Wywiad

O życiu w wielkim mieście i spełnianiu marzeń- czyli wywiad z Rafałem Jonkiszem

W dniu, w którym przeprowadziłeś się do Warszawy, miałeś zaledwie osiemnaście lat. Mógłbyś opisać, jak wyglądał twój pierwszy dzień w wielkim mieście?

Mój pierwszy dzień po przeprowadzce nie był pierwszym, jaki spędziłem w Warszawie. Przebywałem tam już wcześniej z racji zgrupowań Konkursu Mistera Polski, więc poniekąd wiedziałem, jak wygląda życie w stolicy, jednak mimo to początek był bardzo ciężki (śmieje się). Przyznam szczerze, że na starcie totalnie nie potrafiłem się odnaleźć w tym nowym dla mnie, pędzącym świecie, w którym nagle się znalazłem. Totalnie różnił się on od tego, który miałem w Rzeszowie — spokojnego życia akrobaty w społeczeństwie szkolnym. Nagle trzeba było wyjść do świata, przeprowadzić się do Warszawy, z czego poniekąd się cieszyłem, ponieważ wiedziałem, że wiąże się to z nowymi możliwościami. Zdawałem sobie sprawę z tego, że będę mógł się rozwijać zarówno prywatnie, jak i zawodowo. Na początku byłem jak dziecko we mgle. Z dnia na dzień musiałem stać się samodzielny. Pamiętać o zakupach i opłacaniu rachunków, były to czynności, które oczywiście umiałem wykonywać, ale musiały one wejść mi w nawyk.

Jak sam z resztą powiedziałeś, po zdobyciu tytułu Mistera Polski bardzo szybko musiałeś przystosować się do nowej rzeczywistości. Czy pomagał ci w tym ktoś z rodziny lub przyjaciół?

Na początku wszyscy musieli i chcieli mi pomagać. Drapacze chmur, tramwaje, pęd życia, nowe obowiązki… wszystko to było z totalnie innej bajki.

Gdzie się zatrzymałeś. Mieszkałeś sam czy z kimś?

W Warszawie zamieszkałem z kumplem-Jakubem Kucnerem, dlatego też było mi dużo prościej. Dzięki jego wsparciu łatwiej mi było zadomowić się w stolicy. Zacząłem nawiązywać nowe znajomości i, z dnia na dzień, było coraz lepiej. Jestem pewien, że gdyby nie on to byłoby mi dużo ciężej z tym wszystkim.

Czyli z Jakubem — aktualnym Misterem Polski znałeś się już dużo wcześniej?

Z Jakubem poznałem się na zgrupowaniu Mistera Polski, ale wtedy traktowałem go jako starszego kolegę, z którym nawet za wiele nie rozmawiałem. Los jednak chciał, że Jakub, w tym samym momencie co ja, postanowił przeprowadzić się do stolicy. Nasza przyjaźń narodziła się spontanicznie. Od dawna nie mieszkamy już razem i mamy ze sobą mniejszy kontakt, głównie przez nasze codzienne obowiązki. Staramy się jednak kontynuować naszą znajomość.

Jakie panują relacje pomiędzy tobą a Rafałem Maślakiem? Czy pomagał ci on wkroczyć w świat czerwonych dywanów?

Rafał Maślak na początku był troszkę zdezorientowany i nie do końca akceptował wybór nastolatka na swojego następcę, jednak z czasem nasza znajomość się rozwinęła i czułem od niego wielkie wsparcie na przeróżnych konkursach, w szeroko pojętym show-biznesie oraz w życiu codziennym. Rafał jest osobą, która pomoże zawodowo i prywatnie. Zawsze mogę na niego liczyć, za co bardzo mu dziękuję. Takich ludzi jak Rafał Maślak można ze świecą szukać. Jestem szczęśliwy, mając tak wspaniałego człowieka za przyjaciela. Znamy się zaledwie od trzech lat. Mam jednak wrażenie, że nasza przyjaźń trwa już znacznie dłużej, ponieważ tak wiele o sobie wiemy.

Wspomniałeś kiedyś, że po wyborach Mistera Polski nie do końca rozumiałeś, dlaczego tak naprawdę zostałeś wybrany. Czy teraz, z perspektywy czasu jesteś w stanie powiedzieć, czym wtedy kierowało się jury?

