Archiwum

Wesołego Nowego Sącza

Była to grudniowa gruczołowo-neutralna noc, rok 2013. W ręku trzymałem moje ostatnie sushi – ostatni smak cywilizacji na te faszystoffskie dni. Wyjeżdżałem właśnie z mojego Europejsko-neutralnego azylu w Warszawie. Chronił on moją humanoidalną i antypatriarchalną duszę wolną od indoktrynacji mentalno-podkarpackiej i katofashyzmu. Postępowała ona równolegle z niezadowoleniem nowopowstających (czyli przechodzących na PiS) Januszy i Grażyn w państwie środkowo Europejskim. Dla mnie zaczynał się okres ambiwalentności, z jednej strony znowu święta z moją zacofaną do epoki kamienia łupanego rodziną, która już dawno uznała Kaczafiego za pół-Boga, nawet na znak szacunku do jego niskiej-wysokości kupili sobie kotkę! Z drugiej zaś okazja do przywiezienia nowej porcji słoików w neutralno-genderowej ekotorbie. Pozwala mi to uniknąć chodzenia z pustym kubkiem ze Starbusia dla fejmu, a da możliwości na zamówienie jakiejś rozpuszczalnej. Ze szczęściem na zamówienie jednej, lub dwóch Latte z mlekiem sojowym, oczywiście ze Starbusia.
Okres, który przepełniał moją humanistyczną wrażliwość był tak prosty do wyczucia jak budowa żartów w moim ulubionym para-europejskim programie „Szkło kontaktowe” Wszystko, dzięki faszystoffskim reklamom coca-coli, które pojawiają się miesiąc przed tymi „świętami” i dyskryminują osobę Św. Mikołaja pokazując go jako osobę tylko otyłą.

-Bo co, bo szczupli to już są gorsi, tak?! – Poprawnie politycznie i tolerancyjnie wzdrygnąłem się w myślach.

Czas przed Bożym narodzeniem można śmiało rozpoznać, po neokatofashystoffskiej propagandzie sianej w mediach i gdy dyskurs publiczny oscyluje niemal wyłącznie wokół zagadnień powiązanych z przeżywaniem tego okresu według jedynych dopuszczalnych przez polski katotaliban wzorców kulturowych. W tym czasie wykluczane są osoby myślące inaczej, humanistycznie, europejsko, prawidłowo i nowocześnie. Sama nazwa wskazuje, że święta należą się tylko mentalnemu podkarpaciu. A nie dla tych, którzy próbują się wyrwać spod podkarpackich paradygmatów.
Na całe szczęście jadąc wymyśliłem, że dla tak wykształconego człowieka jak ja, święta to zła nazwa, bardziej neutralna światopoglądowa nazwa to Winter Holidejs, które już na zachodzie są, lub Humanistyczna przerwa kulturowa. A wszyscy, którzy nie zgadzają się z tą nazwą, są z nich wykluczeni. Tego wymaga postępowa tolerancja. Mijałem kolejne miejscowości, aż w końcu dobiłem do punktu, z jakiego cywilizacja się zaczyna kończyć. Wyjechaliśmy na wschód od Krakowa, a wiadomo, to co na wschód od Krakowa, to już podkarpacie. W Winter Holidejs najgorsze jest to, że nie wiem co myśleć, bo ani wyborcza ani Newsweek nie wychodzą. Siedzenie obok usiadł Janusz z mentalnym wąsem. Wyciągając kanapkę z jajkiem zaczął nucić „Jarek malusieńki” Na całe szczęście miałem przy sobie mój mini-podręcznik oprawiony w ekoskórę, w którym widniały zasady przeżywania świąt.

*Nie rozmawiaj o polityce, pytany o cokolwiek odpowiadaj ” Wszyscy wiedzą, że Kaczyński to wariat i chce podpalić Polskę”
*Kiedy inni śpiewają kolędy, ty włącz na Iphonie jakiś hipsterski zespół
*Opłatek przyjmuj tylko bezglutenowy i bez aspartamu.


