenia, ale także na wykonanie, to ciekawe doświadczenie, bo niewielu jest artystów, którzy potrafiliby tak operować głosem, aby nie zachrypnąć, ale jednocześnie stworzyć coś, co można nazwać muzyką.

Eyjarr