Na początku nie byłem przygotowany na to psychicznie. Wiele rzeczy się ze sobą nie kleiło. Dopiero co skończyłem osiemnaście lat. Od zawsze byłem też osobą introwertyczną. Właściwie to lubiłem i do dzisiaj lubię spokojne, skromne życie „w swoim własnym świecie”. Nie ciągnie mnie do publiki. Nie czerpię z tego energii. Dzisiaj, znając historię chłopaków z konkursu oraz swoją własną, domyślam się, że z moją osobą można było po prostu zrobić coś ciekawego medialnie. Wydaje mi się też, że po Rafale Maślaku, który przetarł szlaki i postawił poprzeczkę bardzo wysoko, był potrzebny powiew świeżości. Ktoś inny, a ja byłem totalnie inny. Zarówno pod względem wyglądu, jak i umiejętności. Doszła do tego jeszcze historia rodzinna i show-biznesowo miało to ręce i nogi. Wydaje mi się, że to były najważniejsze czynniki. Nie wydaje mi się, żebym najbardziej pasował na Mistera Polski. Nie oszukujmy się, wtedy mogłem być co najwyżej Misterem Nastolatków (śmiech).

Mówisz, że jesteś bardziej zwolennikiem takiego spokojniejszego życia na uboczu. Czy miałeś może kiedykolwiek taką chwilę zwątpienia, podczas której chciałeś rzucić wszystko, spakować walizki i wrócić do rodzinnego miasta?

Wiele razy tak było. Przez dość długi czas miałem taki problem, że nie wiedziałem, czego tak naprawdę chce. Nie mogłem określić czy pragnąłem mieszkać w Warszawie, czy w Rzeszowie. Toczyłem ze sobą wewnętrzną walkę. Przyjeżdżałem do Rzeszowa i chciałem zostać ze znajomymi, ale jednocześnie tęskniłem za Warszawą. Aktualnie już sobie to wszystko poukładałem i w tym momencie czuje, że Warszawa jest moim domem. Aklimatyzowałem się do życia w stolicy, przystosowałem się i teraz jest mi tu dobrze. W Rzeszowie też bym się odnalazł, ale brakuje mi tego wielkomiejskiego pędu, tego, że coś cały czas się dzieje. Na początku mnie to przytłaczało, teraz jest już normą. Kiedyś przyjazd do Rzeszowa był dla mnie relaksem. Dzisiaj cisza i spokój tam panujące sprawiają, że czuje się trochę nieswojo. Miałem oczywiście takie momenty, że marzyłem o tym, aby wrócić do rodzinnego miasta i to właśnie w nim jeszcze rok temu wyobrażałem sobie swoją przyszłość. Obecnie tak zmieniło się moje życie, że jeszcze długo zostanę w Warszawie. Mam dużo planów i inicjatyw, które mogą spełnić się tylko tam.

Często wracasz do Rzeszowa?

Ostatnimi czasy coraz rzadziej. Kiedyś wracałem co tydzień lub co dwa. Czekałem z niecierpliwością na busa czy pociąg, bo tak bardzo chciałem spotkać się z rodziną i przyjaciółmi. Teraz kontakty z przyjaciółmi z Rzeszowa trochę się zatarły, bo po zakończeniu szkoły średniej każdy poszedł w swoją stronę. Spotykamy się raz na jakiś czas, ale to już nie jest to, co kiedyś. Aktualnie głównym powodem, dla którego przyjeżdżam do Rzeszowa, jest moja rodzina.

Czy jest jakieś miejsce w Rzeszowie, za którym tęsknisz na co dzień?

Oprócz domu rodzinnego to na pewno rynek rzeszowski. Bardzo go lubię, bo na myśl o nim przypomina mi się piękny zachód słońca, który podczas moich spotkań ze znajomymi w knajpach czy restauracjach nie raz miałem okazję oglądać.

Od dnia, w którym zostałeś wybrany na Mistera Polski, minęło już trochę czasu. Od emisji edycji „Tańca z gwiazdami”, w której brałeś udział również. W mediach słychać o tobie coraz mniej, co powoduje, że i zainteresowanie jest mniejsze. Nie boisz się, że twoje pięć minut sławy w końcu minie, a ludzie o tobie zapomną?

Wiem, co masz na myśli. Jeśliby na osi czasu rozrysował to, co się w moim życiu wydarzyło przez ostatnie trzy lata, jakie było zainteresowanie mediów moją osobą kiedyś i dziś, to widać, że wszystko idzie ku temu, żeby ludzie zapomnieli. Zdaje sobie z tego sprawę, ale w ogóle o tym nie myślę. Nie przejmuje się tym, ponieważ gdybym wziął udział w Konkursie Mistera tylko po to, aby zdobyć sławę oraz pieniądze, to dzisiaj prawdopodobnie miałbym depresję. Prawda jest taka, że dla mnie grubość portfela nigdy nie była wyznacznikiem szczęścia czy satysfakcji. Był czas na to, żeby brylować. Teraz już na to nie liczę, może wręcz nawet tego nie chcę. Aktualnie staram się skupić na swoich własnych pomysłach biznesowych i na życiu prywatnym, które trochę zaniedbałem.