Tak zdeterminowany do szerzenia nowoczesności, rozmarzając o obaleniu PiS’u zapadłem w sen. W śnie była noc. Przedzierałem się przez najpotworniejsze kaczystowskie dzielnice. Wybiła 13 00, wszystkie mohery wyszły z popołudniowej mszy, a ja niczego nie świadomy przeczesywałem śmietniki umieszczone obok modnych korpo. Natknąłem się na kaczafistoffskie komanda śmierci. Iphone stracił zasięg. Nagle usłyszałem chóralne śpiewy nienawiści, później okrzyki bojowe „Ja-ro-sław,Ja-ro-sław” Z ciemności wyłoniła się władczo-niska sylwetka, która wywołała u mnie nienawiść na tle rasowym i seksualnym. Kaczafi nie dosięgnął mnie swoim wzrokiem, byłem bezpieczny. Tylko wzniósł modły do patriarchalizmu i kapitalizmu, śmiejąc się ksenofobicznie. Uciekałem, uciekałem do najbliższego Starbusia na piwo ze sprajtem, za mną było Podkarpacie. Przede mną – Europa.

Obudziłem się przed przystankiem. Wsiadłem do passata na gaz mojego ojca, który zapewne podkreślając swoją pozycję, nigdy nie pozwolił wsiąść Grażynie za kółkiem.

W domu oglądaliśmy rodzinnie wystąpienie dyrektora czercza, ja zawiedziony, bo liczyłem, że nowym redaktorem naczelnym w czerczu zostanie jakiś młody, lewicowy intelektualista, jak pan Tomasz o nazwisku Zwierzęco-osobowym.
Po tym wycieńczającym dniu Winter Holidejs obalania PiS’u, czas na odżywczy sen.
-Dobranoc, miłych snów Antek – powiedziała Grażyna
-Mamooo, mówiłem ci tysiąc razy, żebyś nazywała mnie Collin! I proszę nie życz mi miłych snów, jeśli mogę tego nie chcieć, to faszyzm! Jak chcesz się pożegnać zrób to tak jak u nas w korpo, przybij mi metroseksualną piątkę.
Mama odeszła przewracając oczami, a ja kładąc się na łóżko, odetchnąłem z ulgą, ponieważ spodziewałem się wywieszonych plakatów z Macierewiczem.
Nawet nie zdążyłem ubrać mojej ekoopaski na oczy, a już zapadłem w sen…
Znów byłem sam, dookoła ciemność, z dala słyszałem tylko wycie „Ja-ro-sław, Ja-ro-sław” Kaczafi wyciągnął trumny i rozpoczął grę, z trumny na sznurkach, niczym mistrz przedstawienia wyciągnął ducha nacjonalizmu, a teren wokół zmienił się w prowokującą kostkę brukową. W prawej ręcę dzierżył on narty, a podkoszulkę z napisem Lewandowski, którą dostrzegłem przez kolczugę husarii wiedeńskiej. Był on wielki, na głowie nosił czapkę krakusa, śmierdział smalcem i kiełbasą śląską, miał także wąsy. Zakrywały one jego usta, które nigdy nie wyrzekły słowa „tolerancja” -„CZEGO CHCOSZ PEDALE TY JEDEN, ZARAZ CIE ZJYM” – warknął z podkarpackim akcentem. Cofnąłem się, przewracając ze strachu, gubiąc moje rajbany i dając dyla, moimi air maxami za 5 stów. Kaczafi grał na trumnie, niczym szczurołap na flecie, a za nim komanda moherów wygłodniałych i uzbrojonych w pałki teleskopowe – Pewnie są kilka dni przed emeryturą- pomyślałem w przerażeniu, jednocześnie modląc się, tfu! Nie modląc się, bo to czerczing, prosząc wszechmogącą Unie Europejsko o jakiś dekret, który mi pomoże wyjść z opresji.
Następnego dnia obudził mnie krzyk matki wołającej -KOLAN DO KOŚCIOŁA CHOĆ, ALE MARSZ” Ta waginopozytywna osoba narzucała mi swoje katofaszystowskie instrukcje, no nic słoiki nie prawem, a towarem, tak mówiąc poszedłem do tego czercza, okazję do ucieczki już miałem na kazaniu, ale wiedziałem, że to bezsensowne. I tak mnie z niego odpytają. Po kazaniu nawołującym do zaprzestania używania prezerwatyw zwątpiłem, że ten mały ośrodek, może stać się Europą, jednak prawdziwe wątpliwości dała mi moja mama

