Archiwum

Dni gier

Znasz to uczucie? Słuchawki ocierające się o skronie. Ułożenie dłoni na znajomych klawiszach. Lekkość z jaką myszka przesuwa się po podkładce. Ekran ładowania znika, na rzecz znajomego głosu, witającego cię na arenie. Jesteś w grze. Teraz tylko ty albo oni. Z tarczą bądź na tarczy. Czujesz przypływ adrenaliny, nie mając już wątpliwości. Mecz się rozpoczął.

Wielu z uczestników tegorocznych Dni Gier doskonale wie o czym mówię, ale po kolei. Owe Dni Gier, organizowane po raz czwarty przez PWSTE, jak co roku przyciągnęły masę młodzieży z całego powiatu. Jeśli wcześniej nie było ci dane usłyszeć nic o tej imprezie, da się ją opisać jednym zdaniem: Od graczy dla graczy.
Całość rozpoczęła się 7 kwietnia i zgodnie z tradycją, była podzielona na seminarium o grach i trwające dwa dni zawody.

Welcome Stranger!

Na seminarium o grach w tym roku niestety się zawiodłem. Prelekcje prowadzone były należycie i… To chyba tyle z pozytywów. Prowadzona przez Marka Adamczyka prezentacja, porównująca tworzenie gry niezależnej z procesem powstawania tytułu w większej firmie, czy wpływ współczesnych technologii na gry była nader ciekawa. Do tego pochwalenie się autorską grą o tytule TILOTSOJ (The Immortal Life of the Son of Jay), była ciekawym urozmaiceniem.

Następnym punktem była prowadzona przez inż. Macieja Zubrzyckiego prelekcja opisująca test Bartla. Na skutek owego testu można wyróżnić cztery rodzaje graczy, a są to: Zabójcy, Zdobywcy, Odkrywcy i Społeczniowcy. Często nawiązywał do gry Dark Souls, co mnie jako fana serii, nad wyraz zainteresowało. Po zakończeniu wątku związanego z owymi grupami, głównym tematem stało się inne spojrzenie na gry. Prelegent posłużył się między innymi przykładami wykorzystania gier do nauki czy e-sportu. Nawet miło się tego słuchało, choć osobiście zaczynałem już przysypiać.

Trzeci w kolejce był Krystyn Mazur z prezentacją o nazwie „Od zera do Mario kodera”. Opowiedział on o swojej przygodzie z programowaniem własnej (i niezwykle przy tym zabugowanej) wersji Super Mario Bros. Opisał grę (bo przecież żaden z graczy nie wie co to Mario…) oraz proces tworzenia i jeśli mam być szczery… To była najnudniejsza część seminarium. Skoro ziewałem jako gracz, to obstawiam że osoba nie związana z tematem smacznie by spała. Jej sen trwał by jednak do czasu… Wszystko zmieniło się, gdy student w końcu włączył swoje dzieło. Dzięki błędom, które wręcz wylewały się z gry, prezentacja stała się niezwykle zabawnym widowiskiem. Z każdą śmiercią głównego bohatera, całą aulę wypełniały brawa i entuzjastyczne okrzyki graczy. Ludzie na prawdę się ożywili. Szkoda tylko że powód ku temu pojawił się dopiero pod koniec części seminaryjnej.

Do tego wszystkiego brakowało mi jednej rzeczy. We wcześniejszych latach, uczelni udawało się ściągnąć pracowników firm, które profesjonalnie zajmują się produkcją gier. Fachowców, naprawdę obeznanych w temacie. Doceniam że studenci starali się w tym roku jak mogli, ale to jednak nie to samo co przedstawiciel studia. Mam nadzieję że w przyszłym roku będzie lepiej.

It’s time to duel!

Pora na drugą część programu, dla której w zasadzie przybyła większość graczy. Zawody! Jak zapewne łatwo się domyśleć, największą liczbą zawodników cieszyły się zmagania w League of Legends, które trwały łącznie od czwartku do piątkowego wieczoru.  Jak co roku, aula w której były streamowane mecze przepełniona była ludźmi, okrzykami i entuzjazmem. Rozgrywka była na wysokim poziome, zwłaszcza w finałowych meczach zaś humor publiczności oraz komentatora, zdał egzamin. Oto wyniki:
Miejsce pierwsze zajęła drużyna „Pakuj Amarene”. Następne pozycje na podium, należały kolejno do drużyn: „Grzybiarze”, „Spoko spoko na czilku” i „Andrzejki Miniona”. Pomimo absurdalnych nazw, drużyny podeszły do rozgrywki na poważnie, zapewniając ciekawe widowisko.

Nie były to jednak jedyne zawody, w których można było wziąć udział. Równolegle do czwartkowych zmagań w LoL’a, po raz drugi w historii imprezy, odbyły się zawody w karciankę Hearthstone. Zdecydowanie łatwiej było wziąć w nich udział, gdyż gracze pojedynkowali się jeden na jednego. Tutaj poziom zawodników również był wysoki. Najlepszym przykładem, może być zeszłoroczny zwycięzca „Duudley”, który w tym roku, niestety nie przebił się do finału. Zwycięzcą tych zawodów, został niejaki „Gargas”, którego karty jak i umiejętności, okazały się najlepsze.

Game Over.

Podsumowując, organizowane przez PWSTE Dni Gier jak co roku ściągnęły rzeszę graczy. Prelekcje nie były złe, choć mogło być lepiej i jednak brakowało mi ludzi z branży. Zawody zaś, jak zwykle przyniosły wiele emocji i pozytywnych doznań, choć na tej płaszczyźnie zdarzały się drobne opóźnienia. Nie zmienia to faktu, że każdy gracz powinien odwiedzić następną edycję tej imprezy. Tego typu wydarzeń nie ma zbyt wiele w okolicy, a frekwencja na Dniach Gier, jest najlepszym dowodem że powinno być ich więcej.

 

Arinet