Razem z Sebastianem Chłodnickim pracujesz nad własną marką odzieżową „Balmora”. Ma być to sklep internetowy, którego otwarcie miało mieć miejsce we wrześniu, co najwyraźniej nie nastąpiło. Mógłbyś zdradzić dlaczego?

Razem z Sebastianem zaczęliśmy planować to przedsięwzięcie, zanim tak naprawdę dowiedzieliśmy się, co będzie nas czekać. Mówię oczywiście o papirologii i urzędach, których przecież nikt nie pogoni. Wrzesień… tak miało być. Tak chciałem, a już jest październik, więc wszystko się opóźnia, ale my nie tworzymy marki, która będzie miała nakład w setkach tysięcy sztuk. Chcemy sprzedawać w internecie naszą odzież, która od początku do końca robiona jest w Polsce. Mamy zamiar zacząć na mniejszą skalę, dlatego też nie przejmujemy się poślizgami czasowymi. Osobiście podchodzę do tego bardziej jak do pasji niż do sposobu na zarobek.

To ma być streetwear prawda?

Tak, marka streetwearowa skierowania głównie do mężczyzn. Z Sebastianem od dawna obserwowaliśmy rynek. Na zachodzie czy w Stanach takich sklepów, jaki my chcemy stworzyć, są dziesiątki. W Polsce jest ich znacznie mniej, co osobiście odczuwam, gdy robię zakupy. Na szczęście moda męska w Polsce ewoluuje. Chcemy, aby nasza marka była powiewem świeżości w naszym kraju.

Akrobatyka to twoja życiowa pasja, w której osiągałeś przeróżne sukcesy. Wraz ze swoim zespołem zdobyłeś nawet tytuł Wicemistrza Świata Show Dance. Nie żałujesz, że nie postawiłeś w życiu właśnie na akrobatykę?

Akrobatyka to sport niszowy. Dużo jest piłkarzy, siatkarzy, a akrobatów bardzo mało. Dużo w tej dziedzinie umiem i nie raz się zastanawiałem czy kiedyś w przyszłości nie pójść w tym kierunku. Nie postawić na występy czy pokazy. Do momentu Mistera Polski zawsze trenowałem z ekipą. Było nas pięciu, więc ciągle coś się działo. Teraz zostałem sam i nie czuję akrobatyki tak bardzo, jak kiedyś. Może w przyszłości zdecyduję się na nauczanie tej dyscypliny sportu.

Myślisz, że akrobatyka cię zahartowała pod względem uporu w dążeniu do celu?

Tak. Jestem jednak osobą „zero-jedynkową”. Mnie się albo chce coś robić, albo nie. Nie ma pomiędzy. Z natury jestem trochę leniwy, ale jeśli coś jest moją zajawką, czegoś chcę, to potrafię być mega uparty.

Twoje sprawy sercowe i prywatne owiane są tajemnicą. Wiele dziewcząt ciągle zastanawia się, czy ma u ciebie jakieś szanse. Mógłbyś zatem raz na zawsze rozwiać wszelkie wątpliwości i zdradzić, czy masz aktualnie dziewczynę?

Przyznam szczerze, że przez Warszawę życie prywatne totalnie zaniedbałem. Nie spotykałem się też za bardzo z dziewczynami. Później w pewnym momencie się zablokowałem i nie potrafiłem wejść w głębszą relację z kobietą. Nigdy też nie szukałem na siłę i nie chciałem wiązać się z kimś, kogo nie byłem do końca pewien. Dziś sytuacja wygląda trochę inaczej, bo jest u mojego boku piękna sercem kobieta. Nic więcej jednak nie zdradzę, bo chcę, żeby moje życie prywatne było moje, nie na pokaz…

Czy jeśli chodzi o ważne, życiowe decyzje radzisz się swojej mamy?

Moja mama jest dla mnie wielką inspiracją. Mama wychowała sama czwórkę dzieci. Zawsze była bardzo silna, dlatego też jest dla mnie bohaterką, co zresztą ciągle jej powtarzam. Mama zawsze była dla mnie kotwicą, sprowadzała mnie na ziemię. Jest to kobieta bardzo mądra, dlatego też proszę ją o radę w tematach bardziej odległych, ale jeśli chodzi o sprawy codzienne, to decyduję sam.

W pewnym wywiadzie dla Plejady powiedziałeś, że nauczyłeś się radzić sobie z krytyką, hejtem. Masz może jakąś radę dla innych osób, głównie nastolatków, borykających się z problemami podobnej natury?