-Mamoosobo gdzie jedziesz?
-Jadę do centrum handlowego synku
-Na prawdę w niedziele? Po co? Na zakupy?! -Zapytałem z nadzieją w głosie
-Przekuwać szpileczką prezerwatywy, chyba słyszałeś co ksiądz mówił?
Po tym dialogu odreagowywałem szukając na necie najbliższego baru z sushi.
Wieczorem spokojnie czytając książkę której nie rozumiałem (Oznaczało to bowiem, że jest mądra) udając siorbanie sojowej frappe-latte ze Starbusia tato zaprosił mnie na wspólne oglądanie Rancza.
-Choć synu, obejrzymy razem telewizję!!! Ty pewnie w tym dużym mieście nie oglądasz porządnych polskich seriali.
-Tato ale ja czytam
– Pewnie znowu jakieś pedalstwo, jak te wasze piwa ze sprajtem czy jak mu no- odparł
-Tata no wyborczą czytam, musze wiedzieć co myśleć
-DUPA NIE WYBORCZA! Nie pierdol mi tu synek, bo wałówy nie będzie.
Usiadłem pokornie, obserwując tego dodatnie fallusowatego płodzącego osobnika, który zabronił mi na siebie mówi ojcoosoba, tylko chciał tata.
A ranczo – jak wiadomo – oswaja nas do Watykańskiej okupacji, bo w Ranczu rządzi ksiądz. Ten serial wyrabia w widzach przekonanie, że ksiądz proboszcz to taki sympatyczny dobrodziej. Cała wieś gna co niedzielę do kościoła. Utrwala się więc w świadomości społecznej związek pomiędzy byciem katolikiem- a obywatelem.
Nie istnieją tam niekatolicy, serial zupełnie ignoruje zjawiska wzbogaceń kulturalnych i religijnych, jak pozytywni islamscy imigranci. Pomija problem ich dyskryminacji dyskryminując ich! Obrzydliwa PiS’owska propaganda, na którą ja na szczęście nie dałem się złapać. Ranczo jako element spisku pisowsko – watykańskiego, kto by pomyślał!

Jednak gdzieś tam w głębi liczyłem, że księża zrzucą sutanny i zaczną pisywać felietony do wyborczej, proboszczem zostanie ksiądz Lemański, a Amerykanka Lucy okaże się tak naprawdę lesbijką. Rozmarzony usiadłem obok osobnika płodzącego, fallusopozytywnego i oglądaliśmy. Podchodziłem z wielkim dystansem do obrazu wsi, ale już jestem wyczulony na wszelkie oszustwa. Chociażby na ostatnie, gdy media internetowe (bo telewizja to podkarpacie) podały, że na marsie odnaleziono wodę!
Ha, to przynajmniej już wiem, gdzie podziała się woda, która miała iść za fejsbukowe lajki do Afryki, założę się, że gdyby nie PiS to by się udało, nie tylko tymi lajkami napoić dzieci w Afryce, a również je nakarmić. I każdemu z osobna załatwić parę rejbanów.
Po odcinku Rancza, fallusopozytywny osobnik jak miał w zwyczaju, kazał mi oglądać mecz piłkarki, który aż przesiąka faszyzmem, jest podział na lepszych i gorszych, nacje a do tego wszędzie strzelają!

-Wierzę, że kiedyś ten sport się spacyfikuje… pomyślałem – CHURCH ALERT, podkarpacie tak weszło mi już w umysł, że używam słów zakazanych, powinno być „Liczę…” To też nie to, przecież jestem na humanie, czyli mam dyskalkulie, ” – Gdzie jest Palikot z jaskrawym gumowym fallusem na czole, kiedy go potrzebuje do samodzielnego myślenia – zakończyłem.
Jednak zgodziłem się, bo dzisiaj wybrałem sobie gender, który sprzyja meczom, a konkretnie czułem/łam jakąś dziwną przyjemność w momencie, gdy piłkarze zamieniali się koszulkami, albo gdy w euforycznym geście Neybamr zdejmował górne partie stroju, ale do głosu później doszła homofobia i od jakiegoś czasu po zdjęciu koszulki dostaje się żółtą kartkę, co jest dyskryminacją, powinna mieć kolor tęczowy, za taki przyjazny gest!
Mało tego, nad wszystkim piecze trzyma sędzia, który jest ubrany na czarno, a kto wie, czy nie jest to ksiądz?! A w dodatku ta ksenofobia, którą ten sport ocieka.

