Archiwum

„Klątwa”, którą sami sobie zgotowaliśmy

Pewien reżyser często powtarzał, że teatr jest ważniejszy od kina, bo między aktorem a widzem nie ma bariery w postaci ekranu. Dodawał, że jest on jednocześnie elitarny, bo pozwala widzowi obcować z żywym człowiekiem, jego zmęczeniem i emocjami. W Słowniku Języka Polskiego słowo bariera oznacza «rzecz, która utrudnia powstanie jakiegoś zjawiska lub sytuacji». Szkoda, że widz w polskiej rzeczywistości zamiast korzystać z braku barier, które dramaturgia dla niego zniosła, zachowuje się podle. Nie przychodzi na spektakl jednocześnie opowiadając, co mu się w nim nie podobało.

Jestem aktorem. I jako aktor, który gra w teatrze czystej formy uważam, że gdyby Olivier Flrjić chciał zrobić coś tylko dla wzbudzenia skandalu, to napisałby do brukowca, a nie wychodził ze sztuką na scenę. Leżący w naszej naturze „tak mi się wydaizm” nakazuje nam jednak wyciągać pochopne wnioski zawsze i gdzie tylko się da. Albo (co gorsza) zamiast wejść do teatru – stanąć pod nim z transparentem. Pod Teatrem Powszechnym jak grzyby po deszczu wyrośli eksperci, których ostatnim zobaczonym przedstawieniem były najprawdopodobniej szkolne jasełka w liceum. Nie powiedzą nic o fabule dramatu „Klątwa”, za to każdy z nich wspomni, że papież został powieszony na szubienicy.

Sztuka jest przestrzenią, która nie powinna iść w parze z przysłowiem „lepiej uczyć się na cudzych błędach”. Chociaż rzeczą ważną jest słuchanie mądrzejszych, którzy mówią nam „nie wkładaj ręki w ogień”, to w kwestii teatru – szczególnie gdy jest to naszpikowany symbolami teatr absurdu, wielowątkowy i z poszarpaną fabułą – bazowanie na opiniach innych jest czystą głupotą.

Jestem odbiorcą. I jako odbiorca wymagam, by traktowano mnie poważnie. Zasypujecie mnie trzema wyjętymi z kontekstu obrazami: karabinami skręconymi z krzyży, papieżem powieszonym na szubienicy, trzema kobietami przyznającymi się do aborcji. Wywlekacie z całości spektaklu te trzy figury, formy, symbole, które – jeżeli chodzi o teatr formy – nie mogą funkcjonować samodzielnie, bo nie mają wtedy sensu. Z 80 minut, którym aktorzy poświęcają wiele miesięcy prób, przywłaszczacie sobie na własność minut 5. Lepiej dla was wszystkich, żebyście zamilkli na wieki.

Najgorsi faryzeusze robili tak, jak wy robicie dzisiaj. Oni podchodzili do Jezusa i mówili: Nauczycielu, w piśmie tak jest napisane, a po przecinku znajdowała się kolejna część zdania, która nadawała całości zupełnie innego sensu. Wy podchodzicie pod teatr i powtarzacie mantrę: krzyże – karabiny, papież – szubienica nie widząc kontekstu całości. Fortepian bez kilkunastu klawiszy nigdy nie będzie grał składnej melodii, a jak na takim fortepianie zaczniecie wygrywać Bethovena, to z klasyka powstanie potworny bełkot i fałsz. Dlatego poszerzcie czasami swoje horyzonty. Zróbcie krok do przodu. Wyjdźcie za pierwszy przecinek.

I co, da się?