Pamiętam, jak jakieś pięć, może sześć lat temu, znalazłem swoje zdjęcie na jakimś profilu facebookowym, który służył do oceny. Znajdowało się na nim wiele zdjęć innych osób, pod którymi było masę polubień i komentarzy. Pod moją fotografią również pojawiły się dobre opinie, ale zostały przyćmione przez masę hejtu, skierowanego w moją stronę głównie przez mężczyzn. Strasznie to przeżywałem. Nie wiedziałem, dlaczego ludzie tak o mnie piszą, skąd ten jad. Dzisiaj mnie to ani ziębi, ani grzeje. Forma ubioru, którą kiedyś lubiłem, sposób, w jaki się ubierałem, to było coś totalnie obcego dla osób w Rzeszowie. Dzisiaj to już jest normą, że ktoś ma węższe spodnie czy dłuższe włosy. Kiedyś to było totalnie niezrozumiałe, a co za tym idzie: chętnie hejtowane. To było moje pierwsze poważne spotkanie z nienawiścią w internecie. Kolejna fala uderzyła we mnie po wygraniu Mistera Polski. To wtedy tak naprawdę zmierzyłem się z tym na wielką skalę. Kiedyś miałem bardzo niskie poczucie własnej wartości. Mówiąc szczerze, przez te wszystkie artykuły i komentarze na różnych portalach internetowych, w pewnym momencie miałem ochotę cofnąć czas, aby nie wygrać konkursu. Jeśli chodzi o sposób na radzenie sobie z hejtem, to jest nim wychodzenie z własnej strefy komfortu, oraz podchodzenie do krytyki z przymrużeniem oka, obracanie jej w żart. Musimy wyjść do walki ze swoją słabością. Trzeba zaakceptować samego siebie i wtedy ma się szansę stać się wolnym człowiekiem, który robi, co chce. Obecnie nie mam problemu, z tym że komuś nie pasuje to, co robię. Nie każdy musi się przecież ze mną zgadzać. Nie każdy musi mnie lubić.

Jaka według ciebie jest recepta na to, aby w świecie show-biznesu nie zgubić samego siebie, nie stać się egoistą?

Uważam, że wszystko zależy od tego, jakimi ludźmi byliśmy przed „zyskaniem popularności”. Jeżeli ktoś ma w sobie uśpioną cechę, która jest zła, to w show-biznesie bardzo łatwo może ją obudzić. Show-biznes raczej nie może wykształcić w nas negatywnych cech, a jedynie wyciągnąć je na powierzchnię, ukazać światu. Jestem zdania, że moja mama wychowała mnie tak, że nie zmieniłem się jako osoba. Ona sama bała się, co się ze mną stanie, gdy wkroczę w medialny świat. Obawiała się, że stanę się właśnie takim egoistą, dupkiem, cwaniakiem… Uważam jednak, że mam na tyle silny kręgosłup moralny, że to się nigdy nie wydarzy.

Jesteś wspaniałym przykładem na to, że warto mieć marzenia i walczyć o ich spełnienie. Pochodzisz z okolic, w których wielu młodych ludzi marzy, ale tylko nieliczni z nich są w stanie coś z tym zrobić. Głównymi powodami takiego zachowania są strach oraz nieśmiałość. Masz może jakiś przepis na pokonanie własnych ograniczeń oraz wspomnianej wcześniej nieśmiałości?

Zawsze byłem nieśmiały, z czym walczyłem. Zawsze pracowałem, aby otwierać się na ludzi i od samego początku mierzyłem dość wysoko. Chciałem zrobić w życiu coś ciekawego. Może nie było to związane z tytułem Mistera tylko akrobatyką. Tytuł najprzystojniejszego mężczyzny w Polsce pchnął mnie dalej, otworzył przede mną nowe możliwości. Spełnianie się w swoich pasjach od zawsze było dla mnie ważne, dlatego też uważam, że gdy ktoś wkłada całe serce w to, co robi, to żadna nieśmiałość mu nie przeszkodzi. Uważam, że jeżeli nie będziemy walczyć z nieśmiałością, to nic nam się w życiu nie uda. Kiedyś wstydziłem się spotkań z ludźmi, których nie znałem, bałem się wyjść na scenę z mikrofonem. To mnie paraliżowało. Dzisiaj wiem, że gdybym nie wyszedł ze swojej strefy komfortu, dalej „ukrywałbym się” przed światem. Dobrymi sposobami na zwalczanie nieśmiałości są przemówienia publiczne, spotkania z nowymi osobami, wyjścia z przyjaciółmi. Moją radą dla osób, które pragną spełniać swoje marzenia, jest to, aby nie bały się płynąć z nurtem. Uważam, że wiele rzeczy, które wydarzyło się w moim życiu, było totalnym zbiegiem okoliczności. Poddaje się wszystkiemu, co los przyniesie i nie walczę z niczym.

Julia Cackowska