Archiwum

Amerykański, cuchnący sen

Do Stanów Zjednoczonych przeprowadziłem się w październiku ubiegłego roku. Czasem myślałem, że w końcu coś napiszę, ale nie do końca czułem się na to gotowy. Nie byłem gotowy na jakikolwiek osąd, z resztą nadal nie czuję się do tego upoważniony.

Bardzo ciężko generalizować kraj wolnej ekspresji, gdzie każdy wyraża siebie jak tylko chce. Na przerwach zdarza się mijać osoby w kapciach, piżamach, krótkich spodenkach w zimie, złotych pół kilowych łańcuchach, w samych skarpetkach, no i też w świecących butach, które, jak sam pamiętam dostałem w paczce z Ameryki gdy miałem 7 lat. Zostawiałem je wtedy na niedziele i zawsze siadałem poza ławką, żeby być bardziej widocznym. Później raz na jakiś czas klasnąłem butem o buta, żeby się kolorowo migał. Kraj różności, wielu kultur, kolorów skóry, języków. Jednak jest coś, co przestali już tworzyć imigranci, jest to coś, co zostało stworzone już jakiś czas temu i przyjeżdżając tu, to ty musisz się temu pokłonić, przystosować się do tego. Gdy myślimy o Ameryce najczęściej do głowy przychodzą obrazy jak fastfood, Statua Wolności, dolary. No właśnie dolary. Tym czymś, przed czym musisz się ugiąć jest dolar.

Sam czasem żartuje, że Statua Wolności stała się zielona, żeby być bardziej podobna do dolara (stała się, bo na początku była brązowa).

Pamiętam jak w Philadelphi na lotnisku spotkałem wysoko wykształconego Anglika w podeszłym wieku. Leciał on w odwiedziny do matki mieszkającej w Helsinkach. W czasie luźnej rozmowy zapytał mnie, czy ludzie w Polsce są tak samo uzależnieni od pieniędzy. Odpowiedziałem, że raczej tak, chociaż nie do końca wiedziałem o co mu chodzi. Wtedy jeszcze nie rozumiałem tej istotnej różnicy. Mnóstwo osób korzysta tutaj z psychiatry, bo można tu łatwo zwariować. Leczy się wszelkie uzależnienia – kofeinowe, narkotykowe, nikotynowe, alkoholowe i wszelkie inne, o których istnieniu nawet nie słyszałem. Jednak jest bardzo mało osób, które leczą swoje uzależnienie od pracy, od dolara. Pieniądze tutaj to najtańszy i najłatwiej dostępny narkotyk.

Gdy zaczynałem pracę w restauracji musiałem pełnić rolę tak zwanego bussera (przygotowuje on stół, czyści po kliencie, podaje dania). Normalka, jak każda drabinka w biznesie – zaczynałem od dołu.Pracowałem z 16-letnim Amerykaninem Anthonim i  50-letnim Gwatamelczykiem o imieniu Byron.

Byron codziennie wstaje o 5 rano, je śniadanie, wsiada do swojego dość skromnego, zniszczonego auta i jedzie do pracy. Do swojej pierwszej pracy. Pracuje w fabryce stali. Pracuje tam tyle, ile dadzą mu nadgodzin, najczęściej do 5 po południu, bo musi zdążyć do swojej drugiej pracy, właśnie do restauracji. Tam pracuje ze mną do jedenastej, czasem dwunastej i fajrant. Może jechać do domu by wyspać się do pracy. Byron wolne ma we wtorki, tylko. Wtedy ma tylko jedną pracę, od 12 do około 12 w nocy na zmywaku.

Czasem gdy odwozi mnie do domu pytam, czemu nie chciałby zostać kelnerem. To przecież wygodniejsza praca, a on lubi rozmowę z klientem. Zawsze odpowiada to samo, oh tak kelner zarabia prawdziwe pieniądze, dobre pieniądze. I mógłbym tak pytać milion razy, odpowiedź zawsze jest taka sama i nic więcej z niej nie wynika.

Prawie zawsze, gdy przychodzę do restauracji, chwali mi się o której musiał się obudzić, żeby robić pieniądze. Jego motto jest takie, że prawdziwy mężczyzna musi robić prawdziwe pieniądze. Anthony za to, jest przeciętnym nastolatkiem, którego wcześniejszą pracą był McDonald. Pamiętam jak posmutniał, gdy powiedziałem, że raczej nie dostanie tutaj więcej niż 15 godzin tygodniowo. Przyzwyczajony był do około 35. Poradził sobie z tym jak każdy, po prostu znalazł drugą pracę. Zaryzykuję, że może co 5. nastolatek nie ma pracy.

Bardzo mocno można odczuć, że Bóg przegrywa tutaj rywalizację z dolarem. Zielony nie zajmuje miejsca Boga, a staje się nim.

W szkole często pokazuje się swój status materialny, swoje dolary przez ciuchy. Jordany za 700 dolarów, podrobiona biżuteria od Vuitton, czy już popularne „fake Gucci belt”. Da się zauważyć, że osoby, które wydają na to pieniądze (swoje, zarobione w pracy) często nie pochodzą z dobrego domu, są przeciętni albo nawet i ubodzy. Średnio co dwa tygodnie, tydzień (dzień wypłaty) dostaje na Snapchacie zdjęcie zielonych, w ręce, na stole, czy na wydruku. Sam jakiś czas temu dałem się tym zarazić, na szczęście szybko się opamiętałem, tak myślę.

Wyższe wartości gniją pod ciężarem pieniądza, jednak dla wielu pieniądze śmierdzą zbyt ładnie, by dopuścić do siebie odór zgnilizny.Wszelki egzystencjalizm zamienił się juz dawno tu w materializm. Pytanie mieć czy być, stało się już banałem. A do tego coś tu śmierdzi, jakby się zepsuło.