-Dlaczego niby w Polskiej reprezentacji nie może grać Kanadyjczyk? -pomyślałem oburzony
Myślałem cały mecz, aż usłyszałem ostatni gwizdek i przeklinanie fallusopozytywnego osoboojca, był to dzień przed wigilią, a więc dla moich pozytywnie fallsuwatych i pozytywnie waginalnych rodzicieli z gatunku płodzących, dzień bardzo ważny.

W nocy kolejny raz śniły mi się koszmary, widziałem znowu niską sylwetkę Kaczafiego, który unosił się na swoim ciągle rosnącym poparciu, powiesił on swoich widmowych agentów bezpieki na lampie i zaryczał głośno. Można było usłyszeć z dala skandowanie emerytek „PiS da nam wolność! PiS da nam wolność!” On tylko agresywnie milcząc, spojrzał wokół. Uniósł ręce ku górze i ryknął „Smoleńsk kurwa!” Z drzew opadły liście. Zwierzęta zastygły w bezruchu. Cały wszechświat umilkł, a razem z nim ja także. Po fali szoku, zrozumiałem, że zostało mi tylko wypowiedzieć slogan ostateczności ” Unio, wspólna waluto, trzecia generacjo praw człowieka, strefo Schengen, prawo do aborcji, miejcie nas w opiece!!!”
Po tych słowach obudziłem się, zdjąłem moją ekoopaske i rozprostowałem moje kończyny i powiedziałem przeciągając się, ze świadomością, że to był sen.
„Dziękuje Panie premierze za wolność”
Resztę dnia pomagałem waginopozytywnej osobie w przygotowaniach do obchodzenia tego kato-faszystowskiego święta, robiąc przy okazji parę selfie.

Jednak przy wigilijnym stole, gdy waginpozotywna osoba spytała się co kupiłem, zaskoczyłem pozytywnie wszystkich.

-To niespodzianka mamo – odparłem               

Pod osobo-drzewem stały prezenty, w tym te, które ja przygotowałem, zawinięte estetycznie w ekopapier w neutralne i geometryczne kształty.

Rozpakowaliśmy przed wigilią prezenty, ponieważ nalegałem, fallusopozytwna i waginopozytywna osoba płodząca bardzo zdziwiła się widząc mój prezent

-Co to synu jest?

-Kubek ze starbusia, będziecie mogli się lansować

-Grażyna weź w to barszcz wlej z uszkami, zobaczymy czy działa

Nie miałem już siły ich powstrzymywać, tylko usiadłem z pokorą, spróbowałem wszystkiego, w tym mięsa ze świnioosoby, kurczakoosby i jeszcze zjadłem trochę karpioosoby.

Zadowolony ze słoikami odjechałem, wsiadłem do pociągu i natychmiast pogrążyłem się w sen…
Biegłem bardzo szybko, prawie podarły mi się moje nowe rurki w kroku. Szlochałem, dalej uciekałem przez terro-kaczyzmem. Unio Europejska, jeśli z tego wyjdziemy, zrobię wszystko aby odsunąć PiS od władzy. Nigdy już nie zwątpię w mądrość Twoich regulacji, zrobię tyle śmiesznych memów z Kaczafim, ile tylko pomieszczą internety. Biegłem tak, obiecując Unii i rozmyślając jak bardzo chcę być bezpieczny.

Jestem gejem i głosowałem na Platformę, krzyknąłem do podkarpackich indywiduów, a mój głos był tak wielki, jak elektorat wielkomiejski. Mohery, duch polskiego nacjonalizmu i kuce z polibudy zatrzymali się, by zaraz znowu rzucić się w pogoń z okrzykami „Ja-ro-sław, Ja-ro-sław” Dobiegłem wreszcie do Starbunia, usiadłem przy stoliku, gdzie natychmiast otoczyli mnie moi frendzi. Ktoś wcisnął mi w dłoń sojowe latte, odżyłem po łyku napoju definiującego bycie kuul, zerknąłem przez okno i mając ciągle w myślach obietnice złożoną Unii patrzyłem, jak mohery rozpływają się w cieniu.
Gdy obudziłem się była akurat Warszawa, podziękowałem Unii za pomoc w przetrwaniu Winterowych holidejsów i wróciłem spokojnie do mojego korpo, trzymając jak zwykle pusty kubek ze Starbusia.

Młody Inteligentny