Archiwum

…I wyjechać w Bieszczady

Magia. Czym tak naprawdę jest? Miłośnicy fantasy powiedzą, że to niezwykła moc, którą posługują się wielcy magowie, czy fantastyczne stworzenia, takie jak wróżki czy gobliny. W literaturze pełni różne role, od prostych, codziennych czynności, po walkę o wspaniałe artefakty. Inni powiedzą, że istnieje nie tylko w książkach czy filmach. Powiedzą, że jest prawdziwa. Że niektórzy potrafią jej używać. A co ze mną? Czym jest dla mnie?

Dla mnie magią są warsztaty dziennikarskie w Bieszczadach. Wokół jesienne kolory. Pomarańczowe i czerwone liście, ostatki zieleni. Klimatyczny pensjonat głęboko w Bieszczadach. W okolicy przepiękne, rozległe połoniny. Szczyty, pośród których mieszkaliśmy, choć niewysokie, sprawiały ogromne wrażenie. Dookoła góry, piękne widoki, wspaniałe budynki nawiązujące do tradycyjnej zabudowy, w powietrzu snujący się dym, krople deszczu na bluszczu. Magia.

Warsztaty. Niektórzy podchodzili do wyjazdu jak do zwykłej wycieczki. U mnie chodziło głównie o warsztaty, chęć nauczenia się czegoś. A uczyli nas wspaniali ludzie. Tak różni od siebie, ale równie interesujący. Ich inteligencja, obycie w świecie i kunszt dziennikarski stały na niebywale wysokim poziomie. Byłem oczarowany słowami, które do nas kierowali. Z Wojtkiem Zawiołą przeprowadziliśmy bogatą dyskusję o ogólnym dziennikarstwie, kim jest dziennikarz i na czym polega jego rzetelność. Nie ominęliśmy też tematów okołosportowych, co mnie akurat bardzo ucieszyło. Drugiego dnia, podzieleni na dwie grupy, posłuchaliśmy opowieści małżeństwa Bohatkiewiczów oraz ekipy z Onet.pl. Dariusz Bohatkiewicz z żoną, Kasią, opowiedział nam wiele ekscytujących historii, o wojnach, podczas których pełnił rolę korespondenta. Jego głos, sposób mówienia i budowania wypowiedzi sprawiały, że mógłbym go słuchać godzinami. Kasia jest przykładem idealnej żony, ale i bardzo inteligentnej kobiety. Między nimi widać było silną więź, nie była zazdrosna o męża mimo licznych wyjazdów, czy spotkań z wieloma ludźmi. W sytuacjach kryzysowych, jak wtedy, gdy zatrzymali ekipę TVP w Gruzji, nie panikowała, nie załamywała się. Z zimną krwią brała udział w „akcji ratunkowej”. Jest także świetną dziennikarką śledczą, pracuje w programie „Uwaga”, w stacji TVN i trochę nam o tym opowiedziała. Później przyszedł czas na spotkanie z dziennikarzami z portalu Onet.pl: Januszem Schwertnerem, Danielem Olczykowskim i Kamilem „Dziubsonem” Dziubką. Niesamowicie energiczni, świetni dziennikarze i po prostu dobrzy ludzie. Na zajęciach przekazali nam sporo wiedzy o funkcjonowaniu redakcji, redagowaniu tekstów, tytułowaniu. Choć są dużo młodsi od Darka, mieli wiele ciekawych doświadczeń związanych z dziennikarstwem, którymi z chęcią się dzielili. Wszystko działo się w przyjemnej atmosferze, przyjacielskich wręcz relacjach na linii dziennikarze – my. Kwintesencją były wieczorne spotkania, w piątek – przy ognisku, a w sobotę w salonie, w którym odbywały się warsztaty. To niesamowite przeżycie móc porozmawiać z tak ciekawymi ludźmi. Dyskusja z Wojtkiem Zawiołą zajęła nam prawie godzinę. O czym? Oczywiście o piłce nożnej. On (nadal) jest dziennikarzem sportowym, a ja i Adrian kiedyś chcemy nimi być. Łatwo było nam znaleźć wspólny język. Przyłączyłem się też do grupy, która z uwagą słuchała anegdot  Janusza Schwertnera na temat swojego imienia. Drugiego dnia bardzo długo, bo do późnej nocy przy akompaniamencie gitar, śpiewaliśmy klasyki polskiej muzyki, na czele z utworami zespołu Myslovitz. Jeden z dziennikarzy Onetu – Dziubson pochodzi właśnie z Mysłowic, a Artur Rojek uczył go przez rok WF-u w szkole. Niedzielny powrót zaplanowany był na godziny „obiadowe”. Jednak ciężko było rozstać nam się z ekipą z Onetu. Wydaje się, że z wzajemnością. Pomogli nam nawet popchnąć zakopany w błocie autobus. Czasu nie zabrakło również na wspólne zdjęcia. Gdy wyjeżdżaliśmy, długo jeszcze stali i machali nam. O tej wielkiej sympatii świadczy również wpis na „facebook’owej” stronie Onetu, ale i posty na ich prywatnych profilach.

Jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwości co do tego, czy magia istnieje, niech odwiedzi to miejsce. Ja sam jestem naprawdę oczarowany. Nie sposób tak łatwo pozbyć się emocji pozostałych po tym przeżyciu. Dzięki temu mam ochotę rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady… raz jeszcze. 

 